niedziela, 22 stycznia 2012

#16 - I wanna save your heart tonight

Blask fleszy. Krzyk. Panika. Krew. Slow motion. Szum w głowie. Światła. Ciemność. Kolejny plusk. Krople wody na twarzy. Przerażenie. Arytmia. Syrena pogotowia. Trzask składanych noszy. Płacz. Głosy jak zza szyby.
W jednej chwili śmialiśmy się wszyscy razem, by po minucie stracić rozum. I przytomność. Czułam się jak w filmie. Stałam w miejscu bez ruchu, podczas gdy dookoła mnie działo się tysiąc rzeczy na sekundę. Świat wirował. Nie kontrolowałam swojego ciała, nie miałam nad nim panowania. Po raz pierwszy mózg nie współpracował z kończynami. Mózg w ogóle nie pracował. Darłam się jak opętana widząc zmasakrowane ciało Zayn`a. Miotało mną jak szatan wiedząc, że wyczerpany Liam zniknął pod taflą wody. Krztusiłam się łzami, zachłystywałam powietrzem, nie mogąc nic zrobić. Louis wskoczył do rzeki ratować przyjaciela. Niall krzyczał do Malika, krzyczał do Boga, prosił , błagał. Ktoś zadzwonił po pogotowie. Sanitariusze jak na skrzydłach zjawili się z noszami, bandażami, stabilizatorami. Harry nie odzywał się. Trzymał mnie, klęczącą na chodniku, patrząc tępo przed siebie. W jego oczach nie było życia. Był jak robot, któremu odłączono zasilanie. W jednej chwili wszystko legło w gruzach. Patrzyłam, jak mój Zayn odjeżdża na noszach. Wyglądał strasznie. Cała twarz we krwi. Podarta koszula, krew na klatce piersiowej. Ból spowodował, że stracił przytomność. Nie było z nim kontaktu. Niall stracił zmysły. Krzyczał, płakał, modlił się jednocześnie. Jego twarz była opuchnięta od łez i czerwona od krwi. Usłyszeliśmy głos Louisa. Jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki opanowaliśmy się i pobiegliśmy w stronę rzeki. Wszyscy wychyliliśmy się przez murek. Zobaczyłam Liama. Nie wiem, czy oddychał. Nie próbował się wyrywać, nie chłonął powietrza, nie krzyczał. Nie ruszał się. Louis trzymał go jak lalkę. Płakał. Właśnie tak, Payne był teraz marionetką. Jego życie zależało od innych. Policjanci rzucili się na pomoc. To wyglądało jak scena z „Zielonej Mili” – Tomlinson trzymał na rękach nie dającego oznak życia Liama, jak John Coffey trzymał ciała maleńkich dziewczynek…

***

Wydarzenia z dzisiejszego wieczoru przeleciały mi przed oczami niczym film na przewijanej kasecie video. Mijały sekundy, minuty, godziny. Ludzie w szpitalu przewijali się przez poczekalnię, przez korytarze, wszystko się zmieniało. Wszystko, oprócz nas, grupy młodzieży wyglądającej jak z filmu grozy. Nie zmienialiśmy pozycji, nie odzywaliśmy się. Ledwie dało się wychwycić pojedyncze oddechy. Zero życia. Wszelkie procesy w naszych osłabionych organizmach zamarły. Do czasu…
Harry nagle zerwał się z krzesła. Fala jego uderzenia przewróciła mój kubek z kawą. Zimna lura. W tym samym momencie z podłogi poderwał się Lou zostawiając na podłodze koc, a Horan jak na komendę podskoczył na krześle. Tak, jakby ktoś na nowo podłączył ich do prądu. Wybiegli z poczekalni. Nie musieli czekać. Razem z Sue wyleciałyśmy na korytarz. Nie obchodziły mnie reakcje obserwujących nas ludzi. Korytarz był pusty. Cały biały. Jarzeniówki oślepiały nas swoim blaskiem. Dlaczego Harry wystartował z poczekalni? Co było bodźcem mobilizującym go, by przerwać tę monotonię? Wtedy zobaczyłam zarys postaci. Dokładniej, dwóch. Zaczęłam płakać i śmiać się jednocześnie. Moi przyjaciele szli o własnych siłach w naszą stronę! Łzy rozmywały obraz. Chciałam się na nich rzucić, wyściskać, wycałować. Chciałam wykrzyczeć, jak bardzo się bałam. Postacie zbliżały się coraz bardziej. Brudnym rękawem przetarłam oczy. To nie byli chłopcy. Nie, to nie oni. Lekarze. Dwóch młodych lekarzy szło w naszą stronę. Spojrzałam na ich twarze. Poker face. Czy ja jestem w jakimś pierdolonym teatrze?! Czy ja mam zgadywać, jakie wieści niosą? Gramy w kalambury? Znów w ciągu sekundy przewinęły się przez moją głowę słowa nienawiści i wdzięczności do lekarzy. Stanęli naprzeciwko nas. Zapadła grobowa cisza. Jeden z nich odezwał się:

- Zayn i Liam trafili tutaj w stanie krytycznym. Nie mieli szans…

Nie musiałam patrzeć na przyjaciół, by wiedzieć, co działo się w ich głowach. Lou osunął się na podłogę, Niall zaczął płakać, Harry znów patrzył tępo przed siebie. Mój świat legł w gruzach. NASZ świat legł w gruzach.

- Na szczęście jednak mieli wystarczająco siły, by walczyć. Za chwilę będziecie mogli ich odwiedzić. – przez twarz drugiego lekarza przemknął cień uśmiechu.

Zaraz, CO!? Spojrzałam na nich wzrokiem mordercy. Wszyscy jak na komendę wyprostowaliśmy się.

-CO?! – krzyknęłam

-Zayn stracił wiele krwi. Ma złamane 4 żebra, wstrząs mózgu, naruszony rdzeń kręgowy, na szczęście nie w stopniu, który przyczyniłby się do paraliżu czy innych poważnych powikłań. Oprócz tego ma mnóstwo mniejszych obrażeń, jak rozbity łuk brwiowy, złamany nos, podbite oko i rozcięta warga, ale wyjdzie z tego – lekarz uśmiechnął się.

- A co z Liamem? Jak on się czuje? – Harry powrócił do nas z dalekich zakamarków swojego mózgu.

- Liam był wyczerpany. Gdyby nie nagłe wykorzystanie wszelkich pokładów energii w nim drzemiących, spokojnie wypłynąłby sam na powierzchnię. Wstrząs termiczny i wyczerpanie przyczyniły się do tego, że jego płuca nie chciały współpracować. Gdyby któryś z Was, chłopcy, rzucił się na pomoc chwilę później, prawdopodobnie stracilibyśmy go. Nie przejawiał oznak życia z prostego powodu – woda zablokowała jego drogi oddechowe. To standardowy skutek utonięcia. Na szczęście po kilku procedurach medycznych udało nam się przywrócić mu procesy oddechowe.

Przez korytarz przepłynęła fala odetchnięcia. Pstryk i z wraków ludzi zmieniliśmy się w pełnych życia nastolatków. Rzuciliśmy się sobie w ramiona. Wszyscy skoczyliśmy na Lou. Był naszym bohaterem! Uratował Liama! Krzyczeliśmy, jak bardzo go kochamy. Nigdy nie kochałam nikogo bardziej, niż Tomlinsona w tym momencie. Dzięki niemu rozjaśniło się światełko w tunelu niepewności. Dzięki niemu wyszliśmy z tego tunelu.
Lekarze patrzyli na nas uśmiechając się do siebie.

- Na razie podejdźcie do szyby na końcu korytarza. Zobaczycie przyjaciół. Byli w bardzo złym stanie, ich organizmy były wyczerpane, więc podaliśmy im środki nasenne, by mogli zregenerować siły. Za jakąś godzinę będziecie mogli do nich wejść. – powiedział jeden z nich.

Wszyscy spojrzeliśmy na lekarzy. Każdy z nas miał łzy wzruszenia w oczach. Byliśmy niesamowicie szczęśliwi. Wyszeptaliśmy tylko „dziękuję” – nie było nas stać na nic więcej. Medycy skinęli głową i poszli przed siebie. My z kolei rzuciliśmy się pędem przez korytarz. Biegliśmy do przyjaciół.

-------------------------------------------------------------------------------------------

Tradycyjnie chciałabym niesamowicie podziękować za wszelkie odwiedziny i bardzo miłe komentarze. Bez tego nie miałabym dla kogo pisać. Cieszę się, że trafiłam na tak niesamowitych ludzi i piszę to prosto od serca. DZIĘKUJĘ! :)
Fani One Direction, na prawdę jesteśmy jak jedna wielka rodzina. To cudowne uczucie :)
Zachęcam do komentowania, bo przydadzą mi się wasze opinie, a nawet propozycje odnośnie kolejnych rozdziałów :)
I małe sprostowanie - nie miałam zamiaru uśmiercać chłopaków. O czym bym wtedy pisała? :D I tak, wiem, że wczorajszy "rozdział" był krótki. Dlatego nadałam mu numer "15,5". Miał być wprowadzeniem do rozdziału 16.
JESZCZE RAZ ZA WSZYSTKO DZIĘKUJĘ! <3 xx

9 komentarzy:

  1. Boże jak ja się przestraszyłam!
    Aż mi się ryczeć zachciało kiedy napisałaś o zmasakrowanym Zaynie!
    Całe szczęście, że przeżyli!
    Pozdrawiam, spark-of-hope.blog.onet.pl
    Kate ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. Jesteś Cudowna . !!!

    Ciesze Sie , Ze Chłopaki Żyją . !!! Hahah .. x DD

    Ja Chce Więcej . ! Dawaj Next'a .! Dawaj .! ; D

    OdpowiedzUsuń
  3. Jejku dziewczyno... jak przeczytałam to: " Zayn i Liam trafili tutaj w stanie krytycznym. Nie mieli szans…" to po prostu dostałam wytrzeszcz oczy, ale na szczęście wszystko dobrze się skoczyło. Piszesz coraz lepiej, oby tak dalej. :)

    Pozdrawiam Angelika <3

    OdpowiedzUsuń
  4. InspiracjonTe ^^22 stycznia 2012 14:41

    Mogłabyś zrobić coś w deseń " 2 tygodnie później " żeby nie truć fanów o ich stanach . Potem napisać coś (oczywiście pozytywnego) o Niall'u , no i oczywiście o Harrym i Sue .; ***

    OdpowiedzUsuń
  5. Jak przeczytałam nie mieli szans to myślałam że cie zabije... nie naserio

    OdpowiedzUsuń
  6. wiedziałam, że przeżyją :P
    Liam <3

    OdpowiedzUsuń
  7. O czym ty myślisz laska że masz takie scenariusze we łbie? prawie ryczałam no! oczywiście cieszę się że ich nie "umarłaś" i mam nadzieję że po pewnym czasie do siebie dojdą...

    OdpowiedzUsuń
  8. Umarłam przy porównaniu do "Zielonej mili".KOOOOCHAM CIĘ!

    OdpowiedzUsuń