sobota, 4 lutego 2012

#21 - From the moment I met you everything changed


ŁUP.

Dwa kubki herbaty z sokiem malinowym i cytryną wylądowały przed Hazzą i Sue.

BUM.

Szklanka soku marchewkowego stanęła na wprost Louisa.

PLUM.

Kilka łezek kropli żołądkowych wylądowało na łyżeczce z cukrem trzymanej przez Nialla. (jakim cudem cukier się ostał?!)

PSSSSSSSSSS.

Mierzyłam wzrokiem rozpuszczającą się w wodzie tabletkę aspiryny.
Harry spróbował podnieść się po zbawienny napój, lecz głowa zwyciężyła. Jak znokautowany, z głośnym postękiwaniem, powrócił do pozycji, w której tkwił już od godziny, a mianowicie do pozycji skarpety rozłożonej na kanapie.

- Kac morderca nie ma serca –wyszeptał, teatralnie opierając dłoń na czole.

- Ciesz się, że przynajmniej jeden z Was ma siłę zapierdzielać niczym Struś Pędziwiatr, żeby Wasze główki nie eksplodowały. – wysyczałam, obserwując niesamowicie intrygujące bąbelki w szklance z wodą, które oplatały zanurzoną w niej łyżeczkę.

Zaraz chyba opatulę tak Stylesa. 

Garniturem pogrzebowym.

- Ta łyżka na mnie paczy. Co ona paczy? – Liam z oczami jak spodeczki wpatrywał się w obiekt otoczony szklanymi ściankami naczynia.

-BUŁEEEEEEE – Niall przybliżył się do Payne`a, dotykając jego twarzy końcem swojej łyżki. Po sekundzie było słychać tylko pisk, tupot bosych stóp na panelach i trzask zamykanych drzwi. Wymachujący rękami w obłędzie fan „Toy Story” wyglądał jak tancerz waka-waka.

***

Następnego dnia.

Wczoraj wszyscy byliśmy nie do życia. Gdy kroczyłam po domu szlakiem papierków po cukierkach, które pochłonął Niall, Harry, któremu udało się podnieść z kanapy, przyszedł przepraszać mnie po raz 29427318 za fakt, że butelki z barku na niego „paczały”. W sumie się nie dziwię – przystojny jak młody bóg, elegancki, potrząsający seksownie nienaganną fryzurą i ze śliczną Sue u boku. Każdy by się patrzył! Ostatecznie przekonał mnie faktem, że akurat dzisiaj są imieniny babci siostry mamy jego kolegi z zajęć polo sprzed 3 lat. Wyobrażacie sobie naszego Harry`ego z kijem a la wielki młotek mówiącego: „Siedzę na koniu”?! Mój mózg nie wytrzymał tego widoku. I dlatego właśnie czym prędzej przyjęłam przeprosiny, odkupiłam winy i wystawiłam go za drzwi domu, by wreszcie poszedł się umyć. Z jego pięknych loczków można było wycisnąć oleju dla całego plemienia w Afryce.  Lou z Niall`em pochłonęli ciasto marchewkowe, które Styles zawinął z restauracji w haftowanej chusteczce do nosa(chłopców nie obchodził jej stan), po czym również ulotnili się w kierunku domku na „półwyspie” (podobno Liam zgubił szorty, gdy uciekał przed łyżeczkowym mordercą – Horan stał przed oknem i wymachiwał nimi niczym skarpeta na wietrze na lotnisku. Ciekawe…). Zayn bardzo ociągał się z wyjściem. Dzięki Bogu, że nie miał skarpetek z ABS-em i udało mi się go przesunąć po podłodze w stronę drzwi wyjściowych. Gdy stanął na werandzie  z zamkniętymi oczami i dzióbeczkiem wystawionym w moją stronę, odbył pierwszy w życiu pocałunek z szybą w drzwiach. Westchnęłam ciężko, wręcz ostentacyjnie podrapałam się po głowie i ruszyłam do swojego pokoju. Tam rzuciłam się na łóżko obok śpiącej Sue i zapadłam w objęcia Morfeusza.

Dzisiejszy dzień zapowiadał się ciekawie. Chłopcy mieli kręcić teledysk! Zupełnie zapomniałam, po co tu przyjechali i co właściwie robią na moim terenie (czuję się, jak Tarzan – moja ziemia, moje królestwo.  Śmieszne…). I oto nadszedł wreszcie ten dzień, gdy rabatki w ogrodzie rozjechały wozy ze sprzętem, po ziemi niczym glizdy wypłukane z gleby deszczówką plątały się kable, a mnóstwo zupełnie obcych mi ludzi maszerowało w tą i z powrotem niczym zombie z mózgami nastawionymi na jedno zadanie. Siedziałyśmy z Sue z kubkami gorącej czekolady na tarasie. Udając Królową Elżbietę spoglądającą z balkonu Buckingham Palace, przyglądałam się tuzinom gorączkujących się ludzi. Ciężko mi było powstrzymać śmiech, gdy jakaś mała kobitka obładowana dziesiątkami ubrań nagle runęła jak długa prosto na figurkę flaminga, dekorując jego głowę kraciastymi bokserkami. Dodatkowo jakiś starszy pan wdepnął w błoto i zrobił szybki szpagat a la John Travolta w „Gorączce Sobotniej Nocy” przypieczętowany dziurą na tyłku (mówiąc kolokwialnie, z ziemią na pośladkach wyglądał, jakby nie doleciał do toalety, ale no już nie bądźmy tacy nieuprzejmi – gość w dom, i te sprawy). Sue od razu przypomniała się sytuacja z przedszkola, gdy nasz przyjaciel – Bart, zapragnął iść do łazienki. Podreptał do pani, mówiąc:

-Plosę pani, musę kupkę.

- No to chodź – nauczycielka podaje mu rękę. Dwa kroki dalej:

-Plosę pani, zrobiłem kupkę.

Tak się zapowietrzyłyśmy, że leżałyśmy na plecach i śmiałyśmy się bezgłośnie, rzucając się na ławce jak ryba na pokładzie. Piękne czasy…
Ale wracając do tematu… Chłopcy nie pozwolili nam wejść na plan! Tłumaczyłyśmy, że nie zaczniemy tam odtańcowywać  cancana jak w Rosyjskim Balecie czy wyskakiwać nagle z debilną miną przed kamerę (jak miał we krwi Lou) bawiąc się w strzyżenie włosów przy pomocy słynnego „klapsa” z numerem ujęcia, ale to i tak nie przekonało One Direction, żebyśmy mogły z Sue przycupnąć gdzieś z boku i podziwiać, jak sami prężą swe ciała, mając przy tym ubaw po pachy. Dobrze, zrozumiałam (i dałam Zayn`owi do zrozumienia), że w takim razie nasze twarze nie nadają się do pokazywania w innej rubryce telewizyjnej niż „Horrory w środowe wieczory”, po czym strzelając focha #483 z przytupem, obrotem, melodyjką ,groźbą nie zrobienia nic więcej do jedzenia Niall`owi, wyrzucenia na śmietnik marchewek znajdujących się w lodówce, potłuczenia wszystkich luster w okolicy, obłożenia Liama w nocy kołdrą z łyżek i wsadzeniu wszystkich brytyjskich kotów do klatki dla chomika, poszłyśmy jak jeden mąż do domu i obserwowałyśmy ludzi na podwórku z tarasu.
Chłopcy oczywiście wytłumaczyli nam, dlaczego nie możemy być z nimi na planie. Chcą dla nas zrobić niespodziankę, bla bla bla, sranie w banie. Nie powiedzieli nawet, do jakiej piosenki mają nakręcić klip! W tym wypadku od razu uruchomiłam wszelakie portale plotkarskie, ale każda Directionerka z „potwierdzonych źródeł” podawała inny tytuł. Zayn, obejmując mnie w talii i rozpylając wokół swój cudowny zapach „Unforgivable by Sean John” dał mi do zrozumienia, że tym teledyskiem chcą podziękować nam za gościnę, opiekę po bijatyce, towarzystwo i… miłość. Zabrzmiało tak banalnie, ale poczyniło nie lada spustoszenie w mojej głowie. A to dlatego, że mówił prawdę.
Kochałam go. Naprawdę go kochałam. Był dla mnie wszystkim. Tak, mam dopiero 18 lat. Owszem, nie znam życia, ale byłam tego pewna.
Miałam wcześniej chłopaka. Byliśmy razem 1,5 roku. Myślałam, że byłam zakochana w James`ie. Myślałam, że zrobiłabym dla niego wszystko. Potem okazało się, że byłam przykrywką. Obiekt moich westchnień miał…. chłopaka. Super, prawda? Poczułam się jak ostatni babochłop. Bardzo cierpiałam. W lustrze widziałam potwora – jakby moje odbicie przedstawiało najgorszy koszmar senny. Miałam depresję, moje przedramiona stały się dla żyletek tym, czym kartka dla ołówka. Dzięki Bogu miałam pod dachem mamę-psychologa i mogłam się spokojnie wygadać i odbyć swego rodzaju terapię. Skupiłam się wtedy na egzaminach końcowych, zdałam je celująco i wyjechałam na wakacje do Londynu. Tu spełniły się wszystkie moje najskrytsze marzenia.

Odkąd usłyszałam przed dwoma laty o One Direction, cały mój świat zmienił się. To brzmi tak absurdalnie, że ktoś, kto nie zna tego zespołu, może zaśmiać mi się w twarz i wysłać do Tworków. Nie ma w tym nic dziwnego. Ale One Direction naprawdę może zmienić życie! Zawsze byłam uśmiechnięta i optymistycznie nastawiona do wszystkiego, ale z chwilą usłyszenia ich piosenek mój świat zaczął wydawać się piękniejszy. Poznałam wielu niesamowitych ludzi, na których 1D podziałało tak samo. Chłopcy ujęli mnie tym, że z każdą piosenką trafiają do ludzi. Poznałam wiele dziewczyn, które cierpiały na silne depresje, miały za sobą próby samobójcze, nie mogły utożsamić się z własnym ciałem. One Direction podziałało na nie jak najsilniejsze lekarstwo. Te dziewczyny odkryły na nowo piękne strony życia. Czy to nie brzmi niesamowicie? Tych pięciu, z pozoru zwykłych, chłopaków uczyniło więcej dobrego, niż niektórzy światowi przywódcy. Urzekła mnie w nich…. normalność! Zachowywali się jak zwykli koledzy z sąsiedztwa (aczkolwiek nie wiedziałam, gdzie takie sąsiedztwa się, do cholery, znajdują). Wtedy zaczęłam też mieć swojego młodzieżowego idola – Zayn`a Malika. Przeczytałam o nim wszystko, co było dostępne w Internecie. Zauroczył mnie jego cudowny głos, długie rzęsy, kolor skóry i ten szczery, wesoły uśmiech. Zaprzątał moje myśli dniami i nocami, co z początku wydawało mi się bardzo psychiczne. I nie mogłam nic na to poradzić! Zapragnęłam go poznać. Brzmi bardzo fanowsko, ale miałam cel ociupinkę inny, niż reszta Directionerek. Chciałam go poznać i uświadomić sobie, że on wcale NIE JEST taki cudowny, jak mi się wydaje! Chciałam go poznać i uświadomić sobie, że jest tylko kolejnym pustym produktem fabryki szołbiznesu, że jest jak carte blanche. A wszystko po to, żeby zniknął z moich myśli i pozwolił mi cieszyć się ostatnimi chwilami bycia nastolatką. Dopięłam swego – poznałam go. I zakochałam się jeszcze bardziej. Teraz byłam pewna swojego uczucia. Zapragnęłam być  z nim na zawsze. Nie myślałam o tym, że niedługo będę musiała wracać w swoje rodzinne strony i nasz związek się rozpadnie. Wiedziałam, że powinnam cieszyć się chwilą. Dlatego też uszanowałam ich decyzję o niepodglądaniu planu filmowego i całe popołudnie spędziłyśmy z Sue na zakupach na prestiżowej Oxford Street. Zakupowe szaleństwo i szał ciał w najmodniejszych butikach, później ploteczki w Milkshake City (popijałyśmy oczywiście 1D Shake, a jak. – swoją drogą to niesamowita mieszanka Daim, ciasteczek Jammy Dodgers, gumy balonowej i MNÓSTWA czekolady, uczta dla zmysłów, mniam.). Na nasze szczęście okulary przeciwsłoneczne sprytnie ukryły nasze twarze i nie dopadły nas żadne psychofanki próbujące otumanić nas kapciem i porwać dla okupu, by poznać chłopaków. Chociaż z każdego regału w kiosku czy sklepie muzycznym spoglądały na nas twarze tych wesołków, udało nam się spędzić pierwszy dzień naszej londyńskiej przygody tylko we dwie – to był typowy nudny dla mężczyzn babski  wypad na miasto.

***

Zapadł już zmierzch, gdy mój naprawiony Mini Cooper przekroczył bramę posesji. Chociaż noc była jeszcze młoda, Sue zdecydowała, że pójdzie leczyć odciski wywołane przez pierwsze noszenie turkusowych botków Jerffrey`a Campbella i zafunduje im zbawienną kąpiel z pianą o zapachu zielonej herbaty i nektaru brzoskwiniowego. Obładowana torbami (mogła teraz robić za reklamę wszystkich słynnych domów mody) pożegnała się ze mną i przeciskając się ledwie w labiryncie kabli i różnorakich pojazdów powędrowała w stronę domu. Ja miałam ochotę przejść się na pomost. Ekipa produkcyjna rozjechała się do swoich domów, tabliczka „Wstęp wzbroniony” nie przykuła mojej uwagi, więc stwierdziłam, że nie będę nikomu przeszkadzać swoją obecnością. Z resztą co to ma być? Miałabym się kryć we własnym ogrodzie? Wolne żarty. Tym chętniej ruszyłam w stronę jeziora. Dalej napawałam się widokiem cudów natury, które mój tata zagarnął jednym pociągnięciem karty kredytowej. To był naprawdę śliczny wieczór. Nie chciało mi się wierzyć, że Londyn kojarzy się tylko z szarym jak dupa (i peerelowski papier toaletowy) niebem. W miarę, gdy zbliżałam się do pomostu, do moich uszu zaczęła napływać muzyka. Usłyszałam głos. Poszłam za nim jak myszka Jerry kuszona zapachem sera. Głos stawał się coraz głośniejszy. Schowałam się za drzewem na polance, którą oświetlały liczne jeszcze reflektory. To był głos mojego chłopaka. Śpiewał właśnie wers, który zawsze przyprawiał mnie o dreszcze:

As we lay on the ground I put my arms around you”.

Wtedy go zobaczyłam. Stał bokiem do mnie, pod sznurem lampionów. Wyglądał jak zawsze nieziemsko. Jego głos wędrował po wszystkich komórkach mojego ciała. A potem zobaczyłam ją. Oparta o drzewo przyciągnęła go do siebie, łapiąc za koszulę. Wtedy ich usta stworzyły jedność…

----------------------------------------------------------------------------------------

Nie wierzę! Od ostatniego wpisu, który zamieściłam w zeszłym tygodniu, bloga odwiedziło ponad 1300 osób! To jest jak spełnienie marzeń. BARDZO DZIĘKUJĘ ZA WSZYSTKIE ODWIEDZINY I PRZEMIŁE KOMENTARZE! Oto kolejny dowód na to, że #PolishDirectioners są najlepsze:) <333
Dodatkowo chciałam przeprosić za to, że zaburzyłam rutynę dodawania wpisów, ale ten pierwszy po feriach tydzień był bardzo pracowity i nie miałam wyboru - musiałam się pilnie uczyć ;) Mimo wszystko zaglądajcie tu codziennie, bo bardzo możliwe, że będę miała czas pisać nowe rozdziały.
Jeszcze raz z głębi serca dziękuję Wam wszystkim razem i każdemu z osobna! <333
+ KEEP CALM AND WAIT FOR "UP ALL NIGHT" IN POLAND ON MONDAY! :D
xx

14 komentarzy:

  1. cooooo ? :O
    zajebie tą laskę !
    genialny rozdział <3

    OdpowiedzUsuń
  2. TRALALALALALLAALALALAALALLALALALALALA JESTEŚ GENIALNA, PADNĘ CI DO STÓP W ZT TRALALALLALALALLALALALALALALA DALEJ SOBIE TAŃCZĘ BO JESTEM BARDZO ZWIEWNĄ WRÓŻKĄ, KIEDY SIĘ CIESZĘ

    OdpowiedzUsuń
  3. Śmiechowy rozdział taki może być już zawsze! Akcja z łyżeczkami mega! Bardzo podoba mi się początek, ale końcówka za to mi nie pasuje... Co to za dziewczyna całuje Zayna'a? Tak nie może być. Pozdrawiam Angelika :)

    P.S. Niedługo zamierzam zacząć pisać swoje opowiadanie, mam nadzieję że wpadniesz wkrótce na mojego bloga. :)

    OdpowiedzUsuń
  4. CO .?!?!?!?!?!
    CO TO ZA BABA CAŁUJE SIĘ Z ZAYN'EM .?!?!?!?!?!
    JAK MOGŁAŚ .?!

    A Co Do Rozdziału To Ogólnie Jest Cudowny . < 3o

    P.S. Zapraszam Do Mnie ..
    you-stand-up.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  5. Przepraszam za SPAM, ale chciałabym zaprosić Ciebie i innych na mojego nowego bloga. Dopiero dziś zaczęłam. pozdrawiam Angelika :)


    http://alice-and-one-direction.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  6. 'Zachowywali się jak zwykli koledzy z sąsiedztwa (aczkolwiek nie wiedziałam, gdzie takie sąsiedztwa się, do cholery, znajdują).'- mój ulubiony tekst z całego odcinka :D jak ja kocham twoje opowiadanie <3 czekam na next :) <3

    OdpowiedzUsuń
  7. poprostu mnie rozwaliłaś tym ostatnim momentem..........
    CZEKAM NA NEXT ROZDZIAŁ

    OdpowiedzUsuń
  8. Tylko nie mów że on ją zdradzi?!!! Ich historia jest idealna! :P. No ale coś trzeba namieszać żeby było o czym pisać :D. Ubóstwiam! <3. Piszesz takim fajnym językiem że z chęcią się czyta :). No aż brak mi słów :P @KochamCuksyMrrr <3

    OdpowiedzUsuń
  9. ale świetne !!!! :D
    i wiem, że tak dziwnie ale dopiero zaczynam i zapraszam na mojego bloga: http://forever-young-love.blog.onet.pl

    OdpowiedzUsuń
  10. Zapraszam na kolejny rozdział u siebie. http://alice-and-one-direction.blogspot.com/

    A ta w ogóle to kiedy pojawi się jakaś nowość u Ciebie? Skończyłaś pisać w najbardziej ciekawym momencie. Tak nie można. :P

    OdpowiedzUsuń
  11. Wow. Podziwiam Cię, kobito ! Kawał dobrej roboty odwaliłaś z tym blogiem. Masz talent. Oby tak dalej

    OdpowiedzUsuń
  12. ejjjjjjjj ;D pisz dalej!
    zajebiście jest :)

    OdpowiedzUsuń
  13. spoko pisz dalej bo jak zwykle czekam zniecierpliwiona :P

    OdpowiedzUsuń
  14. Dziewczyno! Kiedy kolejny rozdział? Czekam i czekam, a tu nic. :P

    http://alice-and-one-direction.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń