piątek, 13 kwietnia 2012

#28 - There's so much I wanna say

Poprzedniej nocy kursowaliśmy po Francji niczym Paris Hilton szlakiem nowojorskich klubów nocnych.

Tyle się działo…

Cały czas nachodzą mnie krótkometrażowe projekcje z przyjęcia-niespodzianki. To jak oglądanie zwiastunów filmowych – przeskakujące klatki, urywane momenty, soundtrack…

Mózgi moich przyjaciół smażyły się na słońcu jak jajka na patelni (choć niektórzy już od dawna mieli zamiast nich BARDZO DOBRZE ściętą jajecznicę).

Odrywając się od rzeczywistości stawałam się małą Carol siedzącą w białym pudełku. Puste ściany nie absorbowały uwagi i umysł zaczynał pracę porównywalną do pracy sztabu ludzi z Fabryki Snów.

Co chwila zastanawiałam się, czy to, w czym wzięłam udział, wydarzyło się naprawdę? To nieustające pytanie zapewne podsyłały do mojej głowy bąbelki z wczorajszych drinków, które zagubiły się w moim organizmie i za Chiny nie mogły z niego ulecieć – prawie jak mucha, która wleciała najmniejszą szczeliną a nie może trafić na zewnątrz przez wielkie okno.

Wiem jednak, że to wszystko wydarzyło się naprawdę! Wystarczy spojrzeć na szalone prezenty, jeszcze bardziej szalone zdjęcia i wiadomości od przyjaciół, którzy świętowali razem ze mną.

Spojrzałam przez okno samolotu. Uwielbiam patrzeć na chmury. Układają się w fantazyjne kształty, pobudzają wyobraźnię i swoją lekkością odprężają bardziej niż wieczorny masaż na plaży w Tajlandii.
Najlepszym obserwatorem z całej gromadki był Liam (ale to tylko dlatego, że jako jedyny mógł wyleżeć w całkowitym bezruchu AŻ 2 MINUTY!)

Pewnie zdziwiło Was, skąd mam możliwość tak sobie rozmyślać bez oberwania w głowę skarpetką Lou, czy włożenia przez Niall`a frytki do ucha?

Przeniosłam spojrzenie na wnętrze samolotu i od razu uśmiechnęłam się jak głupi do fioletowego wentylatora śpiewającego piosenki harcerskie.

MOMMY DIRECTION – REAKTYWACJA!

Wszyscy spali. Niemożliwe? A jednak!

Byli słodziutcy – jak pył z pudrowych cukierków w domku Hello Kitty.

Co chwila można było tylko zaobserwować coś wierzganio-podobnego Hazzy, który podskakiwał na fotelu wymachując kończynami (pewnie znów mu się śni, że jest tym konio-człowiekiem z „Opowieści z Narnii”, który uczy Pamelę Anderson pływać z biustem POD wodą).

Albo po prostu ma nawrót owsików. Zdarza się.

Jego podrygiwania sprawiały, że Horan przekręcał automatycznie głowę, sapiąc do ucha Tomlinsonowi, który zginał nogę w kolanie i odrzucał rękę w bok, klepiąc Zayn`a w tors. Strużka śliny skapywała z ust Malika, ozdabiając głowę leżącego na podłokietniku Liam`a.
Muszę przyznać, że wyglądali jak mini-fabryka słodkości i innych pyszności.

I kolejne spostrzeżenie z serii „Carol myśli” – oni nawet przez sen zachowują się jak po wypiciu cysterny kawy, wstrząśniętej, nie mieszanej! Ale inaczej nie byli by sobą, no nie jest tak?

A Sue z kolei zawisła przez oparcie fotela i „pufała” cichutko w stronę podłogi, wzdychając ciężko.
Dlaczego tylko ja nie miałam problemów z wytrzeźwieniem (aż tak dużych)?!

No dobra, z tym może faktycznie jako-tako się uporałam, ale co innego sprawiło mi problem, który niczym Nancy Drew próbowałam rozwiązać przy pomocy głowy, a nie samych poszlak.

Przyjęcie-niespodzianka na plaży było pełne magii. Po raz pierwszy w życiu zrzuciłam skorupkę mugolskiego ciała i zawładnęły mną czary. Magia płynąca prosto z serc moich najbliższych skumulowała się w jedność i sprawiła, że można było oderwać się całkowicie od spraw przyziemnych. Można było poczuć się, jakby zdobywało się inny wymiar – pełen radości i miłości, uśmiechu i spełnionych marzeń…

Wybaczcie to filozofowanie – jak wspomniałam wcześniej, drinki jeszcze pracują.

Po niesamowitej chwili rozświetlenia nieba dziesiątkami lampionów, serii uścisków i całusów urodzinowych ze wszystkich stron, One Direction porwali mnie i Sue na spacer w blasku księżyca. Brodziliśmy po kostki w cieplutkiej wodzie, rozmawialiśmy i śmialiśmy się. Nie obyło się oczywiście bez różnych postojów w postaci Liama mającego problemy z zapięciem buta na rzep, Niall`a, który pędził niczym Struś Pędziwiatr po „ostatnią” makaronową muszelkę, czy Sue próbującej polizanym wystawionym palcem zlokalizować najbliższego Ronalda McDonalda. Gdy doszliśmy do skał okazało się, że w jednej z nich znajduje się coś na kształt jaskini! Zapakowaliśmy się do środka nie zwracając uwagi na Louis`a, który wyrywał się i wrzeszczał, że na pewno zaraz zaatakują nas pająki podobne do Aragoga z „Harry`ego Pottera”. Jaskinka była niewielka, ale mogliśmy sobie spokojnie usiąść w kółku, bez konieczności ugniatania sąsiadów wystającymi kolanami. Harry padł pierwszy, ogromnie  zmęczony ciężarem horanowej gitary, którą niósł dzielnie przez te kilkaset metrów. Blondyn od razu złapał za sprzęt i zagrał wstęp do „Valerie”. Wszyscy podchwyciliśmy melodię i zaczęliśmy wspólnie śpiewać. Muszę przyznać, że łazienkowe lekcje śpiewu z Liam`em wiele mi dały! Nie piałam już jak kogut rozjechany przez rower napędzany piłą łańcuchową. Teraz mój głos był dużo głębszy – prawie jak stepującego na blaszanym dachu walenia wydającego odgłosy godowe. To już coś!

No ale i tak moje jajniki eksplodowały, gdy Zayn zaczął wyciągać pierwsze imię Valerie w refrenie. 

Dlaczego, kochani przyjaciele, nie mogliście kupić mi dyktafonu na urodziny, ja się pytam?

Mój chłopak brzmiał teraz o niebo lepiej, niż podczas koncertu w Sheffield (gdzie i tak był moim osobistym bogiem), więc wyobraźcie sobie, co ja tam przeżywałam. Gdyby pomnożyć to przez ilość wypitych drinków….  BOOM, I`M PREGNANT.

Wczoraj byłam tak zaczarowana, że nie zastanawiałam się nad tym, co moi rodzice i przyjaciele robili we Francji! Może to dlatego, że zawsze są w moim sercu?  Są cząstką mnie i czuję ich obecność nawet wtedy, gdy są tysiące kilometrów dalej? Kto wie? W każdym bądź razie Harry pijany równa się Harry nie trzymający języka za zębami. Wracając w stronę domu na plaży, gdzie ludzie dalej bawili się (co prawda w trochę zwolnionym tempie), kochany Loczek wyśpiewał mi WSZYSTKO odnośnie imprezy niespodzianki. Nawet to, że Zayn wcale nie miał ochoty tego urządzać!

- Ale to tylko dlatego, że chciałem Cię mieć dla Ciebie, mon cheri. – Malik bełkotał mi do ucha, rozsiewając zapach Błękitnej Laguny (swoją drogą całkiem niezły drink) i nieodłącznych perfum „Unforgivable”. Ta jakże dopasowana do siebie mieszanka, połączona z zapachem spoconego Louisa…

Mama zawsze powtarzała – nic nie śmierdzi gorzej, niż perfumowany gnój.

W każdym bądź razie okazało się, że moje 19. urodziny były planowane już od dwóch tygodni! Sue obdzwoniła wszystkich przyjaciół i rodzinę, Harry ogarnął wujcia Si, Niall załatwił catering, Zayn Dj`a, Liam zajął się listą prezentów, a Lou dekoracjami. Kto by pomyślał, że takie z nich zorganizowane byczki?

Na szczęście spora grupa znajomych balowała w Hiszpanii na wyjeździe kończącym liceum / zaczynającym studia, więc nie było problemu z transportem – samolot Simon`a (jestem z nim na „Ty”!!!!  *fangirling*) z jakże kochanym Peterem za sterami poleciał po nich do Madytu, rodzice dolecieli na własną rękę, więc cudownie się złożyło.

I co najdziwniejsze, chłopcy utrzymali to w sekrecie. CAŁKOWITYM! W sumie nie spodziewałabym się tego po Niall`u, który wprost uwielbia plotkować – chłopcy mówią, że za dużo czasu spędzał z babcią na oglądaniu „Mody na Sukces” i tak mu zostało.

No ale nie roztrząsajmy już tego. Gdyby tak dalej poszło, pewnie zaczęłabym rozkładać na części pierwsze składniki tortu – ot, takie małe zboczenie pojawiające się po przegrzaniu mózgu.

- Co ja lecę? – przebudził się Liam, ziewając szeroko.

- Uważaj, bo Ci mucha wleci – Lou mruknął, nie patrząc na przyjaciela.

- Inteligencie, muchy nie latają na takich wysokościach.

- Ale się czołgają po wykładzinie.

- To jeszcze zależy od rodzaju włosia.

- I od tego, czy ma 3 nogi, czy 5.

- Muchy mają cztery.

- Kulawe dwie i pół.

- Zjadłbym muchę z kopytami. – stęknął Niall.

BOŻE, CO ZA SŁABE GŁOWY…

***

- KOGO POZNAMY?!

- Danielle i Eleanor. Będą w Lizbonie, żeby…

- OMATKOPRZENAJŚWIĘTSZARADIOMARYJA, POZNAMY DANIELLE I ELEANOR!!!! ŁIIIII!!!! – razem z Sue myślałyśmy, ze zaraz zrobimy dziurę w suficie i jak wujek Harry`ego Pottera – Vernon, odlecimy hen daleko na czerwonym fotelu.

- Mówiłem, że z nich wariatki? Mówiłem! Ale jak zwykle nikt mnie nie słuchał. One by samolot na ziemię sprowadziły, gdyby nie te pasy. Tak jest zawsze – Harry mówi, nikt nie słucha. Jest mi tak bardzobardzobardzo przykro. SMARKU SMARKU –Loczeki wzdychając cichutko zakończył konsumpcję kurczaka z warzywami i zajął miejsce obok Liama, który był nie mniej podekscytowany niż my (nie wspominając o Tomlinsonie, który nie chciał przyjąć do wiadomości faktu, iż jego walizki nie ma na pokładzie i odbierze ją dopiero po wylądowaniu w Portugalii).

Od tej pory modliłam się o to, by koła samolotu dotknęły wreszcie płyty lotniska.

***

- LIIIIIIIIIIIIIIIIIIIAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAM!

- MYSZKO!

- BOO BEAR!

- MARCHEWECZKO!

- DZIEWCZYNECZKI SŁODZIUTKIE MALUTKIE, NIU NIU NIU!!!!

- MALIK, BARANIE!

Dwie piękne dziewczyny, ubrane jak z żurnala, stały w hali przylotów rozemocjonowane bardziej niż Ciasteczkowy Potwór na widok swojego tortu urodzinowego. Bardziej niż Tokio Hotel na widok pokoju hotelowego w Tokio. Bardziej niż gimnazjalista na widok zastępstwa za nauczyciela matematyki.  No, może nie licząc Eleanor, której telefon przykleił się do dłoni, a rączka torebki do przedramienia. Czyli z moich skomplikowanych obliczeń wychodzi, że tylko Danielle szalała jak dziewczynka na koncercie Bieber`a.

- Carol, Sue! Nareszcie, NARESZCIE! Witajcie w rodzinie! – Peazer rzuciła nam się na szyje, całując przy tym serdecznie w policzki.

Eleanor natomiast odwróciła się naburmuszona na pięcie i wolno ruszyła przed siebie.

***

- El? Chcesz coś do picia? – spytałam uprzejmie.

- Cokolwiek. – odparła sucho, dalej wpatrując się w ekran telefonu.

- Eeeeee, no to może mały toast za nasze spotkanie? – Louis próbował rozluźnić atmosferę.

- Tak tak, toast, a potem szybko jedzenie, i spać. Hej ho, komu się spieszy…  – Horan podskoczył na kanapie i od razu stuknął się kieliszkami ze wszystkimi, po czym jednym haustem wypił swoją Colę i już zaczął wychodzić z restauracji, kiedy Liam złapał go za łokieć.

- Hej, kolego, co Ty taki w gorącej wodzie kąpany?

- Racja, Niall, chodźmy stąd. Strasznie tu gorąco. – wow, najdłuższa przemowa Eleanor, jaką dane mi było słyszeć!
Dziewczyna Louis`a wzięła naszego Irlandczyka pod rękę i wyprowadziła go z lokalu.

- Eeeee….. – Harry, jak zwykle z resztą, zareagował bardzo elokwentnie.
W tym przypadku jednak nie ma co się dziwić, bo sama zareagowałam identycznie. I Louis też. I Malik też. I Liam. Nawet sama Danielle!

- Zaraz wracam. – Tomlinson lekko zdenerwowany podniósł się znad stołu.

- Stój, idziemy z Tobą. I tak nie ma sensu tutaj siedzieć. – odrzekła Sue, pakując portfel do torebki.

Wstaliśmy wszyscy i ruszyliśmy w stronę drzwi. Gdy wyszliśmy z lokalu, naszym oczom ukazał się widok Horana i El przytulających się na chodniku.

- CZY KTOŚ MI ŁASKAWIE WYJAŚNI, CO TU SIĘ DO CHOLERY DZIEJE?!

------------------------------------------------------------------------------------------------

Kochani, bardzo przepraszam za to opóźnienie, ale przez ponad tydzień nie miałam dostępu do internetu. Na szczęście wszystko jest już w porządku i dodaję nowy rozdział :)
Chciałam serdecznie podziękować za Waszą cierpliwość i dalszą chęć bycia ze mną i moim opowiadaniem! Postaram się to wynagrodzić częściej dodawanymi rozdziałami, obiecuję :)
+ tych, którzy chcą poznać Danielle i Eleanor, zapraszam TUTAJ :)
No i przy okazji chciałam Was spytać o opinię. Otóż mam zamiar założyć drugiego bloga z opowiadaniem (tym samym), tylko w wersji angielskiej. Wtedy byłby dostępny dla szerszej części członków naszej rodzinki, w dodatku to zawsze jakieś szlifowanie języka.
Co o tym sądzicie?
NO I CO TAK SŁABIUTKO Z TYMI KOMENTARZAMI? :D
SHOW ME WHAT YOUR MAMA GAVE YA!
xx

niedziela, 25 marca 2012

#27 - You're my kryptonite

- Czuję się jak zużyty przez bandę hindusów papier toaletowy powiewający na wietrze. I pomyśleć, że wyszłam z hotelu po głupiego „The Times`a” – powiedziałam, padając zmordowana na kanapę w salonie naszego apartamentu. – CHOLERA, TOMLINSON! ZNOWU UDAJESZ SUPER DZIELNĄ MYSZ ZMIENIAJĄCĄ SIĘ W KOC? SERIOUSLY?! PIĄTY RAZ W TYM TYGODNIU?! – krzyknęłam, gdy nadziałam się nosem na tyłek przyjaciela idealnie ukrytego pod narzutą.

- HARREH! GWAŁCĄ! – Lou darł się, wierzgając nogami jak rozentuzjazmowany jelonek na zamarzniętym jeziorze. – CALL THE COPS! POLICIJA! POLIISI!

- Poliglota się znalazł – odpowiedział z przekąsem Niall, który uparcie łuskał pestki słonecznika, a skorupki przyklejał sobie śliną do paznokci. – Perfecto. – zamruczał, podziwiając swe dzieło.

- Trzeba było krzyczeć „GENDARMERIE”, mikromóżdżku. Amerykańska, chorwacka i fińska policja Ci nie pomogą. – Zayn właśnie przeszedł przez salon i poszedł do swojego pokoju.

Skąpo. Odziany. W. Sam. Ręcznik. Na. Biodrach. Jezus. Maria.

ZAYYYYYYYYYYYYYYYYYYN! CZY JA PRZYPADKIEM NIE ZOSTAWIŁAM W TWOIM POKOJU SWOJEGO NOSOROŻCA/REPRODUKCJI „Damy z gronostajem”/DONICZKI W KSZTAŁCIE KROWY/NOWEGO NUMERU „BRAVO”?!?!?! CZEGOKOLWIEK?!

- Nie wydaje mi się. – Liam odpowiedział jak na moje pytanie, zaczytując się w instrukcji używania odplamiacza. Chyba przewidział już dantejskie sceny na kanapach, firankach,  dywanach i T-Shirtach swoich zdolnych przyjaciół..

- SŁUCHAM!? – czy ja już na prawdę nie panuję nad tym, co mówię w głowie, a co wychodzi przez odświeżany miętą przełyk? Mam we łbie dziurę wielkości braku w nawierzchni na polskiej autostradzie i myśli ulatują głośno do atmosfery?

- Lepszy byłby dyniowy oranż. Pasowałby Ci do koloru paczadełek. – Liam kontynuował myśl, doradzając Niall`owi kolor lakieru do paznokci (w tym przypadku łusek po pestkach).  Payne wyczucie stylu odziedziczył chyba po Nicki Minaj…

Horan w różowym puchatym szlafroku i z czepkiem na głowie, wyciągając dłonie przed siebie, marudził i kręcił nosem. Końcówki jego naturalnych tipsów umazane były czymś zielonym. Czymś, co wyglądało jak rozdeptany na krowiej kupie groszek, udekorowany szczyptą koperku, dodatkowo rozjechany przez peleton wesołych stutonowych kolarzy.

- Carol? Czy to wygląda jak koniczynki?

- Jeżeli sobie oczy wydłubiesz, tańcząc kanana w ciemnej jaskini pełnej czarnoskórych sumo, to nawet będzie podobne. – przemówił Harry swoim porannym głosem, gdy uznał, że pora podnieść się zza kanapy i rozprostować pośladki.

***

- NIEEEEEEEEEEEEEEE, PROSZĘPROSZĘPROSZĘ, NIEEEEEEEEEE! NIALL, IRLANDZKI TY MÓJ SKRZACIKU, BĘDĘ CI GRYWAŁ SERENADY W STROJU OBAMY WISZĄC POD SUFITEM NICZYM TOM CRUISE W „MISSION IMPOSSIBLE”! HARRY, KOCHANIE MOJE, SKARBEŃKU, BĘDĘ CI KUPOWAŁ TWIXY DO KOŃCA ŻYCIA, ODDZIELAŁ KARMEL OD CIASTKA, CIASTKO OD CZEKOLADY, CZEKOLADĘ OD KARMELU! LOU, PĄCZUSZKU AKSAMITNY, ZAWIOZĘ CIĘ DO SKLEPU Z SZELKAMI! DO SKLEPU Z TOMS`AMI! CZERWONYM WIELKIM AUTOBUSEM! LIAM, MON CHERI, KOCIACZKU TY MÓJ PUSZYSTY, BĘDĘ PO SOBIE SPRZĄTAŁ! NIEEEEEEEEEEEEEEEEE, BŁAGAAAAAAAAM!

Liam zawahał się przez chwilę, gdy usłyszał obietnicę Zayn`a, jednak stan rozdarcia uczuciowego trwał tylko ułamek sekundy. Razem z trójką przyjaciół, udając rybaków zmagających się z niesfornym szczupakiem, pędził przez najpiękniejszą plażę Lazurowego Wybrzeża ku ciepłym wodom Morza Śródziemnego.

PLUSK!

Malik drąc się jak stare gacie na ścierkę wpadł w objęcia morskich fal.

- TYTANIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIK! – Horan, wrzeszcząc głośniej niż głodny noworodek w gabinecie strachu, rzucił się na przyjaciela, i jak młotek gwóźdź, wbił przyjaciela w dno.

- Chyba. Usiadłem. Na. Muszelce.  – oczy Zayn`a zaszkliły się, co wywołało natychmiastową reakcję Liama.

Biegnący przez fale z gracją Pameli Anderson w „Słonecznym Patrolu”, zanurkował, by po chwili znaleźć się przy moim chłopaku i ocierać jego łzy glonem znalezionym rzut beretem od Horanowej stopy.

A parę metrów dalej, obrażony na cały świat i odwrócony do wszystkich plecami, siedział nasz przesłodki Hazza, który śpiewał sobie cichutko pod nosem „ The Cuppycake Song”
 i uderzał rączkami o taflę morza, wzbudzając przy tym zainteresowanie pływających w swoich malutkich pontonach berbeciów ze smoczkami w buziach.

Przyglądałyśmy się z Sue tej wesołej scence, smarując się naszymi designerskimi balsamami do opalania Yves Saint Laurent, wertując czasopisma dla kobiet i chowając się za Ray-Ban`ami. Nagle z błogiego lenistwa wyrwał nas okrzyk bojowy:

- NADCIĄGA TOMMO-TORNADO!!!

Louis biegł przez całą szerokość plaży, podtrzymując na umięśnionych pośladkach kółko do pływania, wywołując swoimi niebieskimi płetwami burzę piaskową. Nie zwracał uwagi na francuskie piękności, które całe lepiły się od mieszanki balsamu i piachu. Nie zwracał uwagi na przerażone pieski, opalające się topless babcie i prężących się do Słońca dziadków. Nie zwrócił też uwagi, gdy niespostrzeżenie różowe kąpielówki z wizerunkiem znanej wszystkim pantery opadły do kostek. To znaczy zwrócił uwagę. Co prawda dopiero, gdy wyłożył się jak długi twarzą w wodzie, ale zwrócił.
 
- TOMMO-TORNADO POWSTRZYMANE PRZEZ TARCZĘ ANTYRAKIETOWĄ HORAN! – Niall wrzasnął, bijąc się pięściami po klacie jak goryl. – Ale i tak myślałem, że gacie Ci szybciej opadną. – wyszczerzył się w stronę Boo Bear`a, który wyciągał muszelki z buzi.
 
Po chwili, zupełnie niespodziewanie, oddałam się w objęcia Morfeusza, pozostawiając scenę upadku Tomlinsona przed swoimi oczami…

***

- Myślicie, ze jej się spodoba?

- Bitch, please. Ona umrze z zachwytu!

- A może obędzie się bez umierania?

- Chłopie, panikujesz jak baba na widok ostatniej pary butów z wyprzedaży. Oddychaj głęboko!

- Oddychaj w torbę!

- Torbę to Ty se na łeb załóż. Dzieci nie będziesz straszył.

- Zaraz dostaniesz torbą w twarz!

- A Ty twarzą w tyłek!

- Podoba mi się!

- Geje.

- LOVE YOU TOO!

ŁUP.

- Kutafonie, jak prowadzisz? Nie uczyli Cię, że te garby są po to, żeby zwalniać?!

- Jakie garby?

- A idź się utop w morzu papieru toaletowego.

Ocknęłam się, gdy samochód podskoczył na progu zwalniającym.

ZARAZ. SAMOCHÓD?!

- O fuck. – stęknęłam, gdy przy próbie podniesienia się przywaliłam głową w sufit jak łysy grzywką o kant stołu.

- Ej, obudziła się!

- „It`s time to get up in the morning. Got McDonald`s breakfast for you…” – zaczął chrypieć Hazza, który nie wiadomo skąd wyrósł mi przed oczami jak natrętny handlarz na tureckim bazarze.
Oczy poszerzyły mi się jak źrenice po przejściu z jasnego w ciemne.

- No jak tam moje księżniczkowe piękności? Ziarenko grochu nie godziło w kręgosłup waszej królewskiej mości? – wyszczerzony Boo Bear wyjrzał zza fotela kierowcy, zupełnie olewając drogę, po której się poruszał.

- Co ja jadę?

-Niall poruszył niebo i ziemię, żebyśmy zawieźli go na jakieś krwiste steki, więc… jedziemy na krwiste steki! – Liam pospiesznie wyjaśnił sytuację, po czym od razu zmienił temat. – To jak? Adelcia? Bruno Marsik? Jessie J? Marcus Collins? Rizzle Kicks?

- SUSAN BOYLE, AHAHAHAHA. – Zayn wprawił wszystkich w stan powszechnej wesołości. 

Wszystkich, oprócz Harry`ego, który znów wyczuł ironię dotyczącą podobieństwa jego do innej uczestniczki X-Factor`a. Potrząsnął tylko włosami, pozostawiając tę kwestię bez komentarza.




Gdy udało mi się wyminąć pachy, łokcie i pasy samochodowe, które niemiłosiernie zwisały nad moją głową, podniosłam się z pozycji trumiennej i wcisnęłam między Hazzę i Niall`a. Poprawiając włosy, które otaczały moją spuchniętą od snu twarz niczym kokon larwę, spojrzałam przez okno i… 

UMARŁAM.

 Po raz kolejny, odkąd poznałam chłopców.

 A co najciekawsze, zdarza mi się to coraz częściej! Mam 9 żyć, jak kot? Albo jestem postacią z gry komputerowej i co chwila odradzam się na nowo. To by w sumie pasowało. Jestem Simem. Wchodzę do pokoju, zapominam, co z niego chciałam, a to dlatego, że gracz, który się ze mną bawi, anulował akcję.

NICE THEORY!

Ale wracając do świata żywych, padłam z wrażenia. Pędziliśmy teraz nadmorską szosą. Było już ciemno. Mijało nas niewiele samochodów. Morze Śródziemne odbijało światło księżyca, gwiazdy migotały na niebie, zakochane pary spacerowały wolno po brzegu, a grupy przyjaciół siedziały przy ognisku, ciesząc się swoim towarzystwem. Delikatny, ciepły wiatr wpadający przez okna, niósł ze sobą zapach morza i radosne śmiechy.

To był nasz ostatni wieczór we Francji. Jutro mieliśmy ruszać z chłopcami na podbój Lizbony!

Zakochałam się w tym krajobrazie. Ostrzegam wszystkich, choćbym miała wyskoczyć z pędzącego auta, wbijam do pierwszego napotkanego sklepu fotograficznego i uzbrajam się w lustrzankę z zestawem obiektywów. Co z tego, że ledwie posługuję się aparatem w moim iPhonie.

Byłam tak zapatrzona w niebo łączące się z bezkresem morza, że nawet nie poczułam typowego dla Lou gwałtownego hamowania (czyt. wciskania hamulca w ostatniej chwili).

- Carol? Jesteśmy na miejscu! – Zayn swoim aksamitnym głosem oznajmił mi, iż nastąpił koniec trasy, po czym wyskoczył z samochodu, otworzył drzwi z mojej strony (a właściwie strony Niall`a) i podał rękę.

- Och, Malik, jakiś Ty uroczy, hihihihihi – Horan z gracją frywolnej damulki urodzonej na salonach zawstydził się, po czym podał mojemu chłopakowi swoją dłoń.

Zayn zaśmiał się i wyszarpnął blondyna z samochodu z taką siłą, że nasz irlandzki żarłok wyleciał jak gil z nosa podczas gwałtownych akrobacji powietrznych.

Zaczęłam się śmiać, po czym przesunęłam się po skórzanych obiciach i podałam dłoń mojemu ukochanemu.

Gdy obeszliśmy auto, przed moimi oczami ukazała się piękna drewniano-szklana konstrukcja. Dom na plaży oświetlony był dziesiątkami kolorowych lampionów, dookoła paliły się hawajskie pochodnie, a wszyscy moi szkolni przyjaciele i rodzina, uśmiechnięci od ucha do ucha, poubierani w hawajskie stroje i sączący drinki z połówek kokosów wznieśli na mój widok toast, krzycząc:

- NIESPODZIANKA!

 - Wszystkiego najlepszego, skarbie. – szepnął Zayn, zanim krzyczący i śmiejący się ocean znajomych rąk porwał mnie w swoją stronę.

***

- Zupełnie straciłam rachubę czasu! To naprawdę już 13 sierpnia? – dziwiłam się. – AŁA! Harry! Nie musiałeś mnie szczypać!

- To prezent. Dla Ciebie, ode mnie. – przechylił się milusio w moją stronę, szczerząc ząbki.

- I tak nie dostaniesz buziaka. – zagroziłam.

Styles westchnął cichutko.

- Kolejna zmarnowana szansa. – wyszeptał, po czym zeskoczył ze stołka barowego i oddalił się ku stołowi z przekąskami.

Siedziałam z One Direction i Sue przy barze, wciąż nie mogąc uwierzyć w to, co mnie spotkało. Ja, która jestem ze sobą 24/7 od kilkunastu lat, zapomniałam o swoich 19. urodzinach.

- Ale jazda. – tylko tyle udało mi się powiedzieć, sącząc drinka o smaku mango i ananasa.

Zapierające dech w piersiach dekoracje świetlne, bariera dźwiękowa stworzona ze zderzających się ze sobą fal powietrza i fal dźwiękowych, płynących z ogromnych głośników,wielkie ognisko na środku plaży, pieczenie pianek, tańce na piasku, nocne kąpiele w ciepłych wodach Morza Śródziemnego, moje ulubione piosenki, przyjaciele, rodzice, chłopak…

THANK GOD I`M A WOMAN.

- SZANOWNI GOŚCIE, KTO PIERWSZY ZŁAPIE SOLENIZANTKĘ, DOSTANIE DODATKOWĄ PORCJĘ TORTU! - z głośników rozległ się głos mojego taty.

Poczułam na sobie wszędobylskie spojrzenia. Moje zdziwienie mieszało się z przerażeniem. Nagle, moi kochani wariaci otoczyli mnie ciasnym kółkiem i z minami psychopatów, wydając z siebie chrypliwe "hie hie hie", podkradali się w moją stronę. Nie miałam szans im uciec.

Po chwili pięć par rąk uniosło mnie do góry. Ja - całkowicie wrażliwa na wszelaki dotyk w okolicach żeber - zaczęłam piszczeć i śmiać się jak pijana Sue na uroczystości pożegnania dyrektora w liceum.

Płynęłam w powietrzu, niesiona przez najcudowniejszych ludzi, jakich miałam okazję poznać. Prawie jak gwiazda rocka, która na koncercie rzuca się w tłum! Tym razem wyglądało to jednak, jakby tłum rzucił się na gwiazdę rocka.


Przyjaciele i rodzina wiwatowali, śpiewając "Sto lat!". Dźwięk fal rozbijających się o skały tworzył niesamowite tło akustyczne, co spowodowało, ze miałam ciarki jak stąd do tamtąd. 





Dopiero, gdy dotarłam do podestu, na którym stali uśmiechnięci rodzice, zobaczyłam, ze każdy trzyma w ręku ogromny lampion.

Już wtedy wiedziałam, że spełni się jedno z moich największych marzeń.

Mój poleciał jako pierwszy. 

Po chwili całe niebo usłane było dziesiątkami białych płomieniami.

Patrzyłam, jak półmetrowe lampiony oddalają się od nas, tworząc swoje własne gwiazdozbiory.

Zayn wszedł po schodkach, odgarnął mi włosy z policzka, spojrzał głęboko w oczy i pocałował czule.

Idealny moment. Idealne miejsce. Idealny chłopak.

-------------------------------------------------------------------------------------------------

Biję się gałązkami wierzbowymi po plecach - to w ramach kary za nie pisanie przez tak długi okres czasu. Nie macie pojęcia, jak głupio mi z tego powodu. Ale szkoła zabiera mi teraz tyle czasu, że nie wiem, za co mam się brać.
Przeszło mi nawet przez myśl, zeby zawiesić bloga, ale MOJE WSPANIAŁE FAPPERSY wybiły mi to z głowy :)
Nie pisałam od dwóch tygodni, a Wy mimo to codziennie zaglądaliście na stronę (3602 wejścia od ostatniego rozdziału mówią same za siebie) i cierpliwie czekaliście.
YOU DON`T KNOW YOUR WONDERFUL! <333
Nie mogłam sobie wymarzyć bardziej kochanych i wspaniałych czytelników. To dzięki Wam piszę! Jesteście wspaniali, na prawdę :`)
xx





sobota, 10 marca 2012

#26 - Find out what went wrong without blaming each other

Łzy ściekały mi po policzkach, obraz rozmywał się przed oczami. Popchnęłam ciężkie drzwi studia i wybiegłam na zewnątrz. Powiew sierpniowego wiatru wcale mnie nie uspokoił. Zaczęłam płakać jeszcze bardziej. Biegłam przed siebie, nie zwracając uwagi na zdziwionych spacerowiczów, dla których widok smarczącej, pędzącej slalomem turystki musiał być niezwykle intrygujący. Nogi poniosły mnie do miejscowego parku, w którym perfekcyjnie ubrane kobiety ze swoimi perfekcyjnie ubranymi dziećmi spędzały leniwe sobotnie przedpołudnie.
Mięśnie piszczelowe dały się we znaki. Nie mogąc złapać oddechu padłam w cieniu pod drzewem.

„To tylko dobra przyjaciółka.”

Mój mózg znowu transformował w jedno wielkie pudełko, od ścianek którego odbijało się to zdanie. Zdanie, którego nie spodziewałam się słyszeć. Zdanie, które w jedną chwilę poczyniło w mojej głowie spustoszenie. Szare komórki wirowały jak liście w oku tornada.
TYLKO dobra przyjaciółka?!

Ile razy zapewniał mnie, jak bardzo mnie kocha? Ile razy całował, mówiąc, że jestem dla niego najważniejsza?! Ile razy mówił, że będziemy razem już na zawsze?!

To nagle zaczęło brzmieć tak… tandetnie. Ja, osiemnastolatka, buntująca się, że prawdziwa miłość nie istnieje. Moje myśli zaczęły przypominać myśli rzuconej przez chłopaka trzynastki.

CO JA W OGÓLE WYGADUJĘ?!

Skuliłam się, objęłam rękami kolana i schowałam między nie głowę – jakby ta otoczka z moich kończyn broniła przed atakującymi mnie natrętnymi myślami.

Czułam się taka malutka. Taka głupia.

JEDNO DEBILNE ZDANIE. CZTERY KRÓTKIE SŁOWA.

Nagle poczułam czyjeś ramię oplatające mnie kurczowo.

- Następnym razem będę pamiętać, żeby założyć  buty do biegania. – spróbowała rozluźnić atmosferę Sue, zdejmując z nóg koturny i rozmasowując obolałe stopy.

Nie zareagowałam na to. Spojrzałam tylko przed siebie tępym wzrokiem, oczami schowanymi za kurtyną łez. Pod wpływem przytulania przyjaciółki negatywne emocje zaczynały powolutku odpływać z mojego ciała. Wszelkie złe myśli były jak opiłki żelaza, które Sue wyciągała ze mnie niczym magnes.

- Przecież wiesz, że wcale nie miał tego na myśli. – powiedziała cicho.

Coś mi tu nie pasowało. Była zbyt…

- Dlaczego jesteś taka spokojna? – spytałam, wycierając mało estetycznie nos rękawem.

Coś nagle uderzyło we mnie z impetem.

- Zaraz! Harry też powiedział, że jest singlem?! – odtworzyłam sobie w głowie część wywiadu. – Tak! Powiedział, że jest singlem! I Ciebie to nie rani?! Jak to możliwe?!

- Chociażby dlatego, moja droga, że wiedziałam, jak odpowie na takie pytanie.

Ton jej głosu sprawił, że już kompletnie nie wiedziałam, o co chodzi!

- Nie zauważyłaś, że ostatnio spędzałyśmy mało czasu razem? – powiedziała cicho, opierając policzek na dłoni. – No pewnie, że nie zauważyłaś… - spojrzała przed siebie.
Powtórzyłam jej gest. Teraz mój mózg zmienił się w kalendarz. Wiejący lekko wiatr kartkował kolejne strony. Wszystkie wydawały się być zapisane jednym imieniem. Zayn… Miała rację.

- Kiedy to się stało?

- Wtedy, gdy cały management zdecydował, iż chłopcy nie mogą przyznać się do faktu, że nie są już wolni.

- SŁUCHAM!? – myślałam, że się przesłyszałam.

- Jakbym słyszała siebie. – prychnęła Sue. – W zeszłym tygodniu, gdy byłam z Harry`m nad zatoką, powiedział mi dokładnie, jak wygląda sytuacja. Jacyś inteligentni PR-owcy, czy inni ludzie z działu marketingu stwierdzili, że fanki nie przetrawią informacji o zajętych sercach swoich idoli, więc… zabronili im o tym mówić publicznie.

Nie przesłyszałam się.

- Zabronili?!

- Śmieszne, prawda? Ale słuchaj dalej. Zagrozili im WYRZUCENIEM Z ZESPOŁU! Banda idiotów. Teraz jest takie bezrobocie, że firmy mogą przebierać w ofertach pracowników i zatrudniać najlepszych, ale jak widać, do doboru ludzi też trzeba mieć głowę…

Zaraz zaraz. Wyrzucenie z zespołu? Za powiedzenie, że ma się dziewczynę?! Przecież to jest jakiś cholerny kabaret!

Ludzie, którzy dzięki naszym chłopcom mają pracę, pieniądze, chcą postąpić tak perfidnie? Przecież to się w głowie nie mieści! Nie biorąc już pod uwagę tego, że pomysł na „karę” sam w sobie brzmi bardziej absurdalnie niż kłamstwo przedszkolaka.

- Nawet nie wiesz, jak to wkurzyło Zayn`a. Nigdy nie widziałam go bardziej wściekłego. Wisiał na telefonie chyba z godzinę i darł się na tych ludzi. Nerwy mu puściły, zapora między poprawną angielszczyzną a wulgarnymi określeniami przestała istnieć. – kontynuowała przyjaciółka. – On Cię naprawdę kocha, Carol. I Ty dobrze o tym wiesz, tylko dałaś się ponieść chwili. Nie masz pojęcia, jak on walczył o prawo do przyznania, że jest z Tobą. Masz niesamowite szczęście, że na niego trafiłaś.
 
Dopiero wtedy zrozumiałam, że zachowałam się jak pusta, samolubna, rozkapryszona dziewczynka. 
Zaczęłam bić się z myślami.

- BOŻE, JAKA JA JESTEM GŁUPIA! Przecież One Direction dla Zayn`a to rodzina. To jego obecne życie, spełnienie marzeń. A ja martwiłam się tylko o siebie… Nie sądziłam, że to może mieć jakiekolwiek konsekwencje. Nienawidzę się za to. – potrząsnęłam głową, jakbym chciała wyrzucić z niej tę beznadziejną sytuację, w jakiej postawiłam i siebie, i swoich przyjaciół.

- Sue, ja naprawdę go kocham. Kocham go jak szalona! Każdego dnia, gdy go widzę, wiem, że nie potrzebuję niczego więcej. Zayn sprawia, że nawet najgorszy dzień, najgorsza chwila potrafią zmienić się w coś pięknego. Wystarczy, że się uśmiechnie, że posłucha mojego ględzenia, posiedzi przy mnie, potrzyma za rękę. Wystarczy, że jest. Nigdy jakoś nie miałam okazji mu o tym powiedzieć. – wyznałam. - Muszę go jak najszybciej znaleźć.

Poderwałam się spod drzewa i obróciłam na pięcie, gdy nagle zobaczyłam chłopaków. Nie wiem jak długo stali za nami i słuchali tej rozmowy. Wiem jednak, że wystarczająco długo, by Zayn usłyszał moje wyznanie.

Po czym to poznałam?

Miał łzy w oczach. Te piękne, czekoladowobrązowe tęczówki zaszły się łzami. Ręce skrzyżowane na piersi lekko dygotały. Nie widziałam go płaczącego. Nigdy.

Nie chciałam, żeby rozpłakał się całkowicie, bo moje serce roztopiło by się jak margaryna na patelni.

- Misiaczki, koteczki, rybcie. – chlipał pocieszny Boo Bear. – Tym bardziej zasługujecie na zobaczenie naszych drących się facjat i trzęsących tyłeczków dziś wieczorem.

- Takie tam 2 bilety w pierwszym rzędzie. – powiedział niby od niechcenia Hazza.

- W hali większej niż Wembley Arena. – dodał szybko Niall.

- Z 20 tysiącami fanek. – prychnął Liam, jakby podawał liczbę jajek w kurniku.

- Nie masz pojęcia, jak bardzo Cię kocham. – Zayn chyba nie ogarnął zmiany tematu, co wcale mi nie przeszkodziło.

Wtuliłam się w jego umięśniony tors i zamknęłam oczy.

Słowa były zbędne.

***

I WANNA STAY UP ALL NIGHT AND DO IT ALL WITH YOU! – zabłysnęłam moim talentem wokalnym, że aż Sue ze śmiechu pomalowała szminką pół twarzy.
Nasz apartament w hotelu Manadrin Oriental zamienił się w kulisy pokazu mody.

ISTNY PARYSKI (dwugodzinny, co prawda) TYDZIEŃ MODY.

Chociaż sztab stylistów, wizażystów, projektantów i modelek ograniczył się do liczby dwóch (kryzys na rynku, sami rozumiecie), to atmosfera i gorączkowe przygotowania jak najbardziej odzwierciedlały to, co przeżywały modelki przed pierwszym wejściem na wybieg.

WSZYSTKIE wystające elementy, czyli klamki, kanty, karnisze, rączki foteli, wieszak na papier toaletowy etc. pełniły funkcję wieszaków, podobnie jak podłoga – najniższa półka w pokoju.

Spojrzałam na przyjaciółkę uporczywie ścierającą czerwoną szminkę z policzka i szczerząc się zanuciłam:

- Don`t need make up to cover up! Ałaaa! – pisnęłam, gdy obcas powędrował w kierunku mojego kolana. – Seriously? Po raz kolejny butem?

- O! You`ve got that one thing! – wykrzyknęła Sue, gdy zobaczyła moją bransoletkę. – To w tej chwili wędruje na mój nadgarstek. Tutej dzisiej. Szybciutko! Fall into my arms instead!

- It just don`t feel right… - chlipnęłam, oddając przyjaciółce błyskotkę.

Uwielbiam te nasze dialogi składane z cytatów piosenek One Direction. To prawie jak gra we „Flirt towarzyski”!

Tak czy siak, po dwóch godzinach grzałyśmy już fotele limuzyny i byłyśmy gotowe ruszać na nasz pierwszy w życiu koncert chłopców!

***

- Widzisz to, co ja?! – darłam się do Sue, gdy już zajęłyśmy miejscówki pod samą sceną.

- COOOO?!

- CZY WIDZISZ TO, CO JA?!?!

- NIE, OŚLEPŁAM.

-SPADAJ NA BAMBUS!

-NIE PRAWDA, NIE WIDZIAŁAŚ OBAMY W HALLU!

- ACH, NIE WAŻNE!

- TE KOLCZYKI MAJĄ KSZTAŁT KASZANKI?!

- ZAMKNIJ BUZIĘ!

- CO TY GADASZ, ONI WYSTĄPIĄ W KALESONACH?!

W tej chwili modliłam się, aby umieć zrobić Double Jesus Facepalm.

Krzyki i piski dziewczyn, które napierały na barierki za nami przyprawiały mnie o…
No właśnie, o co? To kolejne z doświadczeń w moim życiu, które nie pozwalają mi siebie opisać, gdyż nie bardzo wiem, jakimi przymiotnikami to określić.

Tysiące płaczących fanek, setki bannerów z hasłami i zdjęciami…

ISTNY SZAŁ CIAŁ I UPRZĘŻY.

Już miałam dać się porwać tej wariacji, gdy na scenie rozbrzmiały pierwsze akordy do „What makes you beautiful”.

Wtedy wszyscy wyszli z siebie (a One Direction zza kulis).

Największe party hard w historii.

Dwadzieścia tysięcy fanek i tylko ich pięciu – Zayn, Niall, Harry, Louis i Liam.
Wyglądali jeszcze lepiej, niż do tej pory. Nieśmiałe uśmiechy, wymieniane między sobą spojrzenia, szalone gesty, machanie do fanek. Zachowywali się tak naturalnie, tak normalnie!
A potem zmienili się w demony sceny, gdy głos Liama popłynął z głośników.

***

- Teraz czas na naszą ostatnią piosenkę. Chłopcy…? – Lou przejął stery prowadzącego.

Nasi przyjaciele wymienili między sobą kolejną serię spojrzeń i uśmiechów. Mrugnęli porozumiewawczo, po czym Liam zaczął przemawiać.

- Ten kawałek, „Everything about you” chcielibyśmy zadedykować dwóm wspaniałym dziewczynom, które ostatnio odmieniły nasze życie,  a zwłaszcza życie Harry`ego i Zayn`a – spojrzał na przyjaciół. – Zapraszamy je na scenę? – uśmiechnął się chytrze.

UMARŁAM.

U-M-A-R-Ł-A-M.

Po chwili poczułam już tylko bardzo umięśnione ręce unoszące mnie w powietrzu i przekazujące w ramiona mojego chłopaka. Jego oczy znów błyszczały.

Stanęłam oszołomiona patrząc na publikę. Tyle tysięcy dziewczyn! Sue stała przy Harry`m i robiła dokładnie to samo, co ja.

- Carol, Sue… – zaczęli nasi chłopcy, klękając na scenie. – Wszem i wobec ogłaszamy, że zawładnęłyście naszymi rozumami. IT`S EVERYTHING ABOUT YOU.

------------------------------------------------------------------------------------------------

Kochani, chciałam Was BARDZO BARDZO przeprosić za to, że kazałam tyle czekać z kolejnym rozdziałem, ale ten tydzień był tak zawalony robotą, ze nie miałam czasu usiąść na tyłku.
Na szczęście nadszedł weekend i udało mi się coś spłodzić :)
OGROMNIE DZIĘKUJĘ ZA WSZYSTKO, CO ROBICIE!
Wczoraj minęły dokładnie 2 miesiące, odkąd założyłam bloga.
13864 wejścia.
178 komentarzy.
27 osób śledzących.
26 wpisów.
COŚ PIĘKNEGO. NAWET NIE WIEM, JAK TO OPISAĆ SŁOWAMI :`)
Przypominam, że będzie mi bardzo miło, jeżeli zostawicie komentarze + osoby, które chcą być powiadamiane na TT o nowych wpisach -> zostawiajcie swoje nazwy pod spodem! :)
xx

środa, 29 lutego 2012

#25 - And the tears stream down my face

Promienie porannego słońca zaczęły milusio ogrzewać moją twarz. Uśmiechnęłam się mimowolnie, leniwie rozciągając mięśnie i przestrzenie międzykręgowe (które chciały zepsuć nastrój swoimi odgłosami a la pękająca folia bąbelkowa) . Nie miałam siły otwierać oczu. Z resztą… po co? Nie chciałam niszczyć obrazu, który miałam przed oczami. To była niesamowita noc…

***

-AHAHAHAHA, NIEEEEEE, BŁAGAM! – darłam się wniebogłosy, śmiejąc się w plecy mojego chłopaka, który bezczelnie wykorzystywał moje słabe punkty pod żebrami.

Zayn jednym sprawnym ruchem swojego granatowego Nike`a uchylił drzwi do sypialni i delikatnie rzucił mnie na łóżko. Śmiejąc się dalej spojrzałam na niego – najpiękniejszy widok świata. Widok, który w dodatku mówił, myślał, pięknie eksponował śnieżnobiałe zęby, pachniał jak najlepsza paryska perfumeria i – jakby tego było mało – był mój.

Oczywiście do podziału z Trishą – mamą (kobieto, jeszcze Cię nie znam, ale już turlam się na podjeździe Twojego domu z kwiatami i śpiewam pieśni dziękczynne!)

Stał naprzeciw mnie, pod ścianą, i uśmiechał się z taką czułością, że wszystkie moje mięśnie zwiotczały natychmiast. Miał na sobie moje ulubione spodnie w kolorze jasnego ecru i koszulę w kratkę, która cała przesiąkła od lejących się „z nieba” drinków Hazzy i Lou.

Przez chwilę patrzyliśmy na siebie w milczeniu. To jeden z tych cudownych momentów, gdy cisza tylko podkreśla sytuację. Uśmiechaliśmy się delikatnie.

Zayn dalej obserwował mnie, siedzącą w mokrym podkoszulku na jego pościeli. Zaczął przygryzać wargę, a w jego oczach pojawiła się mała iskierka.

- Chodź do mnie. – wyszeptał.

Nasze usta spotkały się. Pocałował mnie czule, a cały mój świat ponownie zawirował. Kolejne najcudowniejsze kilka sekund w moim życiu. Czułam, że się uśmiecha. Odsunęłam się i spojrzałam na jego twarz. Te niesamowite czekoladowe oczy, idealnie zarysowana linia szczęki… Nawet mała blizna na łuku brwiowym wydała się misternie robionym dziełem sztuki. Pogłaskałam go po policzku, wplątując palce w jego włosy. Nachyliłam się, by pocałować go ponownie, gdy nagle….

- APSIUUUUUU! – w ostatniej chwili odwróciłam głowę, by na niego nie kichnąć.

JEZUS MARIA, co za żenada.

Zayn patrzył na mnie zdziwiony, po czym zaniósł się serdecznym śmiechem.

Tak, super, dzięki!

W życiu nie czułam się tak głupio. Nawet, gdy na nocowaniu w podstawówce całkowicie zapięłam koleżankę w śpiworze, podrzucając do środka wcześniej rozpakowane czekoladki. Albo gdy śpiewałam podczas konkursu wokalnego piosenkę z reklamy oleju, bo nie znałam lepszej. Albo jak grałam w przedstawieniu szkolnym tygrysa, z wrażenia zapomniałam roli i zaczęłam udawać gołębia.

Udając głupią i czując się całkowicie zażenowana, spytałam:

-Eee, z czego się tak cieszysz?

- To najbardziej uroczy dźwięk, jaki kiedykolwiek słyszałem – uśmiechnął się niesamowicie szczerze, po czym nachylił się i pocałował mnie jeszcze raz, tym razem delikatniej.

Uderzyłam go poduszką, prowokując bitwę z piórami latającymi po pokoju.

-ACH TAK?! – wykrzyknął, po czym rzucił się na mnie z zamiarem załaskotania na śmierć.

Ja jednak byłam szybsza i poderwałam się z łóżka, zanim zdążył mnie dopaść. Poleciałam do łazienki, zupełnie nie wiem po co, aż zdałam sobie sprawę, że jestem w sytuacji bez wyjścia. Zayn z miną seryjnego mordercy zaczął teatralnie skradać się w moją stronę. Nie miałam nic pod ręką. Rzuciłam w niego rolką papieru toaletowego, co spowodowało, że zgiął się wpół ze śmiechu. Stałam przygwożdżona do ściany nie mogąc uwierzyć, że rzucam się papierem toaletowym z Zayn`em Malikiem. Chłopak podniósł się i z zabójczym błyskiem w oku ruszył w moją stronę. Zaczęłam piszczeć, gdy nagle…

- A MASZ, BRUTALU!

Do łazienki wbiegli chłopcy. I wtedy się zaczęło…

- ZUŻYĆ CAŁĄ AMUNICJĘ! – wykrzyknęli wszyscy razem.

Liam zaczął polewać skulonego na podłodze chłopaka ketchupem, Harry dorwał w lodówce ser w spray`u, który teraz dekorował włosy, ściany i ręczniki, Niall zaczął pryskać wszędzie bitą śmietaną, a Lou rozrzucał posypkę do ciast, jakby był wróżką sypiącą magicznym pyłem. Sue wpadła z pistoletem na wodę. Wszyscy krzyczeli, śmiali się, a Zayn – biedny – przypominał już mało apetyczną przystawkę po kontakcie z bandą żarłoków. Nie wiedział, czy śmiać się, czy płakać, jednak – ku mojej radości – wybrał pierwszą opcję.

- I CAN`T BE NO SUPERMAN, BUT FOR YOU I`LL BE SUPER HUMAN! – wydarłam się, cytując fragment „Save you tonight” i ruszyłam na odsiecz, dzielnie zużywając piankę do golenia stojącą na półce nad zlewem.

Wolelibyście nie widzieć łazienki. Gorzej niż po przejściu błotnego tornada, burzy piaskowej i tęczowego, mazistego tsunami. Przesyłam pozdrowienia paniom sprzątającym.

- TERAZ TWÓJ ZAYN BĘDZIE JESZCZE BARDZIEJ APETYCZNY! – Hazza triumfatorsko wyciągnął pięść ku górze.

Obok niego przeleciało puste opakowanie po piance.

- Dziękuj Bogu, że nie umiem celować! – zaśmiałam się, po czym dołączyłam do wijącego się ze śmiechu po podłodze Malika.

- LET MA LIK U! – wykrzyknął Horan (myślał, że jego dowcip słowny pomieszany z amerykańskim slangiem będzie śmieszny. Miał rację.), po czym rzucił się na chłopaka z językiem i zaczął zlizywać z jego policzka bitą śmietanę.

- ZABIERAJ TEN JĘZOR! – Zayn darł się, wierzgając nogami w każdą stronę i rechocząc jak 10 żab urządzających koncert w stawie.

- OCHRONA HOTELOWA! PROSIMY W TEJ CHWILI OTWORZYĆ DRZWI! – usłyszeliśmy z korytarza.

Wszyscy jak na komendę zamilkliśmy, co po chwili przerodziło się w falę histerycznego śmiechu.

***

- Uch, ach, oł jea, uch, ach, oł jea. – Hazza odstawiał jakieś dziwne połamańce –No co? To mnie uspokaja. – wytłumaczył, gdy zobaczył moją zdziwioną twarz. – Uch, ach, oł jea…

Chłopcy znajdowali się teraz w studio telewizyjnym programu Direct 8 (cóż za zbieg okoliczności z nazwą), do którego mieli udzielić wywiadu.

- UWAGA, WCHODZIMY ZA 3, 2, 1…

- Witamy Was bardzo serdecznie! Jeżeli jesteście po porannej dawce croissont`ów, możecie bez problemu oglądać nasze piękne twarze. Jeżeli jeszcze nic nie jedliście, to bardzo nam przykro, bo od tej chwili przez następne pół godziny nie ruszycie się z miejsca. – zażartował prowadzący.

-To chyba lepiej, bo nie będę miała czym wymiotować. – powiedziała z przekąsem przyjaciółka. - Ummm, jaki on dowcipny! Jakie wyrafinowane poczucie humoru! O zgrozo…

- Melanie, czy jesteś na to gotowa? – spytał prezenter.

- Oczywiście, Jean-Baptiste! Przed państwem nasi dzisiejsi goście…. ONE DIRECTIOOOOOOOOOOOOOON! – wydarła się Melanie. Chyba kanapa w studio pomyliła jej się z budką komentatorów sportowych.

- Boże, jaka maniera – Sue strzeliła facepalm`a, po czym ułożyła się wygodnie na fotelu za kulisami, skąd miałyśmy świetny wgląd na to, co dzieje się przed kamerami.

Byłam tak zapatrzona w swojego chłopaka, że nie usłyszałam ¾ tego, co chłopcy mówili prowadzącym. Zupełnie się wyłączyłam. Ktoś odłączył mój mózg od kontaktu, nastąpiło przerwanie przewodów, obieg prądu zamknięty. Nic. Zero.

Satelita Carol krąży wokół planety Zayn.

I nagle BACH! Armagedon!

- A ta brunetka, z którą Cię widywano ostatnimi czasy?

- To tylko dobra przyjaciółka. – Malik uśmiechnął się do kamery.

- Carol, tylko spokojnie! – Sue nachylała się w moją stronę, ale ja już biegłam w stronę wyjścia.
 



-----------------------------------------------------------------------------------------------




TO DZIĘKI WAM I WASZYM GŁOSOM! 

Moja reakcja?

Pierwszy plebiscyt, w którym mój blog brał udział i od razu 2 nagrody. To niesamowite!
TEN ROZDZIAŁ DEDYKUJĘ WSZYSTKIM, KTÓRZY ODDALI SWÓJ GŁOS I WSPIERAJĄ MOJE WYPOCINY KOMENTARZAMI. JESTEŚCIE WIELCY! :)
Najlepszy fanbase świata <3
xx

poniedziałek, 27 lutego 2012

#24 - Right now I'm looking at you and I can't believe

- Eee, pardon? – lekko przerażona spróbowałam zagadać po francusku (czytałam gdzieś, że lubią, gdy turyści próbują porozumiewać się w ich ojczystym języku).

Patrzyłam niepewnie w jej ciemne, pełne nienawiści oczy. Gdyby atmosfera była mniej napięta, zażartowałabym, że jej tęczówki przypominają mi „oczka” kamerek internetowych zamontowanych w laptopach. Ale to absolutnie nie był moment na sypanie dowcipami niczym wesoły staruszek z krowami.

- Ty szmato! – jej twarz zaczęła przybierać morderczy wyraz – Zostaw Niall`a! Nie masz prawa na niego patrzeć! Nie masz prawa z nim przebywać! NIE MASZ PRAWA ODDYCHAĆ TYM SAMYM POWIETRZEM CO NIALL! – darła się, podchodząc coraz bliżej, wyciągając z tylnej kieszeni… nóż myśliwski. Jego ostrze zabłysło w promieniach słońca.  – NIE MASZ PRAWA….

- CO U DIABŁA?! -  chłopcy wyskoczyli zza autokaru, jakby usłyszeli błagania o litość wypowiadane automatycznie w mojej głowie.

Zayn podbiegł natychmiast i osłonił mnie własnym ciałem. Jednym sprawnym ruchem nogi wykopał wariatce nóż z dłoni, po czym powoli zaczął wycofywać się ze mną za swoimi plecami.

- Nic Ci nie jest? Wszystko w porządku? – zaczął pytać, gdy stanęliśmy w bezpiecznej odległości, jednak byłam tak roztrzęsiona, że nie dałam rady zrobić nic innego, jak przytaknąć. Chłopak objął mnie i zaczął energicznie pocierać dłonią o moje plecy.

One Direction zadziałali na dziewczynę jak pomponik na małego kotka. W ciągu sekundy jej twarz przybrała absolutny poker face, źrenice poszerzyły się dwukrotnie, a usta otwarły z niedowierzaniem.

- Niall? Mój Niall? Mój jedyny Niall? – gapiła się na Horana jak dziecko na Świętego Mikołaja. – To naprawdę Ty, skarbie? – szurając stopami po żwirze zaczęła przysuwać się w stronę blondyna.

W tej samej chwili z drugiej strony autokaru zaszli ją ochroniarze, których Zayn przywołał jednym gestem dłoni. Drepcząc po cichutku, jeden z nich – Christopher – rzucił się na dziewczynę i obezwładnił ją.

- NIEEEEEEEEEEEE! NIALL, CHCĘ BYĆ Z TOBĄ! CZEMU JESTEŚ Z TĄ GŁUPIĄ SUKĄ?! BĘDZIEMY RAZEM, ZOBACZYSZ! JESZCZE WAS ZNAJDĘ! SPOTKAMY SIĘ! BĘDZIEMY RAZEM, MÓWIĘ CI! NIALL, KOCHAM CIĘ!  - dała się, gdy ochroniarz zakuł ją w kajdanki i prowadził w stronę punktu ochrony lotniska.

Wreszcie, gdy straciłam ją z oczu, odetchnęłam głośno. Oparłam głowę na piersi Zayn`a, który cały czas głaskał mnie po włosach i szeptał:

- Cśś… Już dobrze, jestem tutaj. Przy mnie nic Ci nie grozi.

***

- To jak? Rue de Rivoli? – zapytał Hazza, siłując się z drzwiami szafy, które co chwila otwierały się pod naporem dziesiątek sztuk odzieży przywiezionej przez niego z Anglii. – Zdecydowanie muszę kupić nowe bokserki. Wziąłem tylko 28 par. Calvin ma nowe gatki! – zanucił triumfalnie ostatnie zdanie.

- To mi pożyczysz, bo ja chyba zapomniałem bielizny z domu – Lou patrzył tępym wzrokiem w walizkę leżącą na łóżku i drapał się po potylicy.

- Mmm, Tomlinson, mogę je nawet sam na Ciebie założyć! – Styles kusił głosem i poruszał porozumiewawczo brwiami. Po chwili obydwaj leżeli już na puchatym dywanie i baraszkowali w najlepsze, naciągając sobie na uszy, nogi i pośladki elastyczne majtki po 25 funtów za parę.

PANIE I PANOWIE, PRZED PAŃSTWEM LARRY STYLINSON W PEŁNEJ KRASIE.

- Przecież tam są same sklepy odzieżowe. O-DZIE-ŻO-WE ! – Niall z zamkniętymi oczami wymachiwał złączonym kciukiem i palcem wskazującym, jakby tłumaczył coś bardzo oczywistego. – No i antykwariaty. Ale ja nie jestem molem książkowym, papieru jeść nie będę, chociaż Zayn`owi by się spodobało – tutaj blondyn oberwał w głowę klapkiem – więc musimy iść coś zjeść! Pan Horan malutki już się niepokoi. – zaczął klepać się po brzuchu ze smutną miną.

- A może Luwr? Zawsze chciałem zobaczyć z bliska „Mona Lisę”. – zaproponował Payne.

- Tutej masz tę babkę. TU-TEJ – Zayn przyłożył mu do nosa ulotkę, którą znalazł na stoliku.
Liam od razu zrobił popularny efekt Coriolisa, zwany też potocznie parabolą, dzięki czemu nadział się na walizkę Harry`ego i upadł pod szafę.

- O, szafa się domknęła! – zauważył Styles, gdy podniósł swoje chude ciało zza łóżka i ogarnął wzrokiem pokój.

***

- Ach, to jest życie. – Lou z błogą miną przeciągnął się na leżaku, łapiąc ostatnie promienie słońca przeznaczone przez tego na górze na dzień dzisiejszy.

Relaksowaliśmy się wszyscy w najpiękniejszym hotelu, w jakim dane mi było kiedykolwiek postawić swą ogromną stopę, a mianowicie w Mandarin Oriental. Gdy weszłyśmy z Sue do naszego pokoju (mieszkaliśmy wszyscy w ogromnym apartamencie z 4 sypialniami), od razu zrobiłam zdjęcie i wrzuciłam na Twittera. Mogłabym godzinami stać i podziwiać kunsztownie urządzoną sypialnię, w której ściany koloru bordo niesamowicie współgrały z białymi, wygodnymi fotelami i meblami zrobionymi z ciemnego drewna i szkła. Grafika na ścianie działała nadzwyczaj uspokajająco, a widok z okna zapierał dech w piersiach. Wiem, że to dziwne, żeby jarać się wystrojem wnętrza, ale musicie wiedzieć, że jestem bardzo wrażliwa na punkcie takich rzeczy.

Teraz siedzieliśmy razem na tarasie, racząc podniebienia kolorowymi owocowymi drinkami i podziwiając niezwykle piękny zachód słońca. Uczta dla zmysłów…
Po raz kolejny zaczęłam kontemplować nad pięknem tego miejsca. Taras wyglądał nieziemsko. 

Wyobraź sobie sytuację:

Siedzisz bokiem na pięknej, niesamowicie wygodnej, białej kanapie, czytając ulubioną książkę. Nagle powiew ciepłego paryskiego powietrza, przepełniony wyśmienitą mieszanką potraw z pobliskich restauracji, wwiewa jedwabne zasłony do pokoju. Odkładasz książkę, wyrywasz się z objęć kanapy i podążasz w stronę tarasu. Nie widziałaś go wcześniej. Odgarniasz niezliczone warstwy materiału, który delikatnie muska Twoją skórę, by nagle ujrzeć widok zapierający dech w piersiach. Niebo przechodzi od bieli po granat, gdzieniegdzie widać liliowe i bladoróżowe prześwity. Lekkie chmury we wszystkich możliwych odcieniach niebieskiego tworzą fantazyjne wzory. Stąpasz bosą stopą na parkiet tarasu. Jasne drewno pięknie komponuje się z kremowymi kafelkami otaczającymi taras. Pomiędzy nimi, wsadzone w niewidoczne donice, wiją się ślicznie przystrzyżone rośliny, a wszędzie poustawiane są białe lampiony.

Brzmi magicznie, prawda?

Tak właśnie było. I trwało by jeszcze długo, gdyby nie…

- HARRY, DEBILU! CO TY WYPRAWIASZ!? – podskoczyłam jak oparzona, gdy kolorowy płyn zaczął ściekać z mojego dekoltu  w stronę nóg.

- Zayn, HIGH FIVE! – Styles wystawił dłoń, jednak zamiast oczekiwanej piątki od przyjaciela, dostał w policzek, aż mu loczki podskoczyły. – AŁA! Za co to?!

- Bawimy się w wybory Miss Mokrego Podkoszulka?! – podłapał Lou, który natychmiast wylał sobie na głowę napój. Wyglądał jak Pamela Anderson w „Słonecznym patrolu”. Potrząsnął włosami, rozpryskując płyn po wszystkich i wszystkim.

- Sorry, stary, ale wyglądasz jak pies otrząsający się z błota – Liam wie, jak pocieszyć przyjaciół.
Podczas , gdy otrzepywałam dłonie, zauważyłam dziwny wzrok mojego chłopaka. Uśmiechał się szeroko – jak zahipnotyzowany.

- Co się tak głupio szczerzysz?

- Ty + mokry biały T-Shirt = baaaaaaaaardzo nakręcony Zayn – powiedział, uśmiechając się tajemniczo, po czym zerwał się z leżaka w moją stronę, przerzucił przez ramię i nie zważając na walenie pięściami w plecy i mój upiorny śmiech przypominający pijanego indyka, ku radosnym okrzykom reszty, zaniósł mnie do apartamentu.

------------------------------------------------------------------------------------------------

MIŚKI KOCHANE, TRADYCYJNIE JUŻ DZIĘKUJĘ WAM ZA WSPARCIE, JAKIE OKAZUJECIE SWOIMI KOMENTARZAMI I ODWIEDZINAMI! <3
Jednak dziwi mnie, że przy ponad 300 wejściach dziennie liczba komentarzy dalej jest mała. Byłoby bardzo miło, gdybyście komentowali wpisy, bo to zawsze jest swego rodzaju pochwałą i motywacją dla autora. Nawet, jeżeli są wyrażone jednym słowem. :)
I przypominam, że jeżeli chcecie być informowani na bieżąco o nowych wpisach - podajcie swoje nicki z Twittera w komentarzach! :)
xx

czwartek, 23 lutego 2012

#23 - I'm just trying to read the signals I'm receiving

Stałyśmy przed lotniskiem Heathrow.
Patrzyłyśmy, jak wzbija się w powietrze.
Patrzyłyśmy jak przelatuje nad naszymi głowami. Jak się oddala.
Po chwili zniknął nam z oczu.

Odleciał.

To koniec naszych wspólnych przygód.  Miałyśmy go już więcej nie zobaczyć…
- Mój ulubiony słomkowy kapelusz… - Sue zachlipała cichutko.

***

- Szminka, fluid, podkład, róż.
-Uuuu!
- Szminka, fluid, podkład, róż.
-Uuuu!
- Szminka, fluid, podkład, róż.
-Uuuu!
- Szminka, fluid, podkład, róż.
-Uuuu!
- Jak tam Twoja pacza?
-Hej!
- Jak tam Twoja pacza?
-Hej!
- Jak tam Twoja pacza?
-Hej!
- Jak tam Twoja pacza?
-Hej!
- Dobrze moja pacza.
- Uuuu!
- Dobrze moja pacza.
- Uuuu…

Wgniatając się w siebie jak emeryci pod salonem z darmowymi masażami i kołysząc  z boku na bok w rytmie pieśni kościelnych, urządziliśmy naszym lustrzanym odbiciom koncert a capella.

PSTRYK – hit sezonu, czyli zdjęcie lustrzanką w lustrze, zrobione. Co przedstawia obrazek i co autor miał na myśli? Obawiam się, że na drugą część pytania nie ma odpowiedzi… Więc…  co przedstawia obrazek?

1. Harry w niebieskiej futrzastej czapce przypominającej Ciasteczkowego Potwora, kolorowych pasiatych skarpetach naciągniętych na żółte neonowe szelesty Adidasa, błyszczących wężowych butach z czubem i w fartuchu lekarskim robił za chórek, pozując oczywiście z dzióbeczkiem na kaczkę.

 2. My z Sue stałyśmy na wpół zgięte w przebraniu irlandzkich skrzatów (zgadnijcie, czyj to pomysł?), obwieszone łańcuchami/lampkami choinkowymi (dobrze, że nie kazali nam sobie postawić na głowie figurki ogrodowej renifera) i pstrykałyśmy palcami niczym chórzystki gospel, przytupując w podłogę drewniakami pomalowanymi lakierami do paznokci przez Liama – artystę i doklejonymi do nich za pomocą plastrów opatrunkowych widelcami.

3. Zayn flirtował ze swoim odbiciem w lustrze, świecąc złoto-fioletowym garniturem a la folia termoizolacyjna, eksponując na uniesionej nodze białe kozaczki na obcasie. Nażelowana fryzura błyszczała od zielono-różowego brokatu, a czerwone szkła kontaktowe sprawiały, że wyglądał jak z piekła rodem (takiego kiczowatego piekła, oczywiście - nadmuchiwanego i ustawianego na festynach dzielnicowych pod gmachem ratusza, gdzie dzieci wymiotowały zjedzoną wcześniej kolbą kukurydzy połączoną w żołądku z pieczoną w nieznanym miejscu kiełbasą.).

4. Lou w kostiumie Borata, obwiązany pierzastym boa w kolorze marchewkowym i Ray Ban`ami z oprawkami a la plan londyńskiego metra śpiewał do wyrwanej klamki z manierą Christiny Aguilery, szarpiąc się z plastikowym gołębiem, który wystawał mu spod owego szala. Gołąb oczywiście miał w dziobie (czyt. nasadzoną na łeb) marchewkę – podobnie, jak sam Boo Bear.

5. Liam wciśnięty w strój kowboja, na który był za duży o co najmniej 7 lat, machający lekko sztywnym lassem zrobionym z wymemłanych słomek i potrząsający pokaźnym biustem zrobionym z plastikowych misek po sałatkach (co chwila musiał poprawiać wędrownicze piersi, bo uciekały mu w stronę nogawek)

6. Nialler, w czarnych jak szatan Ray Ban`ach, przywiązanym do szyi balonikiem „Hello Kitty”, białym body i w różowych rajstopach, który w czapce a la brokuł udawał Pink z teledysku „Lady Marmelade” – wybacz Horan, ale wyglądałeś raczej jak Joe Jonas parodiujący Beyonce w klipie do „Single Ladies”.
Muszę przyznać, że chłopcy są bardzo solidarni z ludźmi w potrzebie! Gdy zakomunikowałam, że panicznie boję się lotów samolotem i muszę się czegoś napić (%%) , stwierdzili, że nie mogą mnie w tym osamotnić i żebym nie czuła się opuszczona w tej trudnej chwili, będą mnie wspierać z całych swoich sił. Rezultaty starań widoczne są na zdjęciu.

Projekt „Podniebny melanż” został udokumentowany.

I to wszystko w pokładowej toalecie prywatnego samolotu Simona Cowella…

***

ONE - DI-REC-TION!!! ONE-DI-REC-TION!!!

Dzięki Bogu, że Niall przywiązał mi do głowy gumką recepturką swoje okulary przeciwsłoneczne, bo chyba bym oślepła od blasku fleszy. I dzięki Bogu, że Zayn dał mi swoją czapkę NY, bo narobiłabym im w magazynach obciachu ową „instalacją” hydraulika Horana. To, co zobaczyliśmy po wejściu na paryskie lotnisko Charles`a de Gaulle przeszło moje najśmielsze oczekiwania.

Myślałam, ze jeżdżąc rano autobusem do szkoły naoglądałam się dzikich tłumów. Jednak te rozpychające się łokciami (pozbawione sił, yhy) babcie, udające się skoro świt po kilogram szynki wieprzowej bez kości i wyznające ideologię „Ja muszę się zmieścić do pojazdu – Twój plecak może poczekać na przystanku” były niczym w porównaniu z tym, co ujrzały nasze oczy. Nie wspominając o fakcie, gdy jedna z fanek zostałaby rozjechana przez koła samolotu, bo wdarła się na płytę lotniska misternie wycinając nożyczkami do paznokci dziurę w ogrodzeniu. Nie wspomnę też o drobnym incydencie z dziewczyną, która zaczęła wymachiwać pistoletem (Bogu dzięki, gdy nacisnęła spust, z lufy wyleciało konfetti w kształcie serduszek, które wpadło do buzi przestraszonemu Niall`owi -  ochrona i tak ją obezwładniła, przygniatając mięśniami piwnymi jej głowę do podłogi). No i nie wspomnę też o FANIE (tak, rodzaj męski), który przebiegł nagi, wymalowany w kolory flagi Francji i krzyczał, coś po swojemu – udało nam się tylko wyłapać z jego paplaniny często pojawiające się słowa : „Harry!” i „pussy”. Ciekawe, o co mu chodziło…

- Fajne babeczki!  - krzyknął Lou, gdy zobaczył pierdyliony fanek drących się jak kastrowane koty.

- Co fajne? CO FAJNE?! – Harry nie wierzył własnym uszom. – Zapomniałeś, z kim tarzałeś się w błocie u Twojej rodziny na wsi, aż pies potraktował twoje nogi jak kłodę drewna?! Zapomniałeś, kto wsadził Ci w tyłek książkę do informatyki swojej siostry i podpalił ją świeczką z tortu urodzinowego (tą w biedronki) ?! Zapomniałeś, kto farbował Ci włosy i spalił ich połowę przez trzymanie farby zbyt długo, a potem testował to jako nowy rodzaj depilacji włosów z nosa?!

Dwudziestu ochroniarzy nie było w stanie zatrzymać fali modnie odzianych ciał, wiec musieliśmy szybko uciekać bocznym wyjściem. Nie obyło się bez incydentu w postaci szybkiej akcji „pukiel w sekundę” (owszem, Harry stracił loczka), czy wsadzenia Liamowi w oko gumowego gryzaczka. No i Zayn wyłożył się jak długi, bo zahaczył nogą o czołgającą się między kolanami ochroniarzy fankę, która z lusterkiem na plecach krzyczała, że jest zwierciadłem Malikiem.
Czułam się jak na planie filmu, którego scenariusz pisali najwięksi wariaci w historii świata. Albo jak na imprezie… TEMATYCZNEJ (you know what I mean). Albo po prostu jakbym usadowiła się wygodnie w zakamarkach Stylesowej wyobraźni, która – jak powszechnie wiadomo – jest bardzo bujna i jakbym  rzucała w jego mózg popcornem (stąd brały się wystrzałowe pomysły. Huhu, suche jak owoce na kompot wigilijny) .

-JEZUS MARIA, ŻYJĘ! – krzyknął Boo Bear, gdy wydostał się tylnym wejściem z lotniska.

Gdy ochroniarze rzucili się, by złapać Tomlinsona – pipa, zaplątał się w pasek od torby - ni z tego, ni z owego spod ziemi wyrosła nagle jakaś postać. Lou, którym miotało jak szatan, przewrócił się, nim ochrona zdążyła do niego podlecieć. Upadł bardzo niefortunnie. Uderzył twarzą w krocze owej osoby. Oboje się przewrócili. Przyjaciel przez ułamek sekundy leżał z nosem w owym czułym miejscu. Paparazzi siedzący na drzewie zaczęli robić zdjęcia.

***

- ZNOWU WTYKASZ NOS W NIE SWOJE SPRAWY! TOMLINSON, KRETYNIE!

- Hohoho, Tomlinson, TO na pewno nie jest Twoja sprawa!  - zbulwersowany Harry wskazał na miejsce, w którym znajdowała się twarz przyjaciela, po czym zaczął machać rękami wykonując nimi szalony taniec, przypominający skoczka narciarskiego, który nie może utrzymać równowagi w locie. – Zaraz, skąd pan wie, że to Tomlinson? I jakie „znowu”? – chłopak nagle oprzytomniał. – AHA! ZDRADZASZ MNIE!

- Styles, widzę, że poczucie humoru Cię nie opuściło. Louis, zejdźże łaskawie z mojego rozporka. – owa postać podparła się na przedramionach, po czym zdjęła okluary przeciwsłoneczne, bejsbolówkę, przerzedziła włosy i serdecznie się uśmiechnęła – Cześć chłopcy! I witam piękne panie! - <billion dolar smile>

- SIMON?! – wykrzyknął Niall.

- SIMON?! – zawtórował mu Liam.

- SIMON?! – Zayn zaczął tupać z radości w miejscu.

- SIMON?! – Harry upadł na pośladki.

- SIMON?! – Lou oderwał się od niego jak oparzony, znów zaplątując się w torbę (on to jest zdolny…)

- SIMON?! SIMON COWELL?! – ja i Sue zaczęłyśmy fangirlować jak szalone i odtańczyłyśmy nasz taniec radości ze zderzaniem się tyłkami, wiatrakami i innymi bajerami. Niall podłączył się ze swoimi irlandzkimi wymachami nóg.

***

- HORAN, SIEROTO, AHAHAHAHA. – Simon prawie wleciał pod stół, gdy zobaczył Nialla.
Blondyn stał z nietęgą miną, patrząc na nas spode łba i krzywiąc się niemiłosiernie. Jego piękna fryzura stała się teraz siedliskiem wiórków z pomarańczy, twarz błyszczała się w świetle promieni słonecznych, a środek białej koszulki przypominał…. obsikaną ścianę.

- Poproś Alex`a, żeby trochę mniej gwałtownie hamował – wyszeptał przyjaciel, po czym odstawił pustą już szklankę po soku i poszedł się przebrać.

Pędziliśmy przez Boulevard Péripherique de Paris wspaniałym i jedynym w swoim rodzaju Tour Busem!
Nie sądziłam, że widok autokaru może być tak porywający! I bynajmniej nie mam na myśli widoku pojazdu otoczonego wianuszkiem fanek, które na lotniskowym parkingu próbowały włamać się do środka z każdej możliwej strony, byleby tylko dostać wymaz z nosa Liama, czy zabrać inną mało interesującą rzeczy należącą do któregoś z chłopców.
Mam na myśli wielką, bordową, błyszczącą bryłę, która wyglądała, jakby dopiero co wyjechała spod ręki mistrzów picowania aut w West Coast Customs.
Lou od razu chciał go ochrzcić, rozbijając butelkę z szampanem o bok auta, jednak Niall zbulwersował się, że jak można tak zbezcześcić i marnować coś, co nadaje się do spożycia. Dlatego też Liam ochrzcił pojazd potem ze swoich falowanych włosów, i podobnie jak Harry przejechał grzywą po drzwiach, co spowodowało, że mieli na głowach lepsze trwałe niż Alicia Keys.
Zayn, dżentelmen, wziął moją walizkę, jednak zanim udało mu się dojść do Tour Busa, musiał odbębnić pamiątkowe zdjęcia z fankami. Reszta chłopców zrobiła to samo. Sue została pod drzewem w cieniu, ja natomiast poszłam z drugiej strony autokaru, by sobie odsapnąć i rozprostować nogi. Ku mojemu zdziwieniu stała tam jakaś dziewczyna. W ręku trzymała telefon. Gęste włosy opadały jej na twarz, więc nie mogłam się jej przyjrzeć. W pewnym momencie odwróciła wzrok. Jej czarne jak diabeł tęczówki przeszyły mnie na wskroś. Wyglądała, jakby uciekła ze szpitala psychiatrycznego!
I tak też było…

- Tęskniłaś? – wysyczała, po czym zbliżyła się do mnie.

----------------------------------------------------------------------------------

MIŚKI KOCHANE, BARDZO PRZEPRASZAM, ZE MUSIELIŚCIE TYLE CZEKAĆ NA NOWY ROZDZIAŁ. JEST MI NIESAMOWICIE GŁUPIO Z TEGO POWODU - WYJAŚNIENIE ZAISTNIAŁEJ SYTUACJI ZNAJDZIECIE PONIŻEJ, W MOJEJ ODPOWIEDZI NA KOMENTARZ JEDNEJ Z CZYTELNICZEK.
SWOJA DROGĄ CHCIAŁAM PODZIĘKOWAĆ ZA GŁOSY ODDANE NA MOJEGO BLOGA. DZIĘKI NIM ZWYCIĘŻYŁAM JUŻ W JEDNEJ KATEGORII, A MIANOWICIE:
"Najlepszy opis randki"!
Widać, że romantyczna kolacja Carol i Zayn`a na dachu przypadła Wam do gustu. Nawet nie wiem, jak mam Wam dziękować, jesteście amazayn :`)

MASSIVE THANK YOU!






Specjalna wiadomość dla „julka13207”. Owszem, nie dodałam nowego wpisu od 10 dni (miło, że liczysz) z bardzo prostego powodu. Zajmuję się szkołą. Mam ambicje, by być człowiekiem inteligentnym i osiągnąć wiele w życiu, dlatego skupiam się na nauce, co według mnie jest wytłumaczeniem faktu, iż nie dodałam od 10 dni rozdziału. Jeżeli uważasz, że olewam swojego bloga, to przykro mi, ale wiedz, że w każdej wolnej chwili staram się coś wklepać do Worda. A nie zawsze się to udaje, bo nie jestem maszyną zaprogramowaną na pisanie i często nie mam pomysłu na nowy rozdział. To tyle z mojej strony. Mam nadzieję, że jeszcze wpadniesz i uraczysz mnie bardziej pozytywnym komentarzem, oraz że zrozumiesz, iż są jeszcze ludzie, którym zależy na kształceniu się i zdobywaniu wiedzy. :)



Jeszcze raz serdecznie dziękuję ZA WSZYSTKO! <3333
Byłabym wdzięczna za komentarze, bo przy takiej ilości wejść dziennie fajnie byłoby móc poczytać opinie/porady/uwagi na temat mojej radosnej twórczości. A dołączenie do obserwujących przyspieszy Wam odkrywanie nowych wpisów :)
P.S. Jeżeli chcecie być informowani o rozdziałach na Twitterze - zostawcie nazwę w komentarzu :)
xx

poniedziałek, 20 lutego 2012

GŁOSOWANIE - ETAP #2 :)


MIŚKI, przybywam, by oznajmić wszem i wobec, iż... przeszłam do drugiego etapu w konkursie! (fangirling&party hard)

TO DZIĘKI WASZYM GŁOSOM!

Jesteście absolutnie AMAZAYN! :>


One Direction, wbijajcie szybciej do Polski, bo chcę już spotkać swoją rodzinkę Directionerek na koncercie i wszystkich uściskać!!!

Z tej okazji chciałabym przypomnieć, iż jest to etap drugi co oznacza nowe głosowanie. Mam nadzieję, że mogę ponownie liczyć na Wasze wsparcie! :)





NIE UKRYWAM, ŻE BĘDĘ W 10 NIEBIE, BO PRZEZ 8 i 9 JUŻ SIĘ PRZEKOPAŁAM :>
Oto link do strony http://onedirection-awards.blog.onet.pl/, kategorie dla przypomnienia to:



NAJLEPIEJ WYKREOWANA POSTAĆ ZAYN`A.

NAJLEPSZA KOMEDIA.

NAJLEPIEJ WYKREOWANA POSTAĆ ŻEŃSKA.

A rozdział 23 już niebawem! KEEP CALM! :)
xoxo