niedziela, 29 stycznia 2012

#20 - Cause we got the floor now

Imiona i nazwisko: Susanne Amelia Carter.

Wiek: 18 lat, 3 miesiące, 12 dni.

Znamy się od:  14 lat, 10 miesięcy i 6 dni.

Razem : Od pierwszej grupy przedszkola.
Razem wymiotowałyśmy na karuzeli, razem chorowałyśmy na ospę, świnkę i różyczkę, razem jeździłyśmy plastikowym traktorem po rabatkach w ogrodzie udając kombajn,  razem rysowałyśmy kredą kucyki na chodnikach, razem błagałyśmy panią w świetlicy, żeby puściła nas same do domu, bo chciałyśmy obejrzeć na nowe odcinki „Mody na sukces”, razem przemycałyśmy do domu małe kotki, żeby chować je w pudełkach po płatkach śniadaniowych, razem próbowałyśmy nawiązać połączenie z kosmosem przez antenki w beretach, razem wjeżdżałyśmy wózkami sklepowymi w regały, żeby sprawdzić, czy to nie ukryty peron 9 ¾, razem rozbijałyśmy filiżanki, żeby z uszek po nich zrobić uchwyty do plastikowych torebek.
Zawsze i wszędzie razem.
Sue znała mnie, jak nikt inny. W niektórych przypadkach  znała mnie lepiej, niż ja sama. Byłam dla niej jak otwarta księga. To ten niesamowity rodzaj przyjaźni, gdy druga osoba jest idealnym uzupełnieniem Ciebie. Jak dwie siły – yin i yang, które się uzupełniają wzajemnie. Wiedziała o mnie wszystko, znała każdą moją słabość, każdy strach, każde dziwactwo. Po prostu wszystko.

Wiedziała, że tego nienawidzę! WIEDZIAŁA! I co? I nic z tym nie zrobiła! 14 lat, 10 miesięcy i 6 dni znajomości szlag trafił.
Wiem, że przesadzam (taka natura ludzka, człowiek urodził się słaby). Za bardzo mnie poniosło. No ale gdybyście zobaczyli to, co ja, po powrocie do domu, zrozumielibyście mnie doskonale. Jedyną rzeczą, której nienawidziłam (oprócz cynamonu, golfów, przepełnionej zmywarki i zielonego pulowerka w renifery  Annie Misney), było grzebanie w moich rzeczach. Czułam się wtedy, jakby ktoś naruszał moją strefę intymną. Jakby najzwyczajniej w świecie zdarł ze mnie ubranie, zrobił zdjęcie i wrzucił do Internetu. Wyobraźcie więc sobie moje zdziwienie (i oburzenie!), gdy otworzyłam drzwi pokoju i ujrzałam:

1. Sue nawaloną w trzy dupy z poszewką po MOJEJ poduszce na głowie i MOIM prześcieradłem a la majtki wojownika sumo leżącą na MOIM białym płaszczyku udając, że robi orła w śniegu.

2. Gołego jak święty turecki Stylesa z krawatem wokół czoła, obwieszonym po całości MOJĄ biżuterią z plecami wymalowanymi w jakieś hieroglify MOIMI szminkami, który pindrzył się przed toaletką szorując pośladami po MOIM fotelu. (on był nawalony w cztery dupy, jak nic!)

3. Niall`a ufajdanego od stóp do głów okruszkami po MOICH słodyczach z MOJEJ sekretnej szuflady, obklejonego całego gumą do żucia i zdjęciami MOJEJ babci wyciągniętymi z MOJEGO albumu, siedzącego  na parapecie i próbującego grać na gitarze trzymanej do góry nogami nad głową.

4. Lou zgonującego pod MOIM łóżkiem w spodniach zrobionych z kartek wydartych z MOICH numerów Vogue i spiętych MOIMI wsuwkami oraz w kapciach zrobionych z MOICH ukochanych misiów przywiązanych do stóp MOIMI jedwabnymi apaszkami

No myślałam, że ocipieję, wyjdę z siebie i stanę obok. Takie małe 3 w 1.

- CO TU SIĘ DO CHOLERY DZIEJE?!

Zwłoki Lou leżącego pod łóżkiem podskoczyły nagle i wydały z siebie głośne „Auuuu!”, gdy przywalił głową w drewniany stelaż. Sue przestała machać rękami robiąc orła na moim płaszczu i patrzyła na mnie oczami okrągłymi jak spodeczki od filiżanek, robiąc przy tym minę, jakby piła coś przez słomkę – niewidzialną słomkę.

- Hułeochłe, Tom! – wybełkotał w moją stronę nawalony Hazza. – Dzieeeenky boku, że juuusz jesteście, bo ja siem tutej szykujem naaaa pianino knocert bende leżał na pianinach yyyy no i Barbra Sztrajsant dlategoooo biżuteria na nodze u kostkiiii. Ładne mam plecyccy Twoja szmiiiiiiiiiinka mam na głowie bandnadarz może byyyyyyyyyyć? – po czym zaliczył glebę próbując przejść nad nogami Sue, żeby do mnie dojść. Zaczął robić coś w stylu tańca z klipu LMFAO „I`m sexy and I know it”, ale wychodziło mu to co najmniej… no, nie wychodziło. Wyglądał jak pozbawiona wody flądra na dnie łodzi.

- JE-ZUS-MAR-IA – wysylabizowałam usuwając się na podłogę pod ścianą i chowając głowę w dłoniach.
- Fzie fupiłas fe fiastka? Fą fiesamofite! I fa fekolada. Mój bofe… - rozpływał się Horan, próbując wyrazić podziw nad moimi ciastkami, parskając okruchami na prawo i lewo. – Fafciu, fcesz froche? – zapytał zdjęć z podobizną mojej babci przysuwając do jej twarzy kawałek ciastka.
- Nigdzie nie ma marchewek. Co to za dom, żeby nie mieć pola marchewek? Co to za łóżko, żeby pod nim nie było pola marchewek? Co to za wykładzina, żeby nie było pola… - rozpaczał Lou.
-One, two, three, flick. – zanucił Liam wparowując do mojego pokoju krokiem tanecznym a la starożytny Egipt wymachując marynarką nad głową. – One, two, three… O, cześć Carol! – spojrzał na mnie, wyszczerzył się i odpajacował dalej. – One, two, three, filck!
-Och, Toooom, szszy fygloooondam pianino bo ja już muuuuszem iść koncerty pokasssywadź i plecyy mogom być dobsze? Z-zienkuje fychoce – zaczął bełkotać Harry, gdy udało mu się podnieść z podłogi i poczołgał się za drzwi. Po sekundzie zawrócił. – Szszerfffone źwiatło na schodachhh ulissa i fypadek miaem. Oo, ssielonne – „pojechał” znów.
Tym razem też nie za daleko, bo przy moich udach na podłodze zobaczyłam twarz Zayn`a, w którego „wjechał” Harry.
- IIIIIIIIIIIII-JUUUUUUUU, ŁIIIIIIIII-JUUUUU – darł się Styles, froterując włosami korytarz. – Reeeanimajjca! ŁIIIII-JUUUU, ŁIIIII-JUUUUU! – rzucił się na Zayn`a i zaczął robić sztuczne oddychanie.
- MAM MARCHEWKI!!!!!! – spazmował Boo Bear – MAM MARCHEW… Cholera, znów pomarańczowa skarpetka – zrezygnowany ozdobił swoją zdobyczą głowę zgonującej już Sue, po czym ponownie zanurkował pod łóżko.
- Umieram z głodu – wyseplenił Niall pływający w morzu papierków po batonikach. – Masz coś do jedzenia?

-------------------------------------------------------------------------------------------------

No i magiczna bariera 3000 wejść przekroczona. NIESAMOWITE, MASSIVE THANK YOU! :`)

sobota, 28 stycznia 2012

#19 - While we dance in the moonlight

Morze światełek. Morze białych świec, większych i mniejszych. Morze płomieni falujących przy powiewach ciepłego wiatru. Miałam ochotę zatracić się na moment i kontemplować nad pięknem wszystkiego, co ujrzałam. Nad pięknem tego, co przygotował TYLKO DLA MNIE Zayn. Był ciepły lipcowy wieczór, staliśmy na dachu. Tonęłam w oceanie krwistoczerwonych płatków róż, których barwa idealnie komponowała się z porozstawianymi wszędzie świecami. Na środku znajdowała się piękna drewniana altana. Lakierowane drewno oplatały setki sznurów żółtych światełek. Wiatr niósł ze sobą zapach kwiatów i romantyczne melodie wydobywające się z zabytkowego adaptera. Po środku altany stał stół, na którym pięknie eksponowała się biała porcelana z pozłacanymi brzegami. Kryształowe kieliszki odbijały światło wszechobecnych lampek i płomieni, co wyglądem przypominało dwie gwiazdy znudzone lewitowaniem we Wszechświecie, które postanowiły zejść do ludzi. I to niesamowite niebo…  Z reguły zachmurzone i szare, dziś, jakby specjalnie dla nas, rozpędziło wszelkie obłoki, by ukazać swoje skarby. Wszystkie konstelacje i układy zdawały się świecić tak mocno, jak nigdy wcześniej. Była pełnia księżyca. Musiałam wydać z siebie ciche westchnięcie, bo Zayn od razu objął mnie w talii i pewny siebie dodał:
 
- Wiedziałem, że tak niesamowitej dziewczynie spodoba się to miejsce. Nie jest tak piękne, jak Ty, ale stanowi idealne uzupełnienie. – szepnął poetycko, po czym złapał wciąż otumanioną mnie za rękę i pociągnął delikatnie za sobą.
 
Rozglądałam się wokół lekko oszołomiona. Czułam się, jakbym weszła w telewizor podczas oglądania łzawej komedii romantycznej. Albo jakbym była na planie sesji zdjęciowej dla burżuazyjnych magazynów wnętrzarskich reklamujących metr kwadratowy paneli podłogowych za grube tysiące. Zayn zaprowadził mnie do altany. Mój boże, jak tam było pięknie! Dopiero po chwili ujrzałam elegancko ubranego kelnera stojącego za wózkiem kelnerskim, który powitał nas unosząc delikatnie kąciki ust. Jak na dżentelmena przystało mój chłopak odsunął dla mnie krzesło, czekając, aż zasiądę na niesamowicie wygodnej aksamitnej poduszce, po czym sam zajął miejsce przy stole. Kelner przybliżył się, aby zrobić nam drinki.
 
- Pomyślałem, żeby przełamać stereotyp o romantycznych kolacjach ze spaghetti i czerwonym winem i z pomocą Jonathana – skinął głową w stronę kelnera – wymyśliłem, że idealnym dopełnieniem tego wieczoru będzie coś, co oboje bardzo lubimy, czyli…
 
- Kuchnia meksykańska – dokończył z uśmiechem Jonathan. – Nie będziecie musieli się martwić o wciąganie nitek makaronu i chlapanie sosem jak dziecko w brodziku – zażartował. Bardzo dobrze, że nie był typowym sztywnym kelnerem uśmiechającym się tak szeroko jak brytyjski guardian na warcie.
 
- Najwyraźniej miałeś już kontakt z Niall`em – zwróciłam się do Jonathana, co wywołało falę śmiechu.
 
-Owszem, madame, jednak sposób konsumpcji przedstawiony przez pana Horana bardziej przypomina mi scenkę otrzepywania się z błota psa o długiej sierści – odpowiedział, po czym znów zaczęliśmy się śmiać.
 
W tym momencie dwie pyszne margarity powędrowały na stół. Ślinianki zaczęły pracować na widok nadzianego na brzeg kieliszka plasterka cytryny.
 
- Czy dalej już sobie poradzisz? – Jonathan spytał Zayn`a.
 
- Jak najbardziej – odpowiedział, wstając od stołu i klepiąc kelnera po ramieniu. – Jeszcze raz dziękuję za wszystko.
 
- Drobiazg. Życzę smacznego i ucałuj mamę – uśmiechnął się, po czym elegancko pocałował mnie w dłoń i skierował się w stronę wyjścia.
 
- Ucałuj mamę? – spytałam rozbawiona, gdy wesoły kelner zniknął za drzwiami.
 
- Jonathan pracował kiedyś w mojej rodzinnej restauracji. Stąd go znam. Z resztą, mama sama mi go poleciła na dzisiejszy wieczór. Sama rozumiesz, gdybym poprosił o to Niall`a…
 
- Stałaby przed nami rozchichotana kobietka w uniformie z Nando`s serwująca ociekające tłuszczem żeberka i podpieczone kartofelki. Tak, rozumiem. – zaśmiałam się. – Więc, co jemy? – wyrwał się ze mnie malutki Horan.
 
-Ociekające tłuszczem żeberka i podpieczone kartofelki! – zaśmiał się widząc moją skwaszoną minę.
 
Zayn podszedł do wózka kelnerskiego i z wprawą kucharza z „Kuchnia TV” zaczął podnosić klosze ukazując moim oczom (i nozdrzom)  pięknie przyrządzone i nieziemsko pachnące przysmaki.
 
- Życzy sobie pani ceviche skropione limonkowymi łezkami, gorditę – skrzynię meksykańskich skarbów, chimichangę z ciągnącym się serem, cieplutkie bolillos z pikantnym guacamole, czy może quesadillas z nutą oregano? – zachęcał wyszczerzony od ucha do ucha.
 
- Dzięki Ci boże, że Horan zjadł wszystko, co było w lodówce i mam pusty żołądek. – zaśmiałam się.
 
- W takim razie będę musiał mu osobiście podziękować – uśmiechnął się, po czym nałożył na nasze talerze ceviche.
 
Mój niezbyt wyrafinowany, jeżeli chodzi o jedzenie, gust właśnie znalazł się w niebie. Zayn zasiadł naprzeciwko mnie. Spoglądałam na niego nad płomieniem świecy, obejmując kieliszek z margaritą. W mojej głowie rozpoczęła się debata nt. „Jak można być tak szczęśliwym, jak ja w tym momencie?”. Uśmiechałam się mimowolnie patrząc w jego niesamowite czekoladowe oczy, delektując się kolorem skóry i nienaganną jak zawsze fryzurą (męskie włosy – moja słabość). Dreszcze zawitały niczym ksiądz po kolędzie do każdej pojedynczej komórki mojego ciała. Czy może być coś piękniejszego? Zakochany we mnie idol milionów dziewczyn na całym świecie, ulubiona kuchnia, romantyczna randka na dachu… Brzmi tak prosto, a jakie czyni spustoszenie w umyśle. Jakby to powiedział Lou : „simple but effective”.  Tak, te trzy słowa powinny latać nad nami niczym reklama sieci komórkowej, ciągnięta przez awionetkę nad morzem.
 
Teraz wyobraźcie sobie scenę, gdy siedzicie przed telewizorem, kamera pokazuje zakochanych siedzących przy stole, cieszących się swoim towarzystwem, śmiejących się głośno. Kamera powoli odsuwa się, dźwięki cichną, a to, co wcześniej widzieliście, staje się maleńkim punkcikiem na ekranie.
 
***
 
- Mój brzuch zaraz odfrunie razem ze mną hen daleko. – powiedziałam półgłosem, kładąc się na oparciu krzesła i klepiąc ostentacyjnie po brzuchu.
 
- Weź Activię! – zaśmiał się Zayn cytując kolejną kretyńską reklamę telewizyjną, zanim dostał zwiniętą serwetką w twarz.
 
Spędzałam najcudowniejszy wieczór w życiu. Niczym, w porównaniu z tym, było wkradanie się pod napis „Hollywood” z przyjaciółmi. Niczym była kąpiel w blasku księżyca na tajskiej wysepce Phi-Phi. Niczym był widok zorzy polarnej za kołem podbiegunowym. Te białe świece, ocean płatków róż, muzyka, to, co można kupić w pierwszym lepszym sklepie, staje się tak niezwykłe. Co o tym decyduje? Miłość. Miłość jest jak proszek, który dosypujesz do mieszanki i który powoduje, że efekt końcowy jest tak niesamowity. Rozgryzłam tajemnicę. Czuję się jak odkrywca Świętego Graal`a.
Siedzieliśmy w tej magicznej scenerii rozkoszując się smakiem potraw przygotowanych przez Jonathana, cały czas mieliśmy tematy do rozmowy, śmialiśmy się z własnych żartów… Po prostu cieszyliśmy się sobą. Mogłabym tak siedzieć godzinami. Ale każdy wieczór kiedyś się skończy…
Gdy śmialiśmy się z własnego obżarstwa, Zayn wstał nagle, podszedł do mnie, elegancko pomógł wstać i zabrał mnie z altany. Stanął za mną. Poczułam zapach jego perfum i słodki oddech na karku. Odgarnął moje brązowe włosy. Po chwili na mojej szyi zawisł delikatny łańcuszek z białego złota. Spojrzałam w dół. Małe serduszko uśmiechało się do mnie. Wzięłam je w palce. Grawerowana literka „Z” była jedyną rzeczą, którą w tej chwili widziałam. Odwróciłam się w stronę chłopaka. Poczułam smak jego ust, jeszcze bardziej intensywnie, niż kiedykolwiek. Uśmiechnął się.
 
- Uznam to jako podziękowanie. – szepnął. – Idealny pocałunek z idealną dziewczyną w idealnej scenerii – spojrzał w górę. Miliardy gwiazd mrugały do nas, jakby cieszyły się z naszego szczęścia.
 
***
 
-Śpij dobrze – szepnęłam, gdy rozstaliśmy się pod drzwiami mojego domu.
 
-Po tym wieczorze szczerze wątpię w to, czy uda mi się zasnąć.  – odpowiedział zalotnie i pocałował mnie, co sprawiło, że dostałam natychmiastowych palpitacji.
 
Weszłam do środka. Czułam się jak pod wpływem środków uspokajających. Lekko przymrużone oczy, banan na twarzy. Snułam się po podłodze niczym duch po domu w Simsach. Cały czas dotykałam wisiorka, który od dziś będzie nieodłącznym elementem każdego stroju. Wreszcie dotarłam do swojego pokoju. Otworzyłam drzwi. Sue spojrzała na mnie swoimi przerażonymi oczami. Ja spojrzałam na Sue sowimi przerażonymi oczami. CO DO…?!

czwartek, 26 stycznia 2012

#18 - Feel with my hands on your waist

Czułam się jak dziecko na lekcji ruchu drogowego. Prawo, lewo, prawo? Lewo, prawo, lewo? Zawsze miałam z tym problem. Prawa ręka – ta, którą piszę. Cholera, przecież jakby nie patrzył, to dłonie są niby podobne, nie? Więc powinniście zrozumieć, że nie tak łatwo odróżnić prawą stronę od lewej. Mniejsza o kierunki. Rozglądałam się na boki (o, idealne sformułowanie!)  w poszukiwaniu mojego Zayn`a. Czy niespodzianką w jego wykonaniu jest umówić się z dziewczyną i nie przyjść? O, niech on tylko spróbuje, a nigdy więcej nie będę masowała jego przećwiczonych mięśni! Wtem, jakby czytał w myślach i przeraził się moją groźbą, usłyszałam za sobą jego niski głos i poczułam dłonie oplatające mnie w talii. Znał mój słaby punkt.

- Wybacz spóźnienie, nie mogłem znaleźć lusterka w domu. – nawet tak debilne wytłumaczenie w jego ustach brzmiało jak trzepot motylich skrzydeł (jakkolwiek kretyńsko to nie brzmi).  – Mmm, czy ja czuję wanilię? – przysunął się delikatnie do mojego karku.

Hyhyhy, pomyślałam. No, skoro już się spotykam z Zayn`em Malikiem, to popatrzyłam tu i ówdzie, żeby się więcej dowiedzieć, lalala. Tak, „#Zaynfacts” na Twitterze to kopalnia wiedzy! Prawie, jak Wikipedia! Po przeczytaniu setek faktów na temat mojego chłopaka czym prędzej poleciałam na zakupy zaopatrzyć się w waniliową mgiełkę do ciała, różowy lakier do paznokci, Capivit A+E, stanik BEZ push-up (strasznie dziwnie się takie nosi), wybielające paski do zębów i inne duperele. Nauczyłam się nawet przyrządzać samosę! Kicz jak 150, ale jak się chce przypodobać chłopakowi… Dziewczyny powinny to zrozumieć, mam rację?
Gdy odpowiedziałam na pytanie i udało mi się wyplątać z jego objęcia spojrzałam na chłopaka i … mina mi zrzedła (aczkolwiek najpierw na twarzy pojawił się banan, gdy zobaczyłam piękny bukiet zielonych orchidei – moich ulubionych kwiatów).

- Kochany, wiem, ze niespodzianka niespodzianką, ale mogłeś napisać, żebym ubrała się jak człowiek!

Zayn wyglądał tak niesamowicie przystojnie w swoim ciemnofioletowym płaszczu, granatowej koszuli z białym T-shirtem pod spodem, ciemnych dżinsach i brązowych butach, że spokojnie mógłby figurować na łamach czasopism modowych. Zamiast jednak jarać się nim oporowo, spojrzałam na siebie - dziecko wojny w tkanym poncho, grafitowych leginsach i karmelowych Loadsach, które zawsze zakładałam TYLKO I WYŁĄCZNIE do prac ogródkowych (byłam tak podekscytowana, że założyłam pierwsze lepsze buty – jak zwykle trafiłam bezbłędnie, durna baba).
Mimo to Zayn uśmiechnął się tylko, odgarnął włosy, które przyczepiły mi się do ust i powiedział:

- Dla mnie wyglądasz pięknie nawet w swojej piżamie w ciasteczkowe potwory i ze śladem poduszki na policzku.

-Uważaj, żebyś przypadkiem zaraz nie miał śladu dłoni na policzku! – zaśmiałam się. – Więc…. Co to za niespodzianka? – wyrwał się ze mnie głos małej rozemocjonowanej dziewczynki.

-Porywam Cię. – uśmiechnął się tajemniczo, złapał za rękę i pociągnął za sobą.

-Hej, a mogę się chociaż przebrać? ZAYYYYYYYN?!

***

- Nie, żebym się zaraz potknęła i zabiła, czy coś. – powiedziałam z lekką ironią w głosie.

- Nic się nie bój. Nie po to robię biceps i triceps w Sylwestra, żeby się zmarnowały. – wyszczerzył się zapewne, chociaż tego nie widziałam.

Dlaczego nie widziałam? Bo miałam przewiązane oczy. Dlaczego miałam przewiązane oczy? Tego nawet najstarsi górale nie wiedzą. Przecież wystarczyło poprosić, żebym je zamknęła (no dobra, i tak bym podglądała, ale no bez przesady…!).
Gdy awanturowałam się z Zayn`em, tupałam nóżką, strzelałam fochami niczym z karabinu maszynowego i testowałam – tym razem zawodną – minkę kota ze „Shrek`a” prosząc, żebym mogła wrócić i się szybciutko raz-dwa przebrać, chłopak twardo prowadził mnie w stronę bramy wyjściowej z mojej posesji. Dzięki Bogu, ze wychowywał się z trzema siostrami i wyrobił sobie anielską cierpliwość, bo inaczej już dawno porzuciłby mnie głęboko w lesie z kagańcem na twarzy. Modliłam się, żeby paparazzi czyhający od dwóch tygodni pod domem dali sobie spokój i odjechali szpiegować Cher Lloyd wychodzącą z McDonald`s czy Księcia Harry`ego na randce z cioteczną kuzynką prababki ojca Colina Firth`a. Nie chciałabym jutro widzieć w Internecie artykułów pod tytułem: „Zayn Malik odwiedził londyński Ośrodek Pomocy Społecznej”, czy „Wokalista One Direction udziela się charytatywnie”. Mało brakowało, a rzuciłabym się na kolana i zaczęła dziękować Bogu, gdy zamiast śliniących się napaleńców z obiektywami długości teleskopu ujrzałam piękne, błyszczące Audi A6 (co jak co, ale na samochodach to ja się znam) najwyraźniej czekające, by zabrać nas hen daleko. Uprzejmy starszy kierowca otworzył nam drzwi, Zayn puścił mnie przodem i ruszyliśmy. Podróż trwała około 15 minut. Dokładnie przez 15 minut próbowałam wyciągnąć z chłopaka informacje na temat owej niespodzianki. Wychodziłam z siebie tak, jak Sue przed randką z Harrym. Malik doskonale wiedział, że nieświadomość jest moim słabym punktem (patrz: gra w pytania), co jeszcze bardziej go rozśmieszało. Nie pomogły szantaż emocjonalny, łaskotki, próba zniszczenia fryzury – był jak pomnik, nic go nie ruszało. Wreszcie dojechaliśmy na miejsce. Gdy wysiedliśmy z samochodu poczułam się jak we Włoszech. Wąskie uliczki oświetlone przez zawieszone w ogródkach restauracyjnych lampiony, kamienice, uśmiechnięci ludzie, ciepłe powietrze, nastrojowa muzyka i wyśmienite zapachy. Zapomniałam o swoim stroju ogrodowego potworka i zaczęłam rozglądać się w poszukiwaniu restauracji, do której się udamy, gdy nagle coś przesłoniło mi oczy. Owym „czymś” była jedwabna przepaska.
Od tamtej pory prowadził mnie po schodach. Dookoła czuć było… pustkę! Jedynymi towarzyszącymi nam dźwiękami były ucichające akordy gitary jednego z restauracyjnych muzyków i odgłosy naszych butów. Z ciekawością, jak z apetytem – zaostrzała się wraz z wchodzeniem na górę. Zayn nagle poprosił bym się zatrzymała. Stanęłam potulnie wyobrażając sobie wokół siebie ogromne przepaście, w które mogłam w każdej chwili zlecieć, gdy usłyszałam dźwięk przekręcanego w zamku klucza, a moje ciało owionęło ciepłe, letnie powietrze.

-OK, teraz mogę zdjąć Ci opaskę. Jesteś gotowa? – spytał, jakbym miała zamiar startować w wyścigu.

-Zakładam, że tusz do rzęs już odbił się na powiekach, więc tak, jestem gotowa – zaśmiałam się.
Zayn stanął za mną i odwinął opaskę. Moim oczom ukazał się najpiękniejszy w świecie widok.

--------------------------------------------------------------------------------------------
Na prawdę nie wiem, jak opisać moją reakcję, gdy zobaczyłam licznik wejść i te wszystkie miłe komentarze. DZIĘKUJĘ!
Jeżeli chcecie być powiadamiani o nowych rozdziałach na Twitterze, podajcie w komentarzach swoją nazwę, ew. napiszcie o tym na mojego Twittera (link znajdziecie po prawej stronie w zakładce "O mnie") :)

wtorek, 24 stycznia 2012

#17 - Let me take you higher

Czas leczy rany – tak mówią. Powiedzenie, które obiło mi się o uszy wiele razy (zwłaszcza podczas namiętnego oglądania „Mody na sukces” czy przekomicznie poważnych brazylijskich telenoweli) wreszcie miało okazję przedstawić mi się osobiście. Wzięłam je na okres próbny. Sprawdziło się w zaledwie 2 tygodnie. Równo dwa tygodnie. Tyle czasu zajęła organizmom naszych pięknych chłopców regeneracja sił, regeneracja naskórka i cała reszta biologicznych procesów, w które nie zamierzam wnikać i które za pewne nie będą brzmiały apetycznie w porze posiłku.
Powinnam dostać wesołą plakietkę „Mummy Direction”, jak na skautkę przystało! Raz już o tym wspominałam chłopakom – obiecali, że dostanę nawet proporczyk w komplecie! Po tych 14 dniach gotowania, zmieniania opatrunków, wysłuchiwania jęków i stęków, odgłosów pobolewań, skakania wokół Zayn`a i Liam`a mogę śmiało stwierdzić, że kurs przedmacierzyński odbębniony. Jak najbardziej do odfajkowania.

Weszłam do pokoju chłopaków z nowymi bandażami i plastrami. Tak, chłopcy dalej mieszkali w domku na „półwyspie”. Po całej akcji nad Tamizą zostaliby pożarci żywcem przez paparazzi,którzy i tak namierzyli już mój dom i wgniatali się w bramy posesji, by sfotografować chociaż kawałek paznokcia któregoś z chłopaków. Nie chcę o tym wspominać. Powiem tylko, że dwóch byczków siedzi w areszcie, a za miesiąc ma się odbyć rozprawa. To wywarło zbyt duże piętno na nas wszystkich i gdy wydawało się, że będzie można spokojnie zapomnieć, aparat sądowy pękający w szwach od terminów wysłał nam wiadomość z datą i godziną rozprawy. Zdecydowanie bardziej cieszyłabym się z listu zawiadamiającego o błędnych wynikach matury i fakcie, że jednak nie zdałam (odpukać). Tak więc, weszłam do pokoju chłopaków – oczywiście w nieśmiertelnych kapciach-pazurach. Liam spał słodziutko tuląc kaczuszkę (tak, tę, którą konsumował niegdyś Niall). Ułożył się jak 80% ludzkości z jedną nogą nad kołdrą i drugą pod. Chciało mi się śmiać z jego palucha. Był dużo dłuższy od całej reszty i fikuśnie wystawał spod kołdry w stronę sufitu. Raz nawet Styles dorysował mu markerem twarzyczkę i przewiązał sznurkiem a la szalik, co potem wylądowało na Twitterze z nieśmiertelnym dopiskiem „Guess who?”.  Liam odpłacił się wyprostowaniem połowy włosów w trakcie snu, co również poszło w wirtualny świat


Zasłonki przepuszczały niewiele światła, więc w półmroku starałam się wymijać kolorowe bokserki Stylesa uśmiechające się wesoło w moją stronę, paczuszki po Twix`ach (również Hazzy – uwielbiam, jak zjada dwa batoniki na raz, żeby żaden nie czuł się samotny) i całą stertę chusteczek do nosa (Liam chyba oglądał wczoraj „Toy Story”). Reszta chłopców była na zewnątrz. Niall od chwili wypadku był bardzo przeczulony na punkcie tego, żeby Payne i Malik mieli spokój. Ostatnio rzucił się nawet na Harry`ego ze swoją ukochaną gitarą, gdy ten chciał wpakować się goły do Zayn`a. Lou zaczął się wydzierać, że wniesie pozew o rozwód, że tylko on może oglądać pośladki Hazzy, ma to na piśmie i zwoła konferencję prasową w tej sprawie. Horan siedział teraz samotnie na werandzie i obcował ze strunami. Gdy pochylałam się nad szafką nocną, by położyć zestaw młodego medyka, ktoś złapał mnie w talii i poleciałam w tył rozwijając w powietrzu bandaż, który niczym serpentyna oplótł Liam`a. Przez chwilę miałam mini-zawał, by po tym sekundowym locie znaleźć się w objęciach swojego chłopaka. Oplótł mnie mocniej w pasie, przyległ umięśnionym torsem do moich pleców i delikatnie pocałował w kark. Jego oddech przyprawił mnie o kolejny zwał (jestem medyczną zagadką, na to wychodzi), a ciepło jego ciała sprawiło, że przeszły mnie bardzo miłe dreszcze.

- Dzień dobry, piękna! – szepnął dalej całując mnie w kark. To właśnie rekompensata za użeranie się z nimi przez dwa tygodnie.

- You keep making me weak, baby – uśmiechnęłam się cytując „One thing” i równie uprzejmie przywitałam Zayn`a.

Liam nie poruszył się – najwyraźniej bandaż nie jest godzien by go budzić. Gdy już miałam ponieść się romantycznym igraszkom z ukochanym, do pokoju zajrzał Boo Bear. Uwielbiam jego wyczucie czasu. Spojrzał na Payne`a i oczy rozbłysły mu niesamowicie. Wiedziałam, co knuje. WIEDZIAŁAM! Chłopak rzucił się na łóżko naszego Tatuśka i w okamgnieniu zaczął obwiązywać mu twarz bandażem. Lou chyba chciał zobaczyć, jak kretyńsko wyglądał w jednym z ich Video Diary, gdy sam straszył małe dziewczynki z prześcieradłem wokół głowy. Liam jednak nie spał (a to cicha woda, chciał podglądać, co robimy z Zayn`em! Rozgryzłam Cię, Payne!).  Wystawił spod kołdry… marchewkę?! Tak, marchewkę! Zagroził Louisowi, że jeżeli jeszcze raz pogniecie mu pościel, warzywo wyląduje w stercie brudnej bielizny Harry`ego. Tomlinson zaryzykował. Po sekundzie nurkował  już w morzu bokserek, by wyłowić ukochaną przekąskę, a Liam z wyższością uśmiechnął się, poprawił poduszkę i ułożył się wygodnie z rękami pod głową. Gdy Zayn trząsł się ze śmiechu wyzywając Lou od majtków, do pokoju wpadł Hazza (on ma uszy jak radary, bez kitu). Wtedy Boo Bear wynurzył się z marchewką w buzi i różowymi slipkami w choinki na głowie. Był dosyć zaskoczony widokiem przyjaciela, który rekompensował brak koszulki niezawiązanym krawatem. Harry potrząsnął grzywą, stanął przed Louisem i zarzucając na niego krawat przyciągnął do siebie, ruszając przy tym porozumiewawczo brwiami:

- Tomlinson, kocie, moje majtki są wiązane na sznureczek – powiedział uwodzicielskim głosem.

- Mmmm… - zamruczał Boo Bear i rzucił się na Styles`a.

Wszyscy zaczęliśmy tarzać się ze śmiechu. Stylinson baraszkował w morzu bielizny, gdy do pokoju wpadł Horan z gitarą. Już miał zacząć wykrzykiwać swoje irlandzkie powiedzonka, gdy para bokserek wylądowała na główce instrumentu. To rozśmieszyło nas jeszcze bardziej,a biedny Niall stał zdezorientowany po środku tego burdelu i drapał się w głowę mrucząc pod nosem jakieś przekleństwa.


***


- Jak myślisz, czarne rurki, biała tunika z napisem, skórzana kurteczka i czerwone dodatki, czy może lepiej sukienkę w kwiatki, brązowy pasek, koturny? Cholera, a może szorty, zakolanówki, sweter oversized? Niee, lepiej chyba, jak założę dżinsową kurteczkę, sukienkę i sandały… PIERDZIELE, NIE IDĘ. – moja Sue rwała sobie włosy z głowy. – Nie mam co na siebie założyć.

Uwielbiam ten stan, gdy stoisz przed garderobą pełną ciuchów i nie masz żadnej koncepcji na ubranie. Zwłaszcza, gdy idziesz na randkę z Harrym Styles. Dokładnie tak! Nasz Lokowaty zaprosił Sue na kolację. Przyjaciółka wychodziła z siebie we wszystkie możliwe strony. Mieli wybrać się do jednej z lepszych londyńskich restauracji, a mianowicie do L’Atelier de Joël Robuchon. Świece, piękny wystrój, wino, elegancki Harry. Czy można chcieć więcej? Niall doradzał mu w wyborze lokalu, gdyż – jak powszechnie wiadomo – ma doświadczenie z jedzeniem. Zaczął marudzić, że też chce tam pójść,jednak opamiętał się, gdy Harry obiecał mu resztki ze stołu.
Zanurkowałam w garderobie razem z przyjaciółką.

- Ponieważ idziecie do ELEGANCKIEJ, podkreślam, restauracji, wszelkie T-shirty, dżinsy, swetry odpadają. Załóż to. – podałam jej wieszak ze śliczną złotą minisukienką, obszytą subtelnie cekinami, wiązaną z tyłu na kokardkę. Była naprawdę boska. Mieniła się delikatnie w świetle, pięknie eksponowała figurę i podkreślała zgrabne nogi.

Gdy Sue ułożyła włosy i umalowała się, pożyczyłam jej swoją szczęśliwą bransoletkę. Tak, wiem, że to brzmi dziecinnie, ale złoty łańcuszek z przywieszką, którą mialam od dziecka robił z powodzeniem za mój amulet. W momencie, gdy zapięłam biżuterię na jej ręku, zadzwonił dzwonek do drzwi. Uścisnęłam przyjaciółkę i odprowadziłam ją na dół. Harry stał przed drzwiami majstrując przy mankiecie. Na widok Sue uśmiechnął się tak pięknie, jak nigdy.

***

Siedziałam w swoim pokoju. Był już późny wieczór, lampeczki na tarasie paliły się jak zawsze, a ciepłe powietrze wpadało przez otwarte drzwi balkonowe. Kubek z gorącą czekoladą parował na nocnej szafce, MacBook leżał włączony na łóżku, a z wieży płynął łagodny niczym balsam dla duszy głos Ed`a Sheerana. Pełen chillout. Zatopiłam głowę w poduszce i zamknęłam oczy, lecz stan błogiego odpoczynku nie trwał długo.
PIK PIK. – zawołał radośnie mój telefon.

„Spotkajmy się nad jeziorem. Mam dla Ciebie niespodziankę. Zayn xx”

Now you`ve made me weak, baby! – pomyślałam, po czym zarzuciłam na siebie poncho i w podskokach zbiegłam ze schodów.

----------------------------------------------------------------------------------------

Kochani, serdecznie dziękuję za odwiedziny i komentarze. Tak, jak wspominałam wcześniej, bardzo wiele to dla mnie znaczy. <3 xx

niedziela, 22 stycznia 2012

#16 - I wanna save your heart tonight

Blask fleszy. Krzyk. Panika. Krew. Slow motion. Szum w głowie. Światła. Ciemność. Kolejny plusk. Krople wody na twarzy. Przerażenie. Arytmia. Syrena pogotowia. Trzask składanych noszy. Płacz. Głosy jak zza szyby.
W jednej chwili śmialiśmy się wszyscy razem, by po minucie stracić rozum. I przytomność. Czułam się jak w filmie. Stałam w miejscu bez ruchu, podczas gdy dookoła mnie działo się tysiąc rzeczy na sekundę. Świat wirował. Nie kontrolowałam swojego ciała, nie miałam nad nim panowania. Po raz pierwszy mózg nie współpracował z kończynami. Mózg w ogóle nie pracował. Darłam się jak opętana widząc zmasakrowane ciało Zayn`a. Miotało mną jak szatan wiedząc, że wyczerpany Liam zniknął pod taflą wody. Krztusiłam się łzami, zachłystywałam powietrzem, nie mogąc nic zrobić. Louis wskoczył do rzeki ratować przyjaciela. Niall krzyczał do Malika, krzyczał do Boga, prosił , błagał. Ktoś zadzwonił po pogotowie. Sanitariusze jak na skrzydłach zjawili się z noszami, bandażami, stabilizatorami. Harry nie odzywał się. Trzymał mnie, klęczącą na chodniku, patrząc tępo przed siebie. W jego oczach nie było życia. Był jak robot, któremu odłączono zasilanie. W jednej chwili wszystko legło w gruzach. Patrzyłam, jak mój Zayn odjeżdża na noszach. Wyglądał strasznie. Cała twarz we krwi. Podarta koszula, krew na klatce piersiowej. Ból spowodował, że stracił przytomność. Nie było z nim kontaktu. Niall stracił zmysły. Krzyczał, płakał, modlił się jednocześnie. Jego twarz była opuchnięta od łez i czerwona od krwi. Usłyszeliśmy głos Louisa. Jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki opanowaliśmy się i pobiegliśmy w stronę rzeki. Wszyscy wychyliliśmy się przez murek. Zobaczyłam Liama. Nie wiem, czy oddychał. Nie próbował się wyrywać, nie chłonął powietrza, nie krzyczał. Nie ruszał się. Louis trzymał go jak lalkę. Płakał. Właśnie tak, Payne był teraz marionetką. Jego życie zależało od innych. Policjanci rzucili się na pomoc. To wyglądało jak scena z „Zielonej Mili” – Tomlinson trzymał na rękach nie dającego oznak życia Liama, jak John Coffey trzymał ciała maleńkich dziewczynek…

***

Wydarzenia z dzisiejszego wieczoru przeleciały mi przed oczami niczym film na przewijanej kasecie video. Mijały sekundy, minuty, godziny. Ludzie w szpitalu przewijali się przez poczekalnię, przez korytarze, wszystko się zmieniało. Wszystko, oprócz nas, grupy młodzieży wyglądającej jak z filmu grozy. Nie zmienialiśmy pozycji, nie odzywaliśmy się. Ledwie dało się wychwycić pojedyncze oddechy. Zero życia. Wszelkie procesy w naszych osłabionych organizmach zamarły. Do czasu…
Harry nagle zerwał się z krzesła. Fala jego uderzenia przewróciła mój kubek z kawą. Zimna lura. W tym samym momencie z podłogi poderwał się Lou zostawiając na podłodze koc, a Horan jak na komendę podskoczył na krześle. Tak, jakby ktoś na nowo podłączył ich do prądu. Wybiegli z poczekalni. Nie musieli czekać. Razem z Sue wyleciałyśmy na korytarz. Nie obchodziły mnie reakcje obserwujących nas ludzi. Korytarz był pusty. Cały biały. Jarzeniówki oślepiały nas swoim blaskiem. Dlaczego Harry wystartował z poczekalni? Co było bodźcem mobilizującym go, by przerwać tę monotonię? Wtedy zobaczyłam zarys postaci. Dokładniej, dwóch. Zaczęłam płakać i śmiać się jednocześnie. Moi przyjaciele szli o własnych siłach w naszą stronę! Łzy rozmywały obraz. Chciałam się na nich rzucić, wyściskać, wycałować. Chciałam wykrzyczeć, jak bardzo się bałam. Postacie zbliżały się coraz bardziej. Brudnym rękawem przetarłam oczy. To nie byli chłopcy. Nie, to nie oni. Lekarze. Dwóch młodych lekarzy szło w naszą stronę. Spojrzałam na ich twarze. Poker face. Czy ja jestem w jakimś pierdolonym teatrze?! Czy ja mam zgadywać, jakie wieści niosą? Gramy w kalambury? Znów w ciągu sekundy przewinęły się przez moją głowę słowa nienawiści i wdzięczności do lekarzy. Stanęli naprzeciwko nas. Zapadła grobowa cisza. Jeden z nich odezwał się:

- Zayn i Liam trafili tutaj w stanie krytycznym. Nie mieli szans…

Nie musiałam patrzeć na przyjaciół, by wiedzieć, co działo się w ich głowach. Lou osunął się na podłogę, Niall zaczął płakać, Harry znów patrzył tępo przed siebie. Mój świat legł w gruzach. NASZ świat legł w gruzach.

- Na szczęście jednak mieli wystarczająco siły, by walczyć. Za chwilę będziecie mogli ich odwiedzić. – przez twarz drugiego lekarza przemknął cień uśmiechu.

Zaraz, CO!? Spojrzałam na nich wzrokiem mordercy. Wszyscy jak na komendę wyprostowaliśmy się.

-CO?! – krzyknęłam

-Zayn stracił wiele krwi. Ma złamane 4 żebra, wstrząs mózgu, naruszony rdzeń kręgowy, na szczęście nie w stopniu, który przyczyniłby się do paraliżu czy innych poważnych powikłań. Oprócz tego ma mnóstwo mniejszych obrażeń, jak rozbity łuk brwiowy, złamany nos, podbite oko i rozcięta warga, ale wyjdzie z tego – lekarz uśmiechnął się.

- A co z Liamem? Jak on się czuje? – Harry powrócił do nas z dalekich zakamarków swojego mózgu.

- Liam był wyczerpany. Gdyby nie nagłe wykorzystanie wszelkich pokładów energii w nim drzemiących, spokojnie wypłynąłby sam na powierzchnię. Wstrząs termiczny i wyczerpanie przyczyniły się do tego, że jego płuca nie chciały współpracować. Gdyby któryś z Was, chłopcy, rzucił się na pomoc chwilę później, prawdopodobnie stracilibyśmy go. Nie przejawiał oznak życia z prostego powodu – woda zablokowała jego drogi oddechowe. To standardowy skutek utonięcia. Na szczęście po kilku procedurach medycznych udało nam się przywrócić mu procesy oddechowe.

Przez korytarz przepłynęła fala odetchnięcia. Pstryk i z wraków ludzi zmieniliśmy się w pełnych życia nastolatków. Rzuciliśmy się sobie w ramiona. Wszyscy skoczyliśmy na Lou. Był naszym bohaterem! Uratował Liama! Krzyczeliśmy, jak bardzo go kochamy. Nigdy nie kochałam nikogo bardziej, niż Tomlinsona w tym momencie. Dzięki niemu rozjaśniło się światełko w tunelu niepewności. Dzięki niemu wyszliśmy z tego tunelu.
Lekarze patrzyli na nas uśmiechając się do siebie.

- Na razie podejdźcie do szyby na końcu korytarza. Zobaczycie przyjaciół. Byli w bardzo złym stanie, ich organizmy były wyczerpane, więc podaliśmy im środki nasenne, by mogli zregenerować siły. Za jakąś godzinę będziecie mogli do nich wejść. – powiedział jeden z nich.

Wszyscy spojrzeliśmy na lekarzy. Każdy z nas miał łzy wzruszenia w oczach. Byliśmy niesamowicie szczęśliwi. Wyszeptaliśmy tylko „dziękuję” – nie było nas stać na nic więcej. Medycy skinęli głową i poszli przed siebie. My z kolei rzuciliśmy się pędem przez korytarz. Biegliśmy do przyjaciół.

-------------------------------------------------------------------------------------------

Tradycyjnie chciałabym niesamowicie podziękować za wszelkie odwiedziny i bardzo miłe komentarze. Bez tego nie miałabym dla kogo pisać. Cieszę się, że trafiłam na tak niesamowitych ludzi i piszę to prosto od serca. DZIĘKUJĘ! :)
Fani One Direction, na prawdę jesteśmy jak jedna wielka rodzina. To cudowne uczucie :)
Zachęcam do komentowania, bo przydadzą mi się wasze opinie, a nawet propozycje odnośnie kolejnych rozdziałów :)
I małe sprostowanie - nie miałam zamiaru uśmiercać chłopaków. O czym bym wtedy pisała? :D I tak, wiem, że wczorajszy "rozdział" był krótki. Dlatego nadałam mu numer "15,5". Miał być wprowadzeniem do rozdziału 16.
JESZCZE RAZ ZA WSZYSTKO DZIĘKUJĘ! <3 xx

sobota, 21 stycznia 2012

#15,5 - Time escapes me

Głos prezenterki telewizyjnej odbijał się echem w mojej głowie powodując falę niezrozumiałego bełkotu. Szum fleszy nie chciał dać mi spokoju. Siedziałam w poczekalni kurczowo ściskając styropianowy kubek ozdobiony śladami wbijanych w niego paznokci. Tworzyły jakiś chaotyczny wzorek. Chaos. To jedyne słowo które opisuje to, co działo się wewnątrz mnie. I na zewnątrz szpitala. Gorąco kawy przenikające przez ścianki kubeczka parzyło mnie niemiłosiernie. Zdawałam się jednak tego nie czuć. Siedziałam otoczona wszechobecną bielą i wyblakłą miętową zielenią na plastikowym krześle. Rozmyty tusz do rzęs zastygł na moich policzkach tworząc finezyjne meandry. Łzy ścigały się ze sobą jak krople deszczu na szybie samochodu. Właściwie dały już sobie spokój. Limit osiągnięty. Patrzyłam się tępo w blat stołu, okruszki po szarlotce, którą jakieś szczęśliwe dziecko zapewne wcinało tu przed naszym przybyciem. Kołtuny na włosach, przemoczone ubranie, ubłocone buty. Podniosłam wzrok i zobaczyłam Harry`ego – moje lustrzane odbicie. Podpierał głowę rękami. Jedna z nich była w gipsie – złamał nadgarstek upadając. Obok niego Niall w zakrwawionym T-shircie, zaschniętą krwią na rękach i na policzku. Sue otoczyła kolana dłońmi i zwinęła się na fotelu. Fioletowe siniaki pod oczami kontrastowały z niemal przezroczystą skórą. I Lou. Mokre włosy zlepione błotem, mokre ubrania, mokre buty. Siedział skulony na podłodze pod ścianą, owinięty kocem. Nikt się nie odzywał. Nikt nie reagował. Nikt nie przejawiał jakichkolwiek oznak życia. Nie wiem, ile czasu minęło, ile czasu siedzimy bezczynnie strasząc przechodzących ludzi, sanitariuszy i pielęgniarzy. Nie wiem, ile czasu jeszcze będziemy tu siedzieć. Nie wiem, czy Zayn i Liam.... Po prostu nie wiem...

piątek, 20 stycznia 2012

#15 - No, you just like to know you can

-TERAZ MOJA KOLEJ!!! – Harry darł się jak oparzony.

-Tłumoku, przejechaliśmy dopiero za bramę! Prowadzę jakieś… pół minuty? – Lou powoli tracił cierpliwość.

-Chyba chciałeś powiedzieć „tłumiku”! Własnych myśli nie słyszę przez ten silnik. Stary rzęch. A jak ktoś mi przerywa kontemplowanie nad istotą ziemniaka we wszechświecie, to….  – Horan nadąsany odwrócił się ostentacyjnie w stronę szyby niby to podziwiając niesamowite okazy drzew iglastych. 

Wtem dostał w głowę siatką po ziemniakach. Co to w ogóle robiło w samochodzie chłopaków?

-UUUUUUUUUUUU, HORNY HORAN! HORNY HORAN! (ang. horny – napalony).  – spazmował na fotelu Hazza. – A nie, myślałem, że to stringi. – dodał zawiedziony, gdy „zauważył”, co założył na głowę blondynowi.

Poprawiłam się wygodnie na fotelu wtulając się w tors Zayn`a. Nieźle się zaczyna – pomyślałam. Wybieraliśmy się wszyscy na miasto. Po drobnym incydencie z moim tatą i półnagim Styles`em stwierdziliśmy, że jak najszybciej opuścimy mój dom i wybierzemy się na zwiedzanie Londynu. Tak jest, LONDON, BABY! Owszem, Sue została obudzona przez Harry`ego, jednak niekoniecznie w sposób, jaki wymarzył sobie Lokowaty. Do tej pory nie wyjawił nam, dlaczego wrócił bez koszulki. Szczerze mówiąc, wolałam w to nie wnikać. Chłopcy opowiedzieli mi o malutkim zboczeniu ich przyjaciela (tzn. opowiedzieli tyle, ile udało im się wyseplenić przez zasłaniane ogromną dłonią usta. W akcie desperacji Harry użył też swoich stóp – do tej pory ma ślady zębów na paluchu.)

No tak, oczywiście szybciutkie umykanie z domu zajęło nam trochę czasu. Trochę DUŻO czasu. Zgadza się, jest wieczór. Zanim wyszliśmy musiałam przygotować Niall`owi śniadanie, bo mało brakowało, a by się biedaczek pochorował z głodu (no tak, w końcu nie jadł nic od 2 godzin – jak tak żyć?!). W lodówce nie było jajek, więc Harry zaoferował się, aby pójść do kurnika po świeże. Rozumiem, że pierwsze, co robi po przebudzeniu to prędziutko, nie zważając na swoje odzienie (lub też jego brak) leci do przydomowego kurnika po świeżą dostawę jajek. Jakież było zdziwienie, gdy odkrył, że u nas jednak nie ma kur. Zaszył się w kącie próbując przetrawić tę druzgocącą wiadomość.
Gdy jednego miałam już z głowy, musiałam uważać, żeby nie przewrócić się o Boo Bear`a udającego dywan, a uwierzcie, że gdy rozłoży te swoje kończyny wygląda jak ośmiornica (tak, próbuje też „opatulać” wszystko, co napotka na swojej drodze – w ten sposób straciłam kapcia). Przedzierając się pomiędzy licznymi odnóżami Lou latałam po kuchni szukając aspiryny dla Liama – biedaczek miał już dość. Mało brakowało, a podałabym mu antydeperesanty. Zapomniałam jednak o jego łyżeczkowej fobii i doprowadziłam go do stanu agonalnego podając w szklance z wodą łyżeczkę do rozdrobnienia proszku. Mieszanka wybuchowa wylądowała na siedzącym obok Zayn`ie, który widząc siebie mokrego musiał lecieć do domku układać nieskazitelną fryzurę (swoją drogą, Zayn, jeżeli to czytasz, serdecznie dziękuję za pomoc przy chłopakach </3). ISTNE ZOO. Dzięki Bogu, że Sue jakoś opanowała sytuację, bo inaczej sama usiadłabym z Liamem i razem wpatrywalibyśmy się w pustą ścianę tępym wzrokiem. Chciałam napisać, dzięki Bogu, że mama Sue urodziła jej młodszych braci i przyjaciółka miała wprawę w opiekowaniu się… DZIEĆMI (jak dla mnie to pierwszy i jedyny plus posiadania młodszego rodzeństwa).

No ale mniejsza. Żeby opisać to, co działo się w moim domu, najlepiej byłoby ściągnąć ekipę programu „Śmiechu warte”, bo to był istny Sajgon. Burdel na kółkach.

W każdym bądź razie gdy wszystkich udało się przywołać do porządku (i do samochodu, co też wymagało cierpliwości), zapakowaliśmy się do czerwonego minibusa Lou i pędziliśmy przed siebie. Brakowało tylko wiatru we włosach. Hazza też to zauważył i wystawiał wyszczerzoną twarz przez okno niczym spragniony powietrza pies. Dziwię się, że policzki mu się jeszcze nie porozciągały, ale w każdym bądź razie mamy wytłumaczenie jego wielkich dziurek w nosie, hell yea!

- Piękne panie, właśnie pędzimy moim czerwonym rydwanem przez Tower  Bridge – ogłosił z manierą przewodnika Niall, który najwyraźniej zapomniał o ziemniakach i powrócił do naszego świata. – ŁOMAMUSIU, TAM JEST NANDO`S!!!! – złapał się za głowę i przejmując ruchy Styles`a zaczął spazmować na fotelu. – Mój brzunio czuje się taki opuszczony…

- E, młody! Po pierwsze, to jest MÓJ czerwony rydwan – zaczął wyliczać Lou. – Po drugie, to nie jest rydwan! Po trzecie, nie jest czerwony. – facet jak facet, o autko musi dbać.

-JUHU! Invisible Machine! – jarał się Harry, wielki fan komiksów o superbohaterach.

Nagle samochód gwałtownie skręcił co znów spowodowało, że zaczęliśmy dyskutować o tym, jak bardzo niewidomy był człowiek wręczający Tomlinsonowi prawo jazdy. Jak na potwierdzenie naszych słów auto szarpnęło, wszyscy polecieliśmy do przodu i rozpłaszczyliśmy się na obiektach przed nami. Współczuję Niall`owi. Guza ma wielkości piłki do golfa, aczkolwiek on sam woli wersję, że ma guza wielkości jajka (głodnemu jajo na myśli). Po wielu niecenzurowanych wypowiedziach pod adresem naszego kierowcy poodklejaliśmy się od szyb i foteli, wyplątaliśmy z pasów i z uczuciem jak po 8-godzinnej podróży rozprostowaliśmy nogi. Widok był…. No, co tu dużo mówić. Rekompensował w 100% spotkanie pierwszego stopnia z zagłówkiem fotela. Byłam oczarowana. Tower Bridge, po którym przejeżdżaliśmy był pięknie oświetlony, delikatnie odbijał się w tafli Tamizy. Pomimo gwaru ulicy i odgłosów tętniącego życiem miasta wydawało się tu być cicho i spokojnie. Ludzie spacerowali wzdłuż rzeki uśmiechając się, dzieciaki biegały z watą cukrową (zupełnie jakbym widziała miniaturki Niall`a), London Eye działało pełną parą i pięknie prezentowało swe kapsuły na tle zachmurzonego nieba. Widok był niesamowity! Jak widać nie trzeba stać na szczycie Mount Everest, żeby widoki zapierały dech w piersiach. Zayn złapał mnie za rękę i przyciągnął do siebie.

-To jak, dziewczyny? Najpierw spacer nad brzegiem Tamizy, czy przejażdżka Okiem Londynu?

-WA-TA-CUKROWA! W A-TA-CUKROWA! – skandował Horan! A to mi niespodzianka.

-Dostaniesz WA-TĄ-CUKORWĄ! WA-TĄ-CUKROWĄ! – przedrzeźniał go Harry, za co został odznaczony klapsem od Loiusa (ten to tylko o jednym).

-O nienienie, nikt umorusany watą cukrową nie wsiądzie do mojego samochodu. A watę to Ci mogę w tyłek wsadzić. – zapowiedział. Zupełnie jak na wycieczkach autokarowych! I mówiłam, że Boo Bear tylko o jednym? Mówiłam!

-Może po prostu najpierw kupimy bilety i czekając na następną rundę pospacerujemy nad Tamizą? – zaproponował Liam. – I wilk syty i owca cała.

-Skarbeńku, zawsze wiedziałem, że jesteś inteligentny, ale że aż tak? Buzi buzi! – rzucił się na niego Harry.
 
-A KUPICIE MI WATĘ?!

***

- ONE DIRECTION! AAAAAA!!!!! HARRYNIALLZAYNLIAMLOU!!!! AUTOGRAF! ZDJĘCIE! PODPIS! OBEJMIJ! PREZENTY! ŁAMANE STOŁY! – to tylko poszczególne słowa, które udało mi się wyłapać z pisków i krzyków fanek chłopaków.

Stałyśmy z Sue z boku patrząc, jak nasi nowi przyjaciele zasypywani są karteluszkami, biletami, PIERSIAMI do podpisu. Dziewczyny wystawiające biust jako notes (falujący notes, podkreślam)  zapewne miały wobec ich inne plany, ale chłopcy dzielnie dawali sobie radę nawet z tak ciężkimi przypadkami – a niektóre przypadki były naprawdę…. kaliber E i F, nieźle. O ile dobrze widziałam, to któraś dała im do podpisu… podpaskę?! Mój boże, tyle drzew się na papier marnuje, efekt cieplarniany, SMOLEŃSK, w Afryce głodują, a te dają do podpisu wkładki higieniczne. BITCH, please. Tak sobie radzili ludzie za czasów PRL-u! A to o Polakach mówi się, że są 100 lat za Murzynami.

Teraz przemyślenia z serii „Carol i jej przemyślenia” – jakże poetycka nazwa. Wcześniej w sumie nie myślałam o tym, że gdy wyjdziemy razem na miasto chłopcy zostaną oblężeni przez fanki rzucające się jak wszy na kundla. Oni są tak normalnymi nastolatkami, ze będąc w ich otoczeniu, z dala od czerwonych dywanów i błysku fleszy zapomina się, że jest się w towarzystwie światowych gwiazd! I to powód #284723470 przemawiający za tym, jacy są niesamowici (owszem, studiowałam wszystkie zdjęcia i opisy na tumblr i weheartit – takie małe zboczenie). Ledwie się obejrzałam, a już biegłyśmy z Sue ciągnięte przez chłopaków za ręce uciekając przed kolejną falą dostających palpitacji na widok guzika od płaszcza fanek.

-TURBOPRZYSPIESZENIE, BRUUUUUUUM! – darł się wniebogłosy Hazza prując chodnikiem. Za nim dreptał Niall wydający z siebie ciche „Pyrpyrpyr” – chyba udawał, że jedzie Maluchem.

Chłopcy zmęczeni jazdą zaparkowali swoje zadki na ławce stojącej nieopodal krzaczka. Jego Anielska Cierpliwość Liam najchętniej zapadł by się pod ziemię. Udał się samotnie w stronę bujnej roślinności, skąd nagle wyskoczyły niczym Filip z konopii dwie pary słodziutkich zakochanych – łysy byczek ze swoją żabcią i łysy byczek vol. 2 ze swoją żabcią vol. 2. Różnorodność świata coraz bardziej mnie zaskakuje. Żabcie natychmiast skoczyły do naszego Daddy Direction popiskując cichutko jak prosiaczki w chlewie i płaszcząc się, by pan Payne zaszczycił swoją twarzą ich zdjęcie. Liam zgodził się oczywiście, jak na dżentelmena przystało. Objął dziewczyny w talii, jedna z nich różowym aparatem zrobiła gronofocię z rąsi, spojrzała na wyświetlacz, stwierdziła, iż wyszła mało korzystnie i już nie pytając Liama o zgodę wtuliła się w jego tors robiąc kaczy dzióbek (czy ja przyjechałam na wieś, że wszędzie widzę zwierzęta?). Wtedy jednak jeden z łysych byczków stracił cierpliwość i poprawną (według niego) angielszczyzną zaczął przystawiać się do Payne`a, uruchamiając przy tym tryb „mam pachy poniesione, bo pomyliłem lakier do włosów z dezodorantem”.

- Ty, paniusia, lepiej odsuń się od naszych dup, bo więcej swojej buziuchny w lustereczku nie zobaczysz – pluł i seplenił byczek.

Reszta chłopców słysząc to, od razu poderwała się z ławki i ruszyła w stronę awanturników, zostawiając nas same z dala od skinhead`ów.

Liam próbował reprezentować stronę dyplomatyczną, jednak najwyraźniej jego słowa brzmiały zbyt mądrze i nie docierały do łysych. Gdy ci zaczęli przystawiać się coraz bardziej do chłopaka, do akcji wkroczył Zayn. Słyszałam, że wywalono go z dwóch szkół za bicie się i teraz miałam okazję przekonać się, że lepiej z nim nie zadzierać. Mój chłopak rzucił się na jednego z atakujących z pięściami urządzając nam darmowy pokaz kick-boxingu. Nikt z nas się tego nie spodziewał. Wtedy rozpętało się piekło. Poderwałam się z ławki i zaczęłam biec w stronę Zayn`a łudząc się, ze uda mi się go odciągnąć od pijanego mężczyzny. Ten jednak był 3 razy szerszy i z łatwością przygniótł Malika do chodnika. Lou złapał mnie w ostatniej chwili. Darłam się jak opętana. Grubas boksował mojego chłopaka bezlitośnie. Harry rzucił się na jego plecy i zaczął podduszać byczka. Ten zrzucił go jedną ręką na ziemię nie przestając maltretować Zayna. Widziałam, jak uderza go pięścią w brzuch, w szczękę. To było straszne. Próbowałam wyrwać się Louisowi, jednak jego żelazny uścisk był nie do przejścia. Wtedy w Liamie coś pękło. Zerwał z wizerunkiem grzecznego chłopca i rzucił się na pomoc przyjacielowi. Zaczął okładać łysego po żebrach, kopać go w brzuch i podduszać. Nie wiem nawet, kiedy pojawili się paparazzi. Liam z obłędem w oczach okładał grubasa przygniatającego zakrwawionego i nieprzytomnego już Zayna. Dziewczyny wrzeszczały, ja miotałam się w objęciach Louisa, Sue stała oniemiała nie wierząc w to, co widzi. Payne odkrył w sobie potężne pokłady siły. W tym momencie nie miał sobie równych. Udało mu się zrzucić łysego z przyjaciela, ten upadł wyczerpany na chodnik. Niall rzucił się do Zayna, zaczął nim potrząsać, płakać, prosić, ten jednak nie odpowiadał. Patrzyłam na scenę rodem z kryminału. I wtedy stało się coś jeszcze gorszego. Do gry włączył się drugi byczek. Wydawał się być jeszcze potężniejszy od swojego kolegi. Dorwał Liama, ledwie przytomnego z wysiłku. Był łatwym celem. Podniósł go do góry za kołnierz. Wszyscy zamarliśmy. Usłyszeliśmy plusk. Payne zniknął pod taflą Tamizy.

środa, 18 stycznia 2012

#14 - You know i'd take you to another world

-Ulubiony owoc?

-Lychee. Ulubione nadzienie w pączku?

-Bita śmietana. Ulubiony kolor główek od zapałek?

-Niebieski. Ulubiony typ chmury?

-Cirrocumulus. Ulubiony zapach do odkurzacza?

-Pomarańcza. Najdziwniejszy prezent od fanki?

-Pudełko tamponów, na wypadek, gdyby moje serce „krwawiło”. Ulubiona część dywanu?

-Frędzelki na krawędziach. Ulubiony styl spędzania wolnego czasu?

-Leżenie z dziewczyną, którą  skradła moje serce i granie w głupie pytania – wyszczerzył się w moją stronę Zayn. Odpowiedź nagrodziłam buziakiem.

Leżeliśmy na owczej skórze, grzejąc się przy kominku w salonie mojego domu. Byliśmy nieźle zziębnięci, bo Słońce dopiero wychodziło z ukrycia, więc zaproponowałam, ze zrobię nam coś ciepłego do picia, by członki nam nie pozamarzały. Oczywiście miałam na myśli kończyny, ale to drobne przejęzyczenie wyrwało się za szybko z mojej buzi i śmiech Zayn`a poniósł się po tafli jeziora.
Byłam najszczęśliwsza na świecie. Cudowne uczucie. Cały czas się uśmiechałam. Nawet wtedy, gdy wykręcałam torebkę po herbacie i gdy siłowałam się z mopem, żeby wytrzeć syrop malinowy z podłogi. No i gdy ciachnęłam się w palec krojąc cytrynę.Wyobraźcie sobie nastolatkę w księżniczkowej piżamie uśmiechającą się do krwawiącego palca. Wracając do domu Zayn wytłumaczył mi, że nigdy nie czuł czegoś tak szczególnego do osoby, którą dopiero co poznał i stwierdził, że to będzie niesamowita znajomość. Poczułam się… wyjątkowo! To brzmi tak banalnie i tak niewiarygodnie, ze sama czasami się zastanawiam, gdzie są ukryte kamery, kiedy wyjdzie reżyser przedstawienia i powie „Dobra robota, kochani! A teraz lecimy wkręcać Angelinę. Może też się tak nabierze, jak Carol”. Nie ma co się dziwić, że tak reaguję. Ale postanowiłam sobie jedno – zero kontemplacji na temat realności tego wszystkiego. Z-E-R-O. Po co psuć chwilę? Przeżywam najpiękniejszy okres swojego życia. Dam temu szansę.

-Gdzie masz łaskotki? –wyrwał mnie z zamyślenia głos chłopaka. Pochylił się nade mną ukazując rządek śnieżnobiałych zębów i z diabelskim płomykiem w oczach rzucił się na mnie.

-CO? NIENIENIE, ANI MI SIĘ WAŻ! AHHAHAHAHAHA, OJOJOJOJOJO, NAWET, AHAHA, NIE PRÓBUJ! – próbowałam wykrztusić groźby, jednak śmiech mi na to nie pozwalał. Wreszcie udało mi się wyrwać z objęć chłopaka, przewróciłam go na plecy i siedząc mu na brzuchu próbowałam uchronić się od dalszych tortur. Włosy opadły mi na twarz (założę się, ze wyglądałam jak „dziewczynka z telewizora”), odgarnęłam je i w dalszym ciągu się uśmiechając pochyliłam się nad Zayn`em.

-Jesteś piękna nawet z tym kukuryku na głowie – powiedział.

-Zamknij się – zaśmiałam się, po czym pocałowałam go. Uwielbiam to, po prostu uwielbiam! Gdy wymienialiśmy płyny ustrojowe (jakby to określiła moja babcia), nagle usłyszałam za sobą oburzone :

-ZAYN?! ZDRADZASZ MNIE?!

W holu stało 4 chłopaków. Ich mimika twarzy pozwalała mi wyczytać, że są oburzeni. Świetni byliby z nich aktorzy! Aby nadać scence dramatyzmu zeszłam równie przerażona z chłopaka, po czym ten zaczął tłumaczyć:

-K-koteczki! Liam! Harry! Lou! Niall! T-to nie tak, jak myślicie! – poderwał się z podłogi i już miał biec do chłopaków, gdy Niall machnął ręką:

-Jedyne, co w Tobie kochałem, to sposób przyrządzania pierożków – odwrócił wzrok i przysiadł na kanapie.

Kolej na Harry`ego:

-Jedyne, co w Tobie kochałem, to ten pieprzyk na pośladku – wydusił, po czym zasiadł obok Horana.

-Jedyne, co w Tobie kochałem – powiedział z wyrzutem Liam – to fakt, że gdy się śliniłeś przez sen, nie skapywało Ci na podłogę i nie musiałem tego sprzątać.

-Jedyne, co w Tobie kochałem, to…. – zaczął Lou, po czym „rozpłakał się” – CAŁY CZAS CIĘ KOCHAM, UŁEEEEEE!!! SMARKU SMARKU. – rzucił się na mojego Zayn`a wgniatając go w podłogę, jakby chciał odbić jego pośladki na parkiecie.

-Och, jak ja Cię kocham! Serduszko moje! Pysiaczku! Pączuszku! – słodził Malik i dał Boo Bear`owi siarczystego buziaka w policzek.

-Jeżeli myślicie, ze będę Was wycierał mopem… Nic z tego! – powiedział oburzony Liam.

-Carol, mogę obudzić Sue? Proszęproszęproszę! – błagał na kolanach Styles robiąc przy tym nieśmiertelną minę a la koteczek.

Przedszkole. Domowe przedszkole, jak boga kocham!

Próbowałam ściągnąć Lou z mojego chłopaka (owszem, doszło do rękoczynów i ciągnięcia za gumkę od slipek).  Odpowiedziałam mimochodem siłując się z kołnierzykiem Boo Bear`a niczym na rodeo, więc Lokowaty poderwał się jak Tarzan na lianie i popędził w skowronkach na piętro.

Zayn cały czas śmiał się leżąc pod ciężarem Tomlinsona, ja siedziałam na tym drugim łudząc się, że popuści (wiadomo w jakim tego słowa znaczeniu), mnie z kolei zaczął molestować Horan błagający o jakieś MALEŃKIE śniadanko:

-Wystarczy tylko jajecznica z trzech jajek na kiełbasie, z cebulką, 2 tosty z masłem czosnkowym i sok z pomarańczy. Mamo, jeść! – jęczał mi nad uchem łapiąc się teatralnie za żołądek.

Liam nie miał już siły (a dopiero wstał!) i podpierał głowę ręką. W tym momencie usłyszałam krzyk mojego taty i skręcającego się ze śmiechu Styles`a galopującego bez koszulki po schodach.

- Co do….!? – krzyknęli ojciec i Liam jednocześnie.

-Yyyy, pomyliłem sypialnie. – wysyczał przez zęby Harry i zaczął pokładać się za kanapą.

----------------------------------------------------------------------------------------------

Padłam trupem, gdy zobaczyłam 962 wejścia i te wszystkie komentarze (bardzo miłe, oczywiście :) ).
JESTEŚCIE NAJLEPSI! <333
Nagły zwrot akcji z Liamem w roli głównej już pojutrze! :)
xoxo

wtorek, 17 stycznia 2012

#13 - I hear the beat of my heart getting louder

W chwili, gdy to powiedział, zerwał się lekki, dosyć chłodny wiatr. Uwielbiam, gdy siły natury ingerują w moje życie, jakby chciały pogorszyć mój humor i jednocześnie budować napięcie. W duchu modliłam się, żeby ten powiew okazał się cichym pierdnięciem Niall`a po naszpikowaniu się pikantnymi sosami z Nando`s, ale wiedziałam, ze prosiłabym o zbyt wiele (narażając przy tym i tak wrażliwe jelita Horana). W normalnych warunkach zachichotałabym z własnej głupoty, ale spojrzenie Zayn`a przywróciło mnie do porządku.  Stałam obok niego i patrzyłam, jak wyjmuje z dłoni kamień, by ten odbijał się po tafli wody – zupełnie jak jego słowa odbijające się od ścianek mojego mózgu:

„Myślałem o tym, co się dziś stało.” Nie brzmiało to wesoło. Wow, też mi odkrycie.
Stałam nad jeziorem lekko dygocząc (już sama nie wiem, czy z zimna, czy ze stresu). Żołądek  skurczył mi się maksymalnie, czułam gulę w gardle. Gorzej niż przed ogłoszeniem wyników egzaminów końcowych.


- To było niesamowite. – powiedział.


Obrócił się w moją stronę, wyszczerzył, wziął głęboki oddech i powtórzył.


-Tak, to było jak najbardziej niesamowite.


Ręce, gacie i biust opadły. Moje, oczywiście. Zayn stał i uśmiechał się tak przeuroczo, że narody klękajcie, ale no do cholery, co to było za spojrzenie przed minutą?!


-S-słucham?! – wydusiłam z siebie. Tiaa, po raz kolejny zabłysłam bogatym zasobem słów.


-Nie miałem wiele czasu do namysłu, ale stwierdziłem, ze jak na razie jesteś najlepszą rzeczą, która spotkała mnie odkąd jestem w One Direction.


-Nie jestem rzeczą… - zaczęłam. Skąd mi się wzięło na poprawianie jego gramatyki? Boże, w tej chwili dostałabym nagrodę dla najsztywniejszej dziewczyny roku. Kij w tyłek i jedziemy!


Carol, Zayn Malik, ZAYN MALIK WE WŁASNEJ OSOBIE mówi Ci, że pocałunek z Tobą jest w jego Top 3 sytuacji od dwóch lat, a Ty poprawiasz jego składnię?! Sama się nie poznaję. Człowieku, jak Ty na mnie działasz?


-Wiem, przepraszam, ale o tej godzinie mój mózg nie pracuje na najwyższych obrotach. Zwłaszcza po tym zdarzeniu. – powiedział. – O, wreszcie się uśmiechnęłaś! – zauważył, co najwyraźniej niezmiernie go uradowało. Czyli musiałam stać tam z cudowną miną, pięknie.


Faktycznie, mięśnie twarzy przebudziły się i zaczęły pracować. 3 punkty dla Gryffindoru!


-Wiem, że to zabrzmi kiczowato, ale myślałem nad tą rozmową przez ostatnią godzinę. Normalnie pewnie pogadałbym o tym z siostrą, ale nie chcę jej budzić. Nie jestem dobry w takich przemowach, mimo wszystko jednak posłuchaj uważnie. 


Zayn odwrócił się do mnie przodem, spojrzał głęboko w oczy i złapał za dłonie. Wszelkie zlodowacenia wewnątrz mnie zaczęły topnieć, jakby jego spojrzenie miało siłę efektu cieplarnianego.


Odetchnął głęboko. Wiedziałam, że nie często miał okazję wyznawać swoje uczucia. Wtedy do mnie dotarło.. ZAYN MALIK BĘDZIE WYZNAWAŁ MI SWOJE UCZUCIA! UCZUCIA DO MNIE! OJAPIERDZIELE!!!!!!! Dobra dobra, wdech, wydech, licz do dziesięciu, uff, puff. Kufa, czuję się jak Kate Middletone, gdy miliony patrzyły na jej pocałunek z Williamem. Coś takiego się więcej nie powtórzy. Dlaczego zachowuję się jak kretynka? I dlaczego gadam ze sobą we własnej głowie? Zamieniam się w słuch.


-Tak, jak mówiłem, nie jestem najlepszy w przemowach, więc zrobię coś, co wychodzi mi lepiej, czyli… - zawahał się – zaśpiewam.


***

- „(…)You should let me love you
Let me be the one to give you everything you want and need.”


W tym momencie byłam warzywem (marchewką, jakby stwierdził Lou). Nie docierały do mnie żadne bodźce. Myślałam, że szczytem szczytów był koncert pod balkonem. Nie znałam tej piosenki, ale czy to było ważne? Tekst mówił sam za siebie. Teraz Zayn śpiewał tylko dla mnie. Nikt więcej tego nie słyszał. Jego aksamitny głos wędrował od komórki do komórki czyniąc spustoszenie w moim organizmie. Ha, ostatnio zajęłam się intensywnie biologią, jak widać. Cały czas trzymał moją dłoń. Musiałam przez chwilę wpatrywać się w niego wzrokiem bez życia, bo niepewnie zaczął:

-Eee, Carol?


Natychmiast się obudziłam. To jednak nie był sen! O kurde, czy ja  się czegoś nawciągałam? Nie wiem, co się ostatnio dzieje z moją głową, bo dopiero po jakimś czasie zdałam sobie sprawę, ze czeka na jakąkolwiek reakcję, odpowiedź z mojej strony.


-Jesteś najlepszą RZECZĄ – podkreśliłam z uśmiechem – która mnie do tej pory spotkała.
Po raz kolejny nasze ciała zaczęły splecione lewitować w powietrzu.

--------------------------------------------------------------------------------------------------------------

832 wejścia? JESTEŚCIE SZALENI! <333

poniedziałek, 16 stycznia 2012

#12 - No we can't make up our minds

Nie mogłam spać. Ha, nic dziwnego! Leżałam na łóżku. Moje ciało było bardzo zmęczone, ale mózg uparcie powtarzał „Hej, nogi! Hej, ręce! Tańczcie i radujcie się!”. Mój umysł był bardzo, ale to bardzo podekscytowany - jak nigdy. Pewnie gdyby mógł, wyskoczyłby z głowy, poleciał biegiem do Lloret de Mar i szalał we wszystkich klubach po kolei. Szczerzyłam się do sufitu. Potem do ściany. I do poduszki. Banan na twarzy witał też wiercącą się pod kocem Sue.

I was like „na na na”, then I was like „yeah yeah yeah” – tylko tak mogę opisać swoje uczucia.

Ostatnio zdarzało mi się myśleć. Długo i intensywnie. Brzmi śmiesznie, prawda? Ale do tej pory były to tylko marzenia, bujna wyobraźnia nastolatki. Rzeczy, które dziewczynki zapisują w różowym notesie z kłódeczką i chowają pod poduszką. I to wszystko się spełniło. Jakby moja czesana rano głowa była pocieraną lampą Alladyna. Marzenia i życzenia się spełniły. I to te najbardziej absurdalne!
Przekręciłam się na bok, układając jaśka pod brodą. Przygryzłam wargę i uśmiechnęłam się. Miałam wrażenie, ze wciąż czuję dotyk ust Zayna. To była magiczna chwila. Nasz ciała lewitowały splecione ponad wszystkim. Zostawiłam za sobą przyziemne sprawy, by oddać się chwili. Coś niesamowitego.
Chciałabym znać tyle słów, żebym mogła opisać to, co się ze mną działo.

No tak, dalej nie spałam. I nie zapowiadało się, żebym mogła chociaż na chwilę „uciąć komara”. Może się przewietrzę? Zawsze dobrze się dotlenić przed snem – pomyślałam. Ja inteligentna.
Uniosłam swoje cielsko i starając się robić jak najmniej hałasu usiadłam na łóżku. No ale wiadomo, jak to jest. Nie chcesz hałasować – robisz tyle rumoru co stado antylop w supermarkecie. Materac zaskrzypiał złowrogo, Sue zaczęła się wiercić, ale na szczęście nie obudziłam jej. Uff. Jestem jak niedobra córka wymykająca się w nocy do klubu. Rebelia jak 150. Wykonałam całą serię rzeczy z poradnika „10 kroków, aby wyjść z domu”, otworzyłam cichutko drzwi (udało się!) i wyszłam. Było chyba koło 5 rano. Słońce mozolnie wstawało i czarne jak diabeł niebo przeszywały milimetrowe promienie światła. Nie miałam wielkiego wyboru co do miejsca, w które mogłabym pójść, więc wybrałam się nad jezioro. Lampiony rozwieszone między drzewami dalej się świeciły. Było nawet ciepło, aczkolwiek po wakacjach spodziewałam się więcej. Wtedy ujrzałam zarys sylwetki. Ktoś stał na brzegu i puszczał kaczki. Wiedziałam, że to Zayn. Jakby mi go ostatnio było za mało, ale ucieszyłam się jak głupia. Dreptałam cichutko i wtuliłam się w jego męskie ciało wddychając tylko zapach „Unfogivable” – od tej pory mój ulubiony. Przestraszył się, co wcale mnie nie zdziwiło, ale złapał mnie za dłonie i obrócił się twarzą do mnie. Cień uśmiechu przeszył jego twarz jak błyskawica. Zaniepokoiło mnie to. Teraz on przygryzł wargę. Oj, coś się dzieje.

- Nie mogłem spać. – wytłumaczył.

-Ja również. – szepnęłam. Pozdrawiam swoją elokwencję.

Wpatrywaliśmy się w nieruchomą taflę jeziora.

-Wiesz, myślałem o tym, co się dziś stało. – zaczął. I wtedy cała radość z życia ze mnie uleciała.
------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Przepraszam, że tak krótko, ale mój mózg jest tak zaprzątnięty pozytywnymi wynikami od lekarza, że nie mam weny i pomysłu, bo myślę tylko o jednym ^^ Ale obiecuję poprawę i już jutro postaram się dogodzić Waszym wyrafinowanym gustom czytelniczym :D
No i jeszcze raz dziękuję za komentarze i… 715 WEJŚĆ? SERIO?!
JESTEŚCIE NIESAMOWICI! <333

niedziela, 15 stycznia 2012

#11 - Feel with my hands on your waist while we dance in the moonlight

 - “Under the lights tonight
Turned around, and you stole my heart
Just one look, and I saw your face
Fell in love
Take a minute girl, steal my heart tonight
Just one look, yeah
I'm waiting for a girl like you”


-Thank you, thank you very much
– powiedział znów z manierą Elvisa mój Zayn , gdy zakończyli swój mini-show. Czy on coś brał?

To nie było ważne. Stałam na tarasie z najlepszą przyjaciółką przeżywając najpiękniejszy moment w całym osiemnastoletnim życiu! Nie liczyła się piżama w tęcze i korony, nie liczyły się pasiaste skarpetki frotte (z ABS`em, a jak!) na stopach, nie liczył się zmyty makijaż i włosy w nieładzie. LICZYŁA SIĘ CHWILA. Specjalnie dla nas, tylko dla nas, idole milionów nastolatek na całym świecie pod niebem usłanym gwiazdami śpiewali swoją piosenkę. Nie wiedziałam, czy śmiać się, czy płakać –  z radości, oczywiście. Nie potrafię opisać słowami tego, co działo się wewnątrz mnie, w głowie i w sercu. Chyba każdy przeżył choć raz coś tak pięknego, że słowa nie chciały wyjść z Ciebie, bo nawet nie wiedziałaś, jakich słów właściwie użyć. Na pewno się uśmiechałam. Ba, szczerzyłam się jak mysz na widok sera, jak kojot, który wreszcie dorwał Strusia Pędziwiatra. Jedyne, co byłam w stanie zrobić, to wydusić z siebie cichutkie westchnięcie. W okamgnieniu znalazłyśmy się z Sue na dworze – dziękuję za wymyślenie skarpetek z ABS`em. Inaczej pozabijałybyśmy się w pokoju, na schodach i każdym innym milimetrze kwadratowym podłogi. W ciągu sekundy rzuciłam się na chłopaka swoich marzeń, zaplatając ręce na jego szyi, uginając mimowolnie nogi w kolanach i piszcząc z  radości. Automatycznie objął mnie w talii i obrócił w powietrzu raz, drugi, siódmy. To samo zrobiła Sue. Oczywiście nie mam na myśli tego, że wskoczyła mi na plecy. Słyszałam, jak Harry śmieje się tuląc do siebie jej smukłe ciało.

-Cieszę się, że Ci się podobało. – wyszeptał Zayn.

Czułam, że się uśmiecha. Czułam słodki zapach jego oddechu. Czułam wyskakujące mi z piersi serce. On zapewne też je poczuł. Po raz kolejny w ciągu 5 minut nie liczyło się dla mnie nic więcej, oprócz chwili. Gdy wreszcie postawił mnie na ziemi zatopiłam spojrzenie w jego oczach i wciąż trzymając ręce splecione na jego karku przyciągnęłam go do siebie. Po raz kolejny byłam pod wrażeniem jego męskiego ciała. Patrzyłam w te piękne tęczówki zastanawiając się, co będzie dalej. Co będzie, gdy to zrobię. Bałam się jego reakcji. Poniosła mnie chwila. Jednak on mnie wybawił. Jego spojrzenie powędrowało w kierunku moich ust. Już nie musiałam się zastanawiać. Wplotłam palce w jego włosy, przyciągając go bliżej. Otulił mnie zapach perfum, przyjemny oddech. Poczułam jego dotyk na swoich wargach. Z początku delikatny, jak muśnięcie piórkiem. Z chwilą dotyk stał się pewniejszy. Czułam kształt jego ciepłych warg. Zayn przytulił mnie mocniej do swojego torsu. Pod jego subtelnym naciskiem przechyliłam głowę. Świat zawirował. Nie było nikogo więcej, oprócz nas. Rozkoszował się słodkim smakiem moich warg, ich miękkością i delikatnością. Byłam tylko jego. I on był tylko mój.

sobota, 14 stycznia 2012

#10 - I wanna stay up all night

Zaczarował mnie, rzucił na mnie urok. W mojej głowie przewijały się tysiące myśli, ale w sumie nie wiem, o czym myślałam. Dziwne uczucie – podobne do tego, gdy wiesz, że coś Ci się śniło, ale za Chiny Ludowe nie pamiętasz, co. Leżałam na panelach podłogowych jak rozjechana żaba (tak mi się wydaje, ale mam nadzieję, że wyglądałam przynajmniej jak rozjechana żaba pełna gracji i wdzięku przy każdej okazji). Czułam, że mnie pocałuje. Po prostu to czułam! Wplótł palce w moje włosy, uśmiechnął, świat zawirował. Nie liczyło się nic innego! Carpe diem – chciałam wykrzyknąć! Wreszcie nachylił się nade mną i…. wyjął pióro spomiędzy moich loków.

-Skarbie, trochę za wcześnie, żeby się stroić na karnawał w Rio. – zaśmiał się bawiąc się puszkiem, który znalazł na mojej głowie.

I czar prysł. Zayn dostał w głowę poduszką. Ode mnie! Carol, pracuj nad wymówką, Ty męska bokserko! Myśl!

-Ej, a to za co?! – zaczął chichotać.

-Siedzisz mi na pęcherzu, ciołku! – uświadomiłam chłopaka, po czym walnęłam go poduszką jeszcze raz. Spojrzał na mnie z miną samotnego opuszczonego koteczka, po czym wzdychając ostentacyjnie przeturlał się na podłogę obok mnie.

Wsparłam się na przedramieniu i pozwoliłam sobie ogarnąć wzrokiem pokój. No cóż, Horan tulił kaczuszkę(już znaleźliśmy właściciela). Ściślej rzecz biorąc tulił jej kaczą nóżkę. A tak dokładniej, gryzł. Chyba zaraz przyniosę mu coś do jedzenia, bo nazajutrz zastanę połowę kanapy, jak tak dalej pójdzie. Liam masował obojczyk, a Harry leżał na owczej skórze przy kominku w jakiejś dziwnej pozie – jedna noga w górze, druga pod pośladkiem, jedna ręka pod plecami, druga wystawiona, jakby zbierał datki pod kościołem. Urwał się z Cirque du Soleil, czy co? Po chwili jednak zmienił swoje ułożenie i znalazł się z głową na kolanach Sue, która zaczęła miziać go po głowie. Styles oczywiście od razu zaczął wydawać z siebie piski i jęki, odsłaniając przy tym białe ząbki. O, kochaniutka, my sobie dziś wieczorem porozmawiamy! Aha, no i nie wspomnę o tych cholernych piórach…

Podniosłam się z podłogi. Z tej perspektywy wszystko wyglądało jak po przejściu huraganu o nazwie Party Hard. Wtedy do domku wszedł tata, przerywając mi fachową ocenę stanu pokoju. Jak na komendę towarzycho przestało pełnić rolę leżakujących w kurniku jajek, wszyscy podnieśli się, otrzepali wzajemnie z piór i stanęli na baczność przed moim ojcem.

-WITAMY, GENERALE! – krzyknął Hazza. Za swoje posłuszeństwo został odznaczony  kopniakiem w poślady od Zayn`a

-Dobry wieczór, proszę pana. – powiedział, jak na miłego chłopaczka przystało, Liam. – Chcieliśmy jeszcze raz podziękować za możliwość przenocowania na pańskiej posesji. Mam nadzieję, ze nie sprawimy problemu swoim pobytem i zapewniam, że ten bałagan zostanie uprzątnięty w trybie natychmiastowym – słodził dalej.

-Nic się nie stało i bardzo mi miło, że moja Carol będzie miała towarzystwo. – uśmiechnął się tata.
Równy z niego gość, pomyślałam. – Chciałem tylko powiedzieć „dobranoc”. Jutro muszę wcześnie wyjść. Mamy zebranie w sprawie nowych przewoźników, i  inne takie duperele – westchnął.

-Kraluchy pod pomfmhf – zanucił Styles, kończąc swą pieśń pod dłonią Nialla.

-Przerywasz mi rozmyślania nad jutrzejszym śniadaniem – wytłumaczył teatralnym szeptem blondyn.

-My też się będziemy zbierać – spojrzałam na chłopaków i zgarnęłam wzrokiem Sue. – Zobaczymy się jutro rano. Oczywiście do kuchni macie wstęp wolny – wyszczerzyłam się do Horana wiedząc, że będzie wniebowzięty. – Dobranoc! – uśmiechnęłam się pięknie, złapałam przyjaciółkę za rękę i razem z tatą wyszliśmy z domku.

***

-Czy nie uważasz, że Harry jest idealny? To znaczy mam na myśli….– mówiła Sue.

Leżałyśmy na swoich łóżkach opatulone kocami i rozmawiałyśmy o dzisiejszym dniu. Noc była ciepła i gwieździsta, do pokoju wpadały fale delikatnego wiatru, na tarasie świeciły lampki, a ja rozmyślałam nad niesamowitością tego, w czym biorę udział. Jakbym była na planie filmowym! Albo jeszcze inaczej – jestem bohaterką książki! Nie, jestem w Simsach! Cały czas próbowałam uświadomić sobie, że to się dzieje naprawdę. Że idole milionów nastolatek na całym świecie śpią niedaleko mnie, że zanosiłam im koce, że braliśmy udział w bitwie na poduszki, że z moim księciem z bajki wylądowaliśmy na podłodze, że prawie mnie pocałował…

-Nie sądzisz? – z rozmyślań wyrwał mnie głos przyjaciółki. Carol, to już trzeci raz, gdy wyłączyłaś swój i tak mało użyteczny mózg i przestałaś słuchać, co się do Ciebie mówi! Dostajesz upomnienie!

-Yyy, tak! Masz absolutną rację! – zgrywałam słuchającą niczym psycholog. – Wiesz co, jestem zmęczona, chodźmy spać. – zaproponowałam na wypadek, gdybym znów miała odpłynąć wraz ze swoimi myślami w kierunku planety One Direction.

***

Bum. Coś pacnęło mnie w głowę. A, pewnie róg koca na mnie opadł – pomyślałam nieprzytomna.
Pac. No cholera! Tym razem się podniosłam. Ciemno jak w dupie. Na zegarku 3:27. W NOCY. WTF? – spytałam sama siebie.

-Ej! – ktoś szepnął.

I znów pac. CO DO DIABŁA? Podniosłam „pocisk”, który wylądował na moim brzuchu. Rodzynek w czekoladzie?

-Ejej! – uszłyszałam ponownie. Carol, chyba musisz wstać z łóżka – pojawił się w mojej głowie komunikat. No, w sumie racja. Zlokalizowałam źródło hałasu i nękania mnie słodyczami. Taras. Człapiąc się dotarłam boso na drewniany podest. Boże, spać! Buch, dostałam w czoło. No tak, dzięki wielkie, już się obudziłam. Lampki paliły się jak poprzednio. Wychyliłam się przez balustradę. Na dole stała cała piąteczka – Lou, Niall, Liam, Harry i Zayn. Wszyscy w śmiesznych piżamo-kombinezonach z kapturami. Niall trzyma gitarę.

-No nareszcie! Mówiłem, że słodycze je obudzą? – ogłosił do ogółu dumny jak paw Lou.

-Moje rodzynki w czekoladzie. – zasmucił się Niall.

-Co się dzieje? – usłyszałam za sobą i aż podskoczyłam. Uff, to tylko Sue.

-Miłe panie, dostałyście śpiewający telegram. Prosto od One Direction. – ogłosił presleyowskim głosem Zayn.

--------------------------------------------------------------------------------------------------

To moja pierwsza notatka do czytelników. Chciałam Wam bardzo serdecznie podziękować za te ponad 480 wejść, bo jak na niecałe 6 dni prowadzenia bloga uważam, ze to spory sukces :)
Piszcie, proszę, w komentarzach, co sądzicie o opowiadaniu. Takie opinie naprawdę mi się przydadzą do dalszego "radosnego tworzenia" :)
JESZCZE RAZ DZIĘKUJĘ!
xoxo

piątek, 13 stycznia 2012

#9 - We only wanna have a laugh

-Na pewno nie będzie Wam niczego brakowało? – spytałam z nutką troskliwej mamusi w głosie.
-ŻARCIEEEEEEEEEEEEEEEEEEEE! – wydarł się Niall. 



Hmmm, jakbym to gdzieś już słyszała.


-Komodo, mało Ci, że przeszedłeś przez stół z jedzeniem jak tsunami? – zaśmiał się Liam, po czym zwrócił się do mnie – Wystarczy nam, że mamy się gdzie przespać. Nie musiałyście znosić tutaj tych wszystkich koców i poduszek. Dziękuję, również w imieniu bandy tych popaprańców! – uśmiechnął się pięknie w stronę moją i Sue, co sprawiło, że znów poczułam się jak mama tej cudownej piąteczki. 


Bo skoro Liam robi za Daddy Direction, Mummy Direction też się przyda. No nie jest tak?

Byliśmy w domku na „półwyspie”. Bardzo w skrócie – po kolacji pogadałam z tatą. Gdy wyjaśniłam mu jak się mają sprawy, powiedziałam, że w tym momencie moje marzenia się spełniają i obiecałam, że będę szorować kible, usłyszałam zgodę, która spłynęła na mnie jak błogosławieństwo.


-Naprawdę nie ma problemu. Mam nadzieję, że będzie Wam wygodnie! Kanapy mogą być trochę przytwarde, jeszcze nikt z nich nie korzystał. – odpowiedziałam z uśmiechem.


-KRZYŻ! MÓJ KRZYŻ!! CZUJĘ MÓJ KRZYŻ! MOJE KORZONKI! – wydarł się Hazza, co wzbudziło falę śmiechu.


-Staruchu, lepiej  uważaj na swojego ptaszka! – wychrypiał Lou i rzucił się na Styles`a z poduszką. No i się zaczęło…


Zayn, Niall, Liam, Sue i ja od razu podchwyciliśmy pomysł i rzuciliśmy się na lokowatego z resztą poduszek, koców i pluszową kaczuszką, która należała zapewne do któregoś z chłopaków (ja domyślna). Harry darł się jak baba na widok pająka w łóżku, a my okładaliśmy bezlitośnie jego korzonki, przez co znalazł się w sytuacji bez wyjścia leżąc pod kanapą i rżąc jak koń. Poduszki latały nam przed oczami, a razem z nimi pióra. Dużo piór. Bardzo dużo piór. Pióra we włosach, pióra w ustach, pióra na piórach, pióra w tyłkach. No cóż, c`est la vie, jak to mówią!


-KANAPKA! – krzyknął nagle Niall i już po chwili wszyscy rzuciliśmy się na tego chuderlawego podbijacza kobiecych serc.


-AAAAAA! AŁA! AHAHAHAHA, PROSZĘ! AHAHAHA, TYLKO NIE POD, AHAHAHA, NIE POD, AHAHAHA, ŻEBRAMI!!! NIENIENIE!! – darł się wniebogłosy, gdy maltretowaliśmy go na dobre.


Wiadomo, ze coś musiało mnie rozproszyć. No i wiadomo kto. Leżałam na Zaynie. Nawet w najśmielszych snach bym nie przypuszczała (ok, zdarzyło się raz czy dwa, ewentualnie siedem), że dane mi będzie brykać – bo inaczej tego nie nazwę – z moim idolem. Uczepiłam się go jak koala eukaliptusa, ale przynajmniej miałam wytłumaczenie. Miał takie piękne perfumy, mój boże. Znów zaczęłam odpływać. Ech, to jest silniejsze od Ciebie, poczciwa dziewojo. W tym momencie Harry znalazł w sobie dość siły, żeby zrobić swój jednoosobowy zryw narodowy, dzięki czemu - niczym odłamki bomby – wszyscy wylądowaliśmy dookoła niego, a on odetchnął głęboko jakby sprawdzał, czy nie wgnietliśmy mu klatki piersiowej.


Przez chwilę leżałam na podłodze otumaniona, pewnie jak większość z nas. Zarejestrowałam tylko biały puch na wszystkim. Było mi ciężko na żołądku. Dopiero wtedy odzyskałam zmysły. Otworzyłam szerzej oczy i zobaczyłam… oczy! Wpatrujące się we mnie apetycznie i śmiejące się okrągłe czekoladki. Tak, teraz role się odwróciły i to Zayn siedział na mnie. Dotknął czule swoją ciepłą dłonią mojej skroni. Był tak blisko. Mała ja w mojej głowie po raz kolejny rozpoczęła zabawę…

środa, 11 stycznia 2012

#8 - I can't be no superman

Zayn stał w drzwiach nie mogąc się napatrzeć. Jego oczy będą mi się teraz śnić po nocach – definitywnie.

-TAAAAAAAAAAAAAAAAK! – wariowała mała ja w mojej głowie.

Oparłam się zalotnie o futrynę niczym spragniona swego męża pani domu.

-Witaj Zayn – powiedziałam swoim najbardziej seksownym tonem i uśmiechnęłam się uwodzicielsko. Chyba szampan zaczął powoli uderzać w moje szare komórki.

- O kurczę… - powtórzył.

Zagarnęłam kosmyk włosów za ucho spuszczając wzrok.

– WOW! – zachwycał się dalej. Moje ego zostało mile połechtane. – Masz takie piękne lustro na ścianie! Mogę się przejrzeć? Proszęproszęproszę!

-Och, dzięku…..

Zaraz, CO? PIĘKNE LUSTRO? A JA?!

Nie miałam jednak okazji trzepnąć go w łeb, bo już przemknął obok mnie, by przywitać się ze swoim odbiciem, co wprawiło mnie w kompletne osłupienie.

-Uch, och, tak, Zayn, jesteś boski. Dzióbeczek – muah. Puść oczko – oł jea! Och, jesteś taki seksowny! Ciasteczko, kocur, mrrr.. Bierz mnie całego! – wydzierał się ktoś na zewnątrz.

Wytężyłam wzrok i dopiero ujrzałam resztę chłopaków. Wyginali się przed oknami niczym na sesji zdjęciowej do Playboy`a – czubki. Zayn zakończył cogodzinny (ba, cominutowy!) przegląd siebie.

- Dzięki! To takie małe zboczenie zawodowe – uśmiechnął się puszczając oczko.

Dobry Boże, masz mnie. Wybaczam wszystko. Nogi mam jak z waty (a w obcasach to wcale nie takie fajne, zapewniam!)

-Może byś się chociaż przywitał, kutafonie? – ofuknął go Liam.

No, ten to wie, jak się zachować. Mój Ty wybawco! – zaśmiałam się w duchu.

-Oczywiście, lecę pędzę! Witam piękną panią. – chłopak ujął mą dłoń i delikatnie musnął swoimi wargami. Jakby motyl przysiadł mi na dłoni. Uwaga, odpływam!

Dreszcz emocji rozszedł się po całym moim ciele. Carol, oddychaj, głupia, oddychaj!

- H-hej chłopcy! – zapytałam, starając się ukryć podniecenie. – C-coś się stało? Mieliście być dopiero jutro.

-Myszko! – krzyknął z salonu tata. – Kto przyszedł?

Boo Bear, ten absolutny słodziak, zrobił kroczek na przód, przybrał wyraz twarzy zbitego psiaka i z udawaną żałością wyszeptał:

- Mówiłem, że będzie zajęta… - jak można być takim kochanym misiaczkiem?

-Harry, imbecylu! Przez Ciebie nie mamy gdzie spać! Ale przynajmniej jedzenie jest. Bogowie, dziękuję za jedzenie. DZIĘ-KU-JĘ-ZA-JE-DZE… - zaczął sylabizować Niall

-Tak tak, dziękujemy. – pospiesznie przerwał mu Lou.

-Mój Boże, co tym razem? – spytałam zrezygnowana.

-Wyrzucili nas z hotelu… – zaczął Liam.

-WYRZUCILI WAS Z HOTELU?

-Przez ptaszka…

-PRZEZ PTASZKA?

- No… Przez ptaszka Harry`ego. – dokończył Liam.

- TO HARRY MA PTASZKA?! – kompletnie nic z tego nie rozumiałam!

- HARRY NIE MA PTASZKA, HUŁE HUŁE HUŁE! – wydarł się Niall (teraz ten ma problemy z komunikowaniem się…)

W tym momencie wszyscy – z wyjątkiem samego zainteresowanego – zaczęli tarzać się ze śmiechu. Wiadomo, jak to jest – próbujesz coś wytłumaczyć i śmiejesz się jeszcze bardziej. Ach ten ich radosny bełkot. Loczek skrzyżował ręce na piersi, zarzucił ostentacyjnie grzywą i zaczął z teatralną pozą wpatrywać się w niebo. Gdy chłopcy w końcu się opanowali, co trochę im zajęło, dowiedziałam się, czym był ów ptaszek.

- Styles wyleciał nagi z pokoju, gdy Lou wyszedł do niego z prostownicą. Tak się biedaczek przeraził, że nie zauważył, iż jego ręcznik w kwiatuszki zsunął się z jakże jędrnych pośladków i przebiegł w stroju Adama przez hotelowe lobby. Wyobraź sobie gołego jak święty turecki Harry`ego z mokrymi włosami i obłędem w oczach uciekającego przed prostownicą! – krztusił się Liam.

- Tak, a jakaś japońska babcia zaczęła robić zdjęcia i krzyczeć : „Run, Forrest, run!” – wychrypiał Niall.

-Nieprawda… - szepnął cichutko Harry kopiąc butem niewidzialny kamyk.

wtorek, 10 stycznia 2012

#7 - They look good but you look better

-Może  załóż tę obcisłą granatową? – zaproponowała Sue. – Do tego te szpilki w kolorze nude, jakaś delikatna biżuteria…

-Ty z kolei trzymaj tę pudroworóżową – cisnęłam w stronę przyjaciółki wieszak z sukienką.

-O, świetnie! Nie za elegancko, ale bardzo kobieco i z klasą. Podoba mi się. – uśmiechnęła się i zgarniając z podłogi szpilki i kosmetyczkę zamknęła się w łazience.

Usiadłam na swoim łóżku otoczona torbami zakupowymi, ciuchami, magazynami modowymi i patrzyłam na swoje odbicie w lustrze. Zaczęłam rozmyślać nad dzisiejszym dniem. Cały czas nie mogłam uwierzyć w to, że poznałam One Direction. Takie rzeczy raczej nie docierają do mnie zbyt szybko. Przykład – śmierć Michaela Jacksona. Byłam wtedy u cioci, gdy w radiu podali informację o tym, że Król Popu nie żyje. Zareagowałam mniej więcej w ten sposób:

-Aha.

Dopiero oglądając ceremonię pogrzebową zaczęłam ryczeć jak niemowlę. Mam nadzieję, że w tym przypadku pogrzeb nie będzie konieczny, żebym zdała sobie sprawę z szansy, jaką dostałam. Chłopcy byli tacy…. normalni! Nawet fajniejsi, niż moi koledzy. Umieli się bawić i widać, że połączyła ich niesamowita więź. No i oczywiście Zayn. Ciekawe, czy…

-CAROL!

-Ała, czopie! – wrzasnęłam jak oparzona, gdy dostałam butem w kolano.

No tak, koniec snów na jawie, dziękuję.

Spojrzałam w stronę przyjaciółki, która potraktowała mnie dość brutalnie. Zaniemówiłam. Wyglądała pięknie!

-O kurczę, kocico, wszyscy faceci są Twoi! – powiedziałam z podziwem.

Sue miała na sobie pudroworóżową zwiewną sukienkę idealnie komponującą się z jej delikatną urodą. Gęsto blond włosy ułożyła w fale i spięła tak, że jeden kosmyk opadał jej przy policzku, co wyglądało bardzo dziewczęco i niewinnie. Założyła szpilki w kolorze nude (ściślej rzecz biorąc jedną szpilkę, bo druga poleciała w moim kierunku), a jako uzupełnienie stroju bransoletkę i kolczyki-perełki.

Wyglądała pięknie.

-Szkoda, że nie będzie chłopaków. Harry jest taki cudowny… - rozmarzyła się. – Jedyny strój w jakim miał okazję mnie podziwiać to piżama z Ciasteczkowym Potworem – zachichotała.

Chłopcy opuścili nas ok. 3 po południu, gdyż musieli wracać na jakieś próby, a my z kolei szykowałyśmy się do kolacji, którą wydał mój tata. Zaprosił swoich przyjaciół z pracy, aby nas oficjalnie „zaprezentować” i powitać w Anglii. Stąd ten deszcz przygotowań.

Może zabrzmi to głupio, ale przywiązałam się do tej bandy wariatów – Nialla, Harry`ego, Liama, Zayn`a i Lou. Nasza znajomość zaczęła się bardzo nietypowo i przypadkowo, jednak po tych kilku godzinach rozmawiania o zwykłych sprawach nad pizzą czuję się, jakbym znała ich od lat. W sumie to nawet za nimi tęskniłam i żałowałam, że zobaczymy się dopiero jutro.

-Carol, wiem o czym myślisz, ale za 15 minut zaczną schodzić się goście a Ty wciąż siedzisz w dresie.
Racja, kolejny raz zamyśliłam się będąc w czyimś towarzystwie – tak trzymaj! – skarciłam samą siebie.

Pozbierałam rzeczy i poszłam się szykować. Po skończeniu pracy nad swoim wizerunkiem przejrzałam się w lustrze i… kurczę, Carol, przeszłaś samą siebie! Nieskromnie powiem, że wyglądałam jak z wybiegu. Szpilki podkreśliły moje szczupłe nogi i wydłużyły je przy okazji, sukienka leżała jak ulał i pięknie efektownie mieniła się w świetle, makijaż w sam raz dla 18-latki, a włosy… Aż musiałam zrobić zdjęcie i wysłać mamie. No bo co, każdy może czasem ładnie wyglądać, prawda?

***

-DING DONG.

-Myszko! – zawołał z salonu tata. – Otwórz proszę drzwi, to pewnie Tom i Heather. Tylko ich brakuje.

Poprawiłam sukienkę, przejrzałam się w kryształowym kieliszku – idealnie! Firmowy uśmiech – jest! Teraz mogę witać przyjaciół taty. Otworzyłam drzwi.

- O kurczę..! – powiedział, patrząc prosto w moje oczy.