niedziela, 25 marca 2012

#27 - You're my kryptonite

- Czuję się jak zużyty przez bandę hindusów papier toaletowy powiewający na wietrze. I pomyśleć, że wyszłam z hotelu po głupiego „The Times`a” – powiedziałam, padając zmordowana na kanapę w salonie naszego apartamentu. – CHOLERA, TOMLINSON! ZNOWU UDAJESZ SUPER DZIELNĄ MYSZ ZMIENIAJĄCĄ SIĘ W KOC? SERIOUSLY?! PIĄTY RAZ W TYM TYGODNIU?! – krzyknęłam, gdy nadziałam się nosem na tyłek przyjaciela idealnie ukrytego pod narzutą.

- HARREH! GWAŁCĄ! – Lou darł się, wierzgając nogami jak rozentuzjazmowany jelonek na zamarzniętym jeziorze. – CALL THE COPS! POLICIJA! POLIISI!

- Poliglota się znalazł – odpowiedział z przekąsem Niall, który uparcie łuskał pestki słonecznika, a skorupki przyklejał sobie śliną do paznokci. – Perfecto. – zamruczał, podziwiając swe dzieło.

- Trzeba było krzyczeć „GENDARMERIE”, mikromóżdżku. Amerykańska, chorwacka i fińska policja Ci nie pomogą. – Zayn właśnie przeszedł przez salon i poszedł do swojego pokoju.

Skąpo. Odziany. W. Sam. Ręcznik. Na. Biodrach. Jezus. Maria.

ZAYYYYYYYYYYYYYYYYYYN! CZY JA PRZYPADKIEM NIE ZOSTAWIŁAM W TWOIM POKOJU SWOJEGO NOSOROŻCA/REPRODUKCJI „Damy z gronostajem”/DONICZKI W KSZTAŁCIE KROWY/NOWEGO NUMERU „BRAVO”?!?!?! CZEGOKOLWIEK?!

- Nie wydaje mi się. – Liam odpowiedział jak na moje pytanie, zaczytując się w instrukcji używania odplamiacza. Chyba przewidział już dantejskie sceny na kanapach, firankach,  dywanach i T-Shirtach swoich zdolnych przyjaciół..

- SŁUCHAM!? – czy ja już na prawdę nie panuję nad tym, co mówię w głowie, a co wychodzi przez odświeżany miętą przełyk? Mam we łbie dziurę wielkości braku w nawierzchni na polskiej autostradzie i myśli ulatują głośno do atmosfery?

- Lepszy byłby dyniowy oranż. Pasowałby Ci do koloru paczadełek. – Liam kontynuował myśl, doradzając Niall`owi kolor lakieru do paznokci (w tym przypadku łusek po pestkach).  Payne wyczucie stylu odziedziczył chyba po Nicki Minaj…

Horan w różowym puchatym szlafroku i z czepkiem na głowie, wyciągając dłonie przed siebie, marudził i kręcił nosem. Końcówki jego naturalnych tipsów umazane były czymś zielonym. Czymś, co wyglądało jak rozdeptany na krowiej kupie groszek, udekorowany szczyptą koperku, dodatkowo rozjechany przez peleton wesołych stutonowych kolarzy.

- Carol? Czy to wygląda jak koniczynki?

- Jeżeli sobie oczy wydłubiesz, tańcząc kanana w ciemnej jaskini pełnej czarnoskórych sumo, to nawet będzie podobne. – przemówił Harry swoim porannym głosem, gdy uznał, że pora podnieść się zza kanapy i rozprostować pośladki.

***

- NIEEEEEEEEEEEEEEE, PROSZĘPROSZĘPROSZĘ, NIEEEEEEEEEE! NIALL, IRLANDZKI TY MÓJ SKRZACIKU, BĘDĘ CI GRYWAŁ SERENADY W STROJU OBAMY WISZĄC POD SUFITEM NICZYM TOM CRUISE W „MISSION IMPOSSIBLE”! HARRY, KOCHANIE MOJE, SKARBEŃKU, BĘDĘ CI KUPOWAŁ TWIXY DO KOŃCA ŻYCIA, ODDZIELAŁ KARMEL OD CIASTKA, CIASTKO OD CZEKOLADY, CZEKOLADĘ OD KARMELU! LOU, PĄCZUSZKU AKSAMITNY, ZAWIOZĘ CIĘ DO SKLEPU Z SZELKAMI! DO SKLEPU Z TOMS`AMI! CZERWONYM WIELKIM AUTOBUSEM! LIAM, MON CHERI, KOCIACZKU TY MÓJ PUSZYSTY, BĘDĘ PO SOBIE SPRZĄTAŁ! NIEEEEEEEEEEEEEEEEE, BŁAGAAAAAAAAM!

Liam zawahał się przez chwilę, gdy usłyszał obietnicę Zayn`a, jednak stan rozdarcia uczuciowego trwał tylko ułamek sekundy. Razem z trójką przyjaciół, udając rybaków zmagających się z niesfornym szczupakiem, pędził przez najpiękniejszą plażę Lazurowego Wybrzeża ku ciepłym wodom Morza Śródziemnego.

PLUSK!

Malik drąc się jak stare gacie na ścierkę wpadł w objęcia morskich fal.

- TYTANIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIK! – Horan, wrzeszcząc głośniej niż głodny noworodek w gabinecie strachu, rzucił się na przyjaciela, i jak młotek gwóźdź, wbił przyjaciela w dno.

- Chyba. Usiadłem. Na. Muszelce.  – oczy Zayn`a zaszkliły się, co wywołało natychmiastową reakcję Liama.

Biegnący przez fale z gracją Pameli Anderson w „Słonecznym Patrolu”, zanurkował, by po chwili znaleźć się przy moim chłopaku i ocierać jego łzy glonem znalezionym rzut beretem od Horanowej stopy.

A parę metrów dalej, obrażony na cały świat i odwrócony do wszystkich plecami, siedział nasz przesłodki Hazza, który śpiewał sobie cichutko pod nosem „ The Cuppycake Song”
 i uderzał rączkami o taflę morza, wzbudzając przy tym zainteresowanie pływających w swoich malutkich pontonach berbeciów ze smoczkami w buziach.

Przyglądałyśmy się z Sue tej wesołej scence, smarując się naszymi designerskimi balsamami do opalania Yves Saint Laurent, wertując czasopisma dla kobiet i chowając się za Ray-Ban`ami. Nagle z błogiego lenistwa wyrwał nas okrzyk bojowy:

- NADCIĄGA TOMMO-TORNADO!!!

Louis biegł przez całą szerokość plaży, podtrzymując na umięśnionych pośladkach kółko do pływania, wywołując swoimi niebieskimi płetwami burzę piaskową. Nie zwracał uwagi na francuskie piękności, które całe lepiły się od mieszanki balsamu i piachu. Nie zwracał uwagi na przerażone pieski, opalające się topless babcie i prężących się do Słońca dziadków. Nie zwrócił też uwagi, gdy niespostrzeżenie różowe kąpielówki z wizerunkiem znanej wszystkim pantery opadły do kostek. To znaczy zwrócił uwagę. Co prawda dopiero, gdy wyłożył się jak długi twarzą w wodzie, ale zwrócił.
 
- TOMMO-TORNADO POWSTRZYMANE PRZEZ TARCZĘ ANTYRAKIETOWĄ HORAN! – Niall wrzasnął, bijąc się pięściami po klacie jak goryl. – Ale i tak myślałem, że gacie Ci szybciej opadną. – wyszczerzył się w stronę Boo Bear`a, który wyciągał muszelki z buzi.
 
Po chwili, zupełnie niespodziewanie, oddałam się w objęcia Morfeusza, pozostawiając scenę upadku Tomlinsona przed swoimi oczami…

***

- Myślicie, ze jej się spodoba?

- Bitch, please. Ona umrze z zachwytu!

- A może obędzie się bez umierania?

- Chłopie, panikujesz jak baba na widok ostatniej pary butów z wyprzedaży. Oddychaj głęboko!

- Oddychaj w torbę!

- Torbę to Ty se na łeb załóż. Dzieci nie będziesz straszył.

- Zaraz dostaniesz torbą w twarz!

- A Ty twarzą w tyłek!

- Podoba mi się!

- Geje.

- LOVE YOU TOO!

ŁUP.

- Kutafonie, jak prowadzisz? Nie uczyli Cię, że te garby są po to, żeby zwalniać?!

- Jakie garby?

- A idź się utop w morzu papieru toaletowego.

Ocknęłam się, gdy samochód podskoczył na progu zwalniającym.

ZARAZ. SAMOCHÓD?!

- O fuck. – stęknęłam, gdy przy próbie podniesienia się przywaliłam głową w sufit jak łysy grzywką o kant stołu.

- Ej, obudziła się!

- „It`s time to get up in the morning. Got McDonald`s breakfast for you…” – zaczął chrypieć Hazza, który nie wiadomo skąd wyrósł mi przed oczami jak natrętny handlarz na tureckim bazarze.
Oczy poszerzyły mi się jak źrenice po przejściu z jasnego w ciemne.

- No jak tam moje księżniczkowe piękności? Ziarenko grochu nie godziło w kręgosłup waszej królewskiej mości? – wyszczerzony Boo Bear wyjrzał zza fotela kierowcy, zupełnie olewając drogę, po której się poruszał.

- Co ja jadę?

-Niall poruszył niebo i ziemię, żebyśmy zawieźli go na jakieś krwiste steki, więc… jedziemy na krwiste steki! – Liam pospiesznie wyjaśnił sytuację, po czym od razu zmienił temat. – To jak? Adelcia? Bruno Marsik? Jessie J? Marcus Collins? Rizzle Kicks?

- SUSAN BOYLE, AHAHAHAHA. – Zayn wprawił wszystkich w stan powszechnej wesołości. 

Wszystkich, oprócz Harry`ego, który znów wyczuł ironię dotyczącą podobieństwa jego do innej uczestniczki X-Factor`a. Potrząsnął tylko włosami, pozostawiając tę kwestię bez komentarza.




Gdy udało mi się wyminąć pachy, łokcie i pasy samochodowe, które niemiłosiernie zwisały nad moją głową, podniosłam się z pozycji trumiennej i wcisnęłam między Hazzę i Niall`a. Poprawiając włosy, które otaczały moją spuchniętą od snu twarz niczym kokon larwę, spojrzałam przez okno i… 

UMARŁAM.

 Po raz kolejny, odkąd poznałam chłopców.

 A co najciekawsze, zdarza mi się to coraz częściej! Mam 9 żyć, jak kot? Albo jestem postacią z gry komputerowej i co chwila odradzam się na nowo. To by w sumie pasowało. Jestem Simem. Wchodzę do pokoju, zapominam, co z niego chciałam, a to dlatego, że gracz, który się ze mną bawi, anulował akcję.

NICE THEORY!

Ale wracając do świata żywych, padłam z wrażenia. Pędziliśmy teraz nadmorską szosą. Było już ciemno. Mijało nas niewiele samochodów. Morze Śródziemne odbijało światło księżyca, gwiazdy migotały na niebie, zakochane pary spacerowały wolno po brzegu, a grupy przyjaciół siedziały przy ognisku, ciesząc się swoim towarzystwem. Delikatny, ciepły wiatr wpadający przez okna, niósł ze sobą zapach morza i radosne śmiechy.

To był nasz ostatni wieczór we Francji. Jutro mieliśmy ruszać z chłopcami na podbój Lizbony!

Zakochałam się w tym krajobrazie. Ostrzegam wszystkich, choćbym miała wyskoczyć z pędzącego auta, wbijam do pierwszego napotkanego sklepu fotograficznego i uzbrajam się w lustrzankę z zestawem obiektywów. Co z tego, że ledwie posługuję się aparatem w moim iPhonie.

Byłam tak zapatrzona w niebo łączące się z bezkresem morza, że nawet nie poczułam typowego dla Lou gwałtownego hamowania (czyt. wciskania hamulca w ostatniej chwili).

- Carol? Jesteśmy na miejscu! – Zayn swoim aksamitnym głosem oznajmił mi, iż nastąpił koniec trasy, po czym wyskoczył z samochodu, otworzył drzwi z mojej strony (a właściwie strony Niall`a) i podał rękę.

- Och, Malik, jakiś Ty uroczy, hihihihihi – Horan z gracją frywolnej damulki urodzonej na salonach zawstydził się, po czym podał mojemu chłopakowi swoją dłoń.

Zayn zaśmiał się i wyszarpnął blondyna z samochodu z taką siłą, że nasz irlandzki żarłok wyleciał jak gil z nosa podczas gwałtownych akrobacji powietrznych.

Zaczęłam się śmiać, po czym przesunęłam się po skórzanych obiciach i podałam dłoń mojemu ukochanemu.

Gdy obeszliśmy auto, przed moimi oczami ukazała się piękna drewniano-szklana konstrukcja. Dom na plaży oświetlony był dziesiątkami kolorowych lampionów, dookoła paliły się hawajskie pochodnie, a wszyscy moi szkolni przyjaciele i rodzina, uśmiechnięci od ucha do ucha, poubierani w hawajskie stroje i sączący drinki z połówek kokosów wznieśli na mój widok toast, krzycząc:

- NIESPODZIANKA!

 - Wszystkiego najlepszego, skarbie. – szepnął Zayn, zanim krzyczący i śmiejący się ocean znajomych rąk porwał mnie w swoją stronę.

***

- Zupełnie straciłam rachubę czasu! To naprawdę już 13 sierpnia? – dziwiłam się. – AŁA! Harry! Nie musiałeś mnie szczypać!

- To prezent. Dla Ciebie, ode mnie. – przechylił się milusio w moją stronę, szczerząc ząbki.

- I tak nie dostaniesz buziaka. – zagroziłam.

Styles westchnął cichutko.

- Kolejna zmarnowana szansa. – wyszeptał, po czym zeskoczył ze stołka barowego i oddalił się ku stołowi z przekąskami.

Siedziałam z One Direction i Sue przy barze, wciąż nie mogąc uwierzyć w to, co mnie spotkało. Ja, która jestem ze sobą 24/7 od kilkunastu lat, zapomniałam o swoich 19. urodzinach.

- Ale jazda. – tylko tyle udało mi się powiedzieć, sącząc drinka o smaku mango i ananasa.

Zapierające dech w piersiach dekoracje świetlne, bariera dźwiękowa stworzona ze zderzających się ze sobą fal powietrza i fal dźwiękowych, płynących z ogromnych głośników,wielkie ognisko na środku plaży, pieczenie pianek, tańce na piasku, nocne kąpiele w ciepłych wodach Morza Śródziemnego, moje ulubione piosenki, przyjaciele, rodzice, chłopak…

THANK GOD I`M A WOMAN.

- SZANOWNI GOŚCIE, KTO PIERWSZY ZŁAPIE SOLENIZANTKĘ, DOSTANIE DODATKOWĄ PORCJĘ TORTU! - z głośników rozległ się głos mojego taty.

Poczułam na sobie wszędobylskie spojrzenia. Moje zdziwienie mieszało się z przerażeniem. Nagle, moi kochani wariaci otoczyli mnie ciasnym kółkiem i z minami psychopatów, wydając z siebie chrypliwe "hie hie hie", podkradali się w moją stronę. Nie miałam szans im uciec.

Po chwili pięć par rąk uniosło mnie do góry. Ja - całkowicie wrażliwa na wszelaki dotyk w okolicach żeber - zaczęłam piszczeć i śmiać się jak pijana Sue na uroczystości pożegnania dyrektora w liceum.

Płynęłam w powietrzu, niesiona przez najcudowniejszych ludzi, jakich miałam okazję poznać. Prawie jak gwiazda rocka, która na koncercie rzuca się w tłum! Tym razem wyglądało to jednak, jakby tłum rzucił się na gwiazdę rocka.


Przyjaciele i rodzina wiwatowali, śpiewając "Sto lat!". Dźwięk fal rozbijających się o skały tworzył niesamowite tło akustyczne, co spowodowało, ze miałam ciarki jak stąd do tamtąd. 





Dopiero, gdy dotarłam do podestu, na którym stali uśmiechnięci rodzice, zobaczyłam, ze każdy trzyma w ręku ogromny lampion.

Już wtedy wiedziałam, że spełni się jedno z moich największych marzeń.

Mój poleciał jako pierwszy. 

Po chwili całe niebo usłane było dziesiątkami białych płomieniami.

Patrzyłam, jak półmetrowe lampiony oddalają się od nas, tworząc swoje własne gwiazdozbiory.

Zayn wszedł po schodkach, odgarnął mi włosy z policzka, spojrzał głęboko w oczy i pocałował czule.

Idealny moment. Idealne miejsce. Idealny chłopak.

-------------------------------------------------------------------------------------------------

Biję się gałązkami wierzbowymi po plecach - to w ramach kary za nie pisanie przez tak długi okres czasu. Nie macie pojęcia, jak głupio mi z tego powodu. Ale szkoła zabiera mi teraz tyle czasu, że nie wiem, za co mam się brać.
Przeszło mi nawet przez myśl, zeby zawiesić bloga, ale MOJE WSPANIAŁE FAPPERSY wybiły mi to z głowy :)
Nie pisałam od dwóch tygodni, a Wy mimo to codziennie zaglądaliście na stronę (3602 wejścia od ostatniego rozdziału mówią same za siebie) i cierpliwie czekaliście.
YOU DON`T KNOW YOUR WONDERFUL! <333
Nie mogłam sobie wymarzyć bardziej kochanych i wspaniałych czytelników. To dzięki Wam piszę! Jesteście wspaniali, na prawdę :`)
xx





sobota, 10 marca 2012

#26 - Find out what went wrong without blaming each other

Łzy ściekały mi po policzkach, obraz rozmywał się przed oczami. Popchnęłam ciężkie drzwi studia i wybiegłam na zewnątrz. Powiew sierpniowego wiatru wcale mnie nie uspokoił. Zaczęłam płakać jeszcze bardziej. Biegłam przed siebie, nie zwracając uwagi na zdziwionych spacerowiczów, dla których widok smarczącej, pędzącej slalomem turystki musiał być niezwykle intrygujący. Nogi poniosły mnie do miejscowego parku, w którym perfekcyjnie ubrane kobiety ze swoimi perfekcyjnie ubranymi dziećmi spędzały leniwe sobotnie przedpołudnie.
Mięśnie piszczelowe dały się we znaki. Nie mogąc złapać oddechu padłam w cieniu pod drzewem.

„To tylko dobra przyjaciółka.”

Mój mózg znowu transformował w jedno wielkie pudełko, od ścianek którego odbijało się to zdanie. Zdanie, którego nie spodziewałam się słyszeć. Zdanie, które w jedną chwilę poczyniło w mojej głowie spustoszenie. Szare komórki wirowały jak liście w oku tornada.
TYLKO dobra przyjaciółka?!

Ile razy zapewniał mnie, jak bardzo mnie kocha? Ile razy całował, mówiąc, że jestem dla niego najważniejsza?! Ile razy mówił, że będziemy razem już na zawsze?!

To nagle zaczęło brzmieć tak… tandetnie. Ja, osiemnastolatka, buntująca się, że prawdziwa miłość nie istnieje. Moje myśli zaczęły przypominać myśli rzuconej przez chłopaka trzynastki.

CO JA W OGÓLE WYGADUJĘ?!

Skuliłam się, objęłam rękami kolana i schowałam między nie głowę – jakby ta otoczka z moich kończyn broniła przed atakującymi mnie natrętnymi myślami.

Czułam się taka malutka. Taka głupia.

JEDNO DEBILNE ZDANIE. CZTERY KRÓTKIE SŁOWA.

Nagle poczułam czyjeś ramię oplatające mnie kurczowo.

- Następnym razem będę pamiętać, żeby założyć  buty do biegania. – spróbowała rozluźnić atmosferę Sue, zdejmując z nóg koturny i rozmasowując obolałe stopy.

Nie zareagowałam na to. Spojrzałam tylko przed siebie tępym wzrokiem, oczami schowanymi za kurtyną łez. Pod wpływem przytulania przyjaciółki negatywne emocje zaczynały powolutku odpływać z mojego ciała. Wszelkie złe myśli były jak opiłki żelaza, które Sue wyciągała ze mnie niczym magnes.

- Przecież wiesz, że wcale nie miał tego na myśli. – powiedziała cicho.

Coś mi tu nie pasowało. Była zbyt…

- Dlaczego jesteś taka spokojna? – spytałam, wycierając mało estetycznie nos rękawem.

Coś nagle uderzyło we mnie z impetem.

- Zaraz! Harry też powiedział, że jest singlem?! – odtworzyłam sobie w głowie część wywiadu. – Tak! Powiedział, że jest singlem! I Ciebie to nie rani?! Jak to możliwe?!

- Chociażby dlatego, moja droga, że wiedziałam, jak odpowie na takie pytanie.

Ton jej głosu sprawił, że już kompletnie nie wiedziałam, o co chodzi!

- Nie zauważyłaś, że ostatnio spędzałyśmy mało czasu razem? – powiedziała cicho, opierając policzek na dłoni. – No pewnie, że nie zauważyłaś… - spojrzała przed siebie.
Powtórzyłam jej gest. Teraz mój mózg zmienił się w kalendarz. Wiejący lekko wiatr kartkował kolejne strony. Wszystkie wydawały się być zapisane jednym imieniem. Zayn… Miała rację.

- Kiedy to się stało?

- Wtedy, gdy cały management zdecydował, iż chłopcy nie mogą przyznać się do faktu, że nie są już wolni.

- SŁUCHAM!? – myślałam, że się przesłyszałam.

- Jakbym słyszała siebie. – prychnęła Sue. – W zeszłym tygodniu, gdy byłam z Harry`m nad zatoką, powiedział mi dokładnie, jak wygląda sytuacja. Jacyś inteligentni PR-owcy, czy inni ludzie z działu marketingu stwierdzili, że fanki nie przetrawią informacji o zajętych sercach swoich idoli, więc… zabronili im o tym mówić publicznie.

Nie przesłyszałam się.

- Zabronili?!

- Śmieszne, prawda? Ale słuchaj dalej. Zagrozili im WYRZUCENIEM Z ZESPOŁU! Banda idiotów. Teraz jest takie bezrobocie, że firmy mogą przebierać w ofertach pracowników i zatrudniać najlepszych, ale jak widać, do doboru ludzi też trzeba mieć głowę…

Zaraz zaraz. Wyrzucenie z zespołu? Za powiedzenie, że ma się dziewczynę?! Przecież to jest jakiś cholerny kabaret!

Ludzie, którzy dzięki naszym chłopcom mają pracę, pieniądze, chcą postąpić tak perfidnie? Przecież to się w głowie nie mieści! Nie biorąc już pod uwagę tego, że pomysł na „karę” sam w sobie brzmi bardziej absurdalnie niż kłamstwo przedszkolaka.

- Nawet nie wiesz, jak to wkurzyło Zayn`a. Nigdy nie widziałam go bardziej wściekłego. Wisiał na telefonie chyba z godzinę i darł się na tych ludzi. Nerwy mu puściły, zapora między poprawną angielszczyzną a wulgarnymi określeniami przestała istnieć. – kontynuowała przyjaciółka. – On Cię naprawdę kocha, Carol. I Ty dobrze o tym wiesz, tylko dałaś się ponieść chwili. Nie masz pojęcia, jak on walczył o prawo do przyznania, że jest z Tobą. Masz niesamowite szczęście, że na niego trafiłaś.
 
Dopiero wtedy zrozumiałam, że zachowałam się jak pusta, samolubna, rozkapryszona dziewczynka. 
Zaczęłam bić się z myślami.

- BOŻE, JAKA JA JESTEM GŁUPIA! Przecież One Direction dla Zayn`a to rodzina. To jego obecne życie, spełnienie marzeń. A ja martwiłam się tylko o siebie… Nie sądziłam, że to może mieć jakiekolwiek konsekwencje. Nienawidzę się za to. – potrząsnęłam głową, jakbym chciała wyrzucić z niej tę beznadziejną sytuację, w jakiej postawiłam i siebie, i swoich przyjaciół.

- Sue, ja naprawdę go kocham. Kocham go jak szalona! Każdego dnia, gdy go widzę, wiem, że nie potrzebuję niczego więcej. Zayn sprawia, że nawet najgorszy dzień, najgorsza chwila potrafią zmienić się w coś pięknego. Wystarczy, że się uśmiechnie, że posłucha mojego ględzenia, posiedzi przy mnie, potrzyma za rękę. Wystarczy, że jest. Nigdy jakoś nie miałam okazji mu o tym powiedzieć. – wyznałam. - Muszę go jak najszybciej znaleźć.

Poderwałam się spod drzewa i obróciłam na pięcie, gdy nagle zobaczyłam chłopaków. Nie wiem jak długo stali za nami i słuchali tej rozmowy. Wiem jednak, że wystarczająco długo, by Zayn usłyszał moje wyznanie.

Po czym to poznałam?

Miał łzy w oczach. Te piękne, czekoladowobrązowe tęczówki zaszły się łzami. Ręce skrzyżowane na piersi lekko dygotały. Nie widziałam go płaczącego. Nigdy.

Nie chciałam, żeby rozpłakał się całkowicie, bo moje serce roztopiło by się jak margaryna na patelni.

- Misiaczki, koteczki, rybcie. – chlipał pocieszny Boo Bear. – Tym bardziej zasługujecie na zobaczenie naszych drących się facjat i trzęsących tyłeczków dziś wieczorem.

- Takie tam 2 bilety w pierwszym rzędzie. – powiedział niby od niechcenia Hazza.

- W hali większej niż Wembley Arena. – dodał szybko Niall.

- Z 20 tysiącami fanek. – prychnął Liam, jakby podawał liczbę jajek w kurniku.

- Nie masz pojęcia, jak bardzo Cię kocham. – Zayn chyba nie ogarnął zmiany tematu, co wcale mi nie przeszkodziło.

Wtuliłam się w jego umięśniony tors i zamknęłam oczy.

Słowa były zbędne.

***

I WANNA STAY UP ALL NIGHT AND DO IT ALL WITH YOU! – zabłysnęłam moim talentem wokalnym, że aż Sue ze śmiechu pomalowała szminką pół twarzy.
Nasz apartament w hotelu Manadrin Oriental zamienił się w kulisy pokazu mody.

ISTNY PARYSKI (dwugodzinny, co prawda) TYDZIEŃ MODY.

Chociaż sztab stylistów, wizażystów, projektantów i modelek ograniczył się do liczby dwóch (kryzys na rynku, sami rozumiecie), to atmosfera i gorączkowe przygotowania jak najbardziej odzwierciedlały to, co przeżywały modelki przed pierwszym wejściem na wybieg.

WSZYSTKIE wystające elementy, czyli klamki, kanty, karnisze, rączki foteli, wieszak na papier toaletowy etc. pełniły funkcję wieszaków, podobnie jak podłoga – najniższa półka w pokoju.

Spojrzałam na przyjaciółkę uporczywie ścierającą czerwoną szminkę z policzka i szczerząc się zanuciłam:

- Don`t need make up to cover up! Ałaaa! – pisnęłam, gdy obcas powędrował w kierunku mojego kolana. – Seriously? Po raz kolejny butem?

- O! You`ve got that one thing! – wykrzyknęła Sue, gdy zobaczyła moją bransoletkę. – To w tej chwili wędruje na mój nadgarstek. Tutej dzisiej. Szybciutko! Fall into my arms instead!

- It just don`t feel right… - chlipnęłam, oddając przyjaciółce błyskotkę.

Uwielbiam te nasze dialogi składane z cytatów piosenek One Direction. To prawie jak gra we „Flirt towarzyski”!

Tak czy siak, po dwóch godzinach grzałyśmy już fotele limuzyny i byłyśmy gotowe ruszać na nasz pierwszy w życiu koncert chłopców!

***

- Widzisz to, co ja?! – darłam się do Sue, gdy już zajęłyśmy miejscówki pod samą sceną.

- COOOO?!

- CZY WIDZISZ TO, CO JA?!?!

- NIE, OŚLEPŁAM.

-SPADAJ NA BAMBUS!

-NIE PRAWDA, NIE WIDZIAŁAŚ OBAMY W HALLU!

- ACH, NIE WAŻNE!

- TE KOLCZYKI MAJĄ KSZTAŁT KASZANKI?!

- ZAMKNIJ BUZIĘ!

- CO TY GADASZ, ONI WYSTĄPIĄ W KALESONACH?!

W tej chwili modliłam się, aby umieć zrobić Double Jesus Facepalm.

Krzyki i piski dziewczyn, które napierały na barierki za nami przyprawiały mnie o…
No właśnie, o co? To kolejne z doświadczeń w moim życiu, które nie pozwalają mi siebie opisać, gdyż nie bardzo wiem, jakimi przymiotnikami to określić.

Tysiące płaczących fanek, setki bannerów z hasłami i zdjęciami…

ISTNY SZAŁ CIAŁ I UPRZĘŻY.

Już miałam dać się porwać tej wariacji, gdy na scenie rozbrzmiały pierwsze akordy do „What makes you beautiful”.

Wtedy wszyscy wyszli z siebie (a One Direction zza kulis).

Największe party hard w historii.

Dwadzieścia tysięcy fanek i tylko ich pięciu – Zayn, Niall, Harry, Louis i Liam.
Wyglądali jeszcze lepiej, niż do tej pory. Nieśmiałe uśmiechy, wymieniane między sobą spojrzenia, szalone gesty, machanie do fanek. Zachowywali się tak naturalnie, tak normalnie!
A potem zmienili się w demony sceny, gdy głos Liama popłynął z głośników.

***

- Teraz czas na naszą ostatnią piosenkę. Chłopcy…? – Lou przejął stery prowadzącego.

Nasi przyjaciele wymienili między sobą kolejną serię spojrzeń i uśmiechów. Mrugnęli porozumiewawczo, po czym Liam zaczął przemawiać.

- Ten kawałek, „Everything about you” chcielibyśmy zadedykować dwóm wspaniałym dziewczynom, które ostatnio odmieniły nasze życie,  a zwłaszcza życie Harry`ego i Zayn`a – spojrzał na przyjaciół. – Zapraszamy je na scenę? – uśmiechnął się chytrze.

UMARŁAM.

U-M-A-R-Ł-A-M.

Po chwili poczułam już tylko bardzo umięśnione ręce unoszące mnie w powietrzu i przekazujące w ramiona mojego chłopaka. Jego oczy znów błyszczały.

Stanęłam oszołomiona patrząc na publikę. Tyle tysięcy dziewczyn! Sue stała przy Harry`m i robiła dokładnie to samo, co ja.

- Carol, Sue… – zaczęli nasi chłopcy, klękając na scenie. – Wszem i wobec ogłaszamy, że zawładnęłyście naszymi rozumami. IT`S EVERYTHING ABOUT YOU.

------------------------------------------------------------------------------------------------

Kochani, chciałam Was BARDZO BARDZO przeprosić za to, że kazałam tyle czekać z kolejnym rozdziałem, ale ten tydzień był tak zawalony robotą, ze nie miałam czasu usiąść na tyłku.
Na szczęście nadszedł weekend i udało mi się coś spłodzić :)
OGROMNIE DZIĘKUJĘ ZA WSZYSTKO, CO ROBICIE!
Wczoraj minęły dokładnie 2 miesiące, odkąd założyłam bloga.
13864 wejścia.
178 komentarzy.
27 osób śledzących.
26 wpisów.
COŚ PIĘKNEGO. NAWET NIE WIEM, JAK TO OPISAĆ SŁOWAMI :`)
Przypominam, że będzie mi bardzo miło, jeżeli zostawicie komentarze + osoby, które chcą być powiadamiane na TT o nowych wpisach -> zostawiajcie swoje nazwy pod spodem! :)
xx