środa, 29 lutego 2012

#25 - And the tears stream down my face

Promienie porannego słońca zaczęły milusio ogrzewać moją twarz. Uśmiechnęłam się mimowolnie, leniwie rozciągając mięśnie i przestrzenie międzykręgowe (które chciały zepsuć nastrój swoimi odgłosami a la pękająca folia bąbelkowa) . Nie miałam siły otwierać oczu. Z resztą… po co? Nie chciałam niszczyć obrazu, który miałam przed oczami. To była niesamowita noc…

***

-AHAHAHAHA, NIEEEEEE, BŁAGAM! – darłam się wniebogłosy, śmiejąc się w plecy mojego chłopaka, który bezczelnie wykorzystywał moje słabe punkty pod żebrami.

Zayn jednym sprawnym ruchem swojego granatowego Nike`a uchylił drzwi do sypialni i delikatnie rzucił mnie na łóżko. Śmiejąc się dalej spojrzałam na niego – najpiękniejszy widok świata. Widok, który w dodatku mówił, myślał, pięknie eksponował śnieżnobiałe zęby, pachniał jak najlepsza paryska perfumeria i – jakby tego było mało – był mój.

Oczywiście do podziału z Trishą – mamą (kobieto, jeszcze Cię nie znam, ale już turlam się na podjeździe Twojego domu z kwiatami i śpiewam pieśni dziękczynne!)

Stał naprzeciw mnie, pod ścianą, i uśmiechał się z taką czułością, że wszystkie moje mięśnie zwiotczały natychmiast. Miał na sobie moje ulubione spodnie w kolorze jasnego ecru i koszulę w kratkę, która cała przesiąkła od lejących się „z nieba” drinków Hazzy i Lou.

Przez chwilę patrzyliśmy na siebie w milczeniu. To jeden z tych cudownych momentów, gdy cisza tylko podkreśla sytuację. Uśmiechaliśmy się delikatnie.

Zayn dalej obserwował mnie, siedzącą w mokrym podkoszulku na jego pościeli. Zaczął przygryzać wargę, a w jego oczach pojawiła się mała iskierka.

- Chodź do mnie. – wyszeptał.

Nasze usta spotkały się. Pocałował mnie czule, a cały mój świat ponownie zawirował. Kolejne najcudowniejsze kilka sekund w moim życiu. Czułam, że się uśmiecha. Odsunęłam się i spojrzałam na jego twarz. Te niesamowite czekoladowe oczy, idealnie zarysowana linia szczęki… Nawet mała blizna na łuku brwiowym wydała się misternie robionym dziełem sztuki. Pogłaskałam go po policzku, wplątując palce w jego włosy. Nachyliłam się, by pocałować go ponownie, gdy nagle….

- APSIUUUUUU! – w ostatniej chwili odwróciłam głowę, by na niego nie kichnąć.

JEZUS MARIA, co za żenada.

Zayn patrzył na mnie zdziwiony, po czym zaniósł się serdecznym śmiechem.

Tak, super, dzięki!

W życiu nie czułam się tak głupio. Nawet, gdy na nocowaniu w podstawówce całkowicie zapięłam koleżankę w śpiworze, podrzucając do środka wcześniej rozpakowane czekoladki. Albo gdy śpiewałam podczas konkursu wokalnego piosenkę z reklamy oleju, bo nie znałam lepszej. Albo jak grałam w przedstawieniu szkolnym tygrysa, z wrażenia zapomniałam roli i zaczęłam udawać gołębia.

Udając głupią i czując się całkowicie zażenowana, spytałam:

-Eee, z czego się tak cieszysz?

- To najbardziej uroczy dźwięk, jaki kiedykolwiek słyszałem – uśmiechnął się niesamowicie szczerze, po czym nachylił się i pocałował mnie jeszcze raz, tym razem delikatniej.

Uderzyłam go poduszką, prowokując bitwę z piórami latającymi po pokoju.

-ACH TAK?! – wykrzyknął, po czym rzucił się na mnie z zamiarem załaskotania na śmierć.

Ja jednak byłam szybsza i poderwałam się z łóżka, zanim zdążył mnie dopaść. Poleciałam do łazienki, zupełnie nie wiem po co, aż zdałam sobie sprawę, że jestem w sytuacji bez wyjścia. Zayn z miną seryjnego mordercy zaczął teatralnie skradać się w moją stronę. Nie miałam nic pod ręką. Rzuciłam w niego rolką papieru toaletowego, co spowodowało, że zgiął się wpół ze śmiechu. Stałam przygwożdżona do ściany nie mogąc uwierzyć, że rzucam się papierem toaletowym z Zayn`em Malikiem. Chłopak podniósł się i z zabójczym błyskiem w oku ruszył w moją stronę. Zaczęłam piszczeć, gdy nagle…

- A MASZ, BRUTALU!

Do łazienki wbiegli chłopcy. I wtedy się zaczęło…

- ZUŻYĆ CAŁĄ AMUNICJĘ! – wykrzyknęli wszyscy razem.

Liam zaczął polewać skulonego na podłodze chłopaka ketchupem, Harry dorwał w lodówce ser w spray`u, który teraz dekorował włosy, ściany i ręczniki, Niall zaczął pryskać wszędzie bitą śmietaną, a Lou rozrzucał posypkę do ciast, jakby był wróżką sypiącą magicznym pyłem. Sue wpadła z pistoletem na wodę. Wszyscy krzyczeli, śmiali się, a Zayn – biedny – przypominał już mało apetyczną przystawkę po kontakcie z bandą żarłoków. Nie wiedział, czy śmiać się, czy płakać, jednak – ku mojej radości – wybrał pierwszą opcję.

- I CAN`T BE NO SUPERMAN, BUT FOR YOU I`LL BE SUPER HUMAN! – wydarłam się, cytując fragment „Save you tonight” i ruszyłam na odsiecz, dzielnie zużywając piankę do golenia stojącą na półce nad zlewem.

Wolelibyście nie widzieć łazienki. Gorzej niż po przejściu błotnego tornada, burzy piaskowej i tęczowego, mazistego tsunami. Przesyłam pozdrowienia paniom sprzątającym.

- TERAZ TWÓJ ZAYN BĘDZIE JESZCZE BARDZIEJ APETYCZNY! – Hazza triumfatorsko wyciągnął pięść ku górze.

Obok niego przeleciało puste opakowanie po piance.

- Dziękuj Bogu, że nie umiem celować! – zaśmiałam się, po czym dołączyłam do wijącego się ze śmiechu po podłodze Malika.

- LET MA LIK U! – wykrzyknął Horan (myślał, że jego dowcip słowny pomieszany z amerykańskim slangiem będzie śmieszny. Miał rację.), po czym rzucił się na chłopaka z językiem i zaczął zlizywać z jego policzka bitą śmietanę.

- ZABIERAJ TEN JĘZOR! – Zayn darł się, wierzgając nogami w każdą stronę i rechocząc jak 10 żab urządzających koncert w stawie.

- OCHRONA HOTELOWA! PROSIMY W TEJ CHWILI OTWORZYĆ DRZWI! – usłyszeliśmy z korytarza.

Wszyscy jak na komendę zamilkliśmy, co po chwili przerodziło się w falę histerycznego śmiechu.

***

- Uch, ach, oł jea, uch, ach, oł jea. – Hazza odstawiał jakieś dziwne połamańce –No co? To mnie uspokaja. – wytłumaczył, gdy zobaczył moją zdziwioną twarz. – Uch, ach, oł jea…

Chłopcy znajdowali się teraz w studio telewizyjnym programu Direct 8 (cóż za zbieg okoliczności z nazwą), do którego mieli udzielić wywiadu.

- UWAGA, WCHODZIMY ZA 3, 2, 1…

- Witamy Was bardzo serdecznie! Jeżeli jesteście po porannej dawce croissont`ów, możecie bez problemu oglądać nasze piękne twarze. Jeżeli jeszcze nic nie jedliście, to bardzo nam przykro, bo od tej chwili przez następne pół godziny nie ruszycie się z miejsca. – zażartował prowadzący.

-To chyba lepiej, bo nie będę miała czym wymiotować. – powiedziała z przekąsem przyjaciółka. - Ummm, jaki on dowcipny! Jakie wyrafinowane poczucie humoru! O zgrozo…

- Melanie, czy jesteś na to gotowa? – spytał prezenter.

- Oczywiście, Jean-Baptiste! Przed państwem nasi dzisiejsi goście…. ONE DIRECTIOOOOOOOOOOOOOON! – wydarła się Melanie. Chyba kanapa w studio pomyliła jej się z budką komentatorów sportowych.

- Boże, jaka maniera – Sue strzeliła facepalm`a, po czym ułożyła się wygodnie na fotelu za kulisami, skąd miałyśmy świetny wgląd na to, co dzieje się przed kamerami.

Byłam tak zapatrzona w swojego chłopaka, że nie usłyszałam ¾ tego, co chłopcy mówili prowadzącym. Zupełnie się wyłączyłam. Ktoś odłączył mój mózg od kontaktu, nastąpiło przerwanie przewodów, obieg prądu zamknięty. Nic. Zero.

Satelita Carol krąży wokół planety Zayn.

I nagle BACH! Armagedon!

- A ta brunetka, z którą Cię widywano ostatnimi czasy?

- To tylko dobra przyjaciółka. – Malik uśmiechnął się do kamery.

- Carol, tylko spokojnie! – Sue nachylała się w moją stronę, ale ja już biegłam w stronę wyjścia.
 



-----------------------------------------------------------------------------------------------




TO DZIĘKI WAM I WASZYM GŁOSOM! 

Moja reakcja?

Pierwszy plebiscyt, w którym mój blog brał udział i od razu 2 nagrody. To niesamowite!
TEN ROZDZIAŁ DEDYKUJĘ WSZYSTKIM, KTÓRZY ODDALI SWÓJ GŁOS I WSPIERAJĄ MOJE WYPOCINY KOMENTARZAMI. JESTEŚCIE WIELCY! :)
Najlepszy fanbase świata <3
xx

poniedziałek, 27 lutego 2012

#24 - Right now I'm looking at you and I can't believe

- Eee, pardon? – lekko przerażona spróbowałam zagadać po francusku (czytałam gdzieś, że lubią, gdy turyści próbują porozumiewać się w ich ojczystym języku).

Patrzyłam niepewnie w jej ciemne, pełne nienawiści oczy. Gdyby atmosfera była mniej napięta, zażartowałabym, że jej tęczówki przypominają mi „oczka” kamerek internetowych zamontowanych w laptopach. Ale to absolutnie nie był moment na sypanie dowcipami niczym wesoły staruszek z krowami.

- Ty szmato! – jej twarz zaczęła przybierać morderczy wyraz – Zostaw Niall`a! Nie masz prawa na niego patrzeć! Nie masz prawa z nim przebywać! NIE MASZ PRAWA ODDYCHAĆ TYM SAMYM POWIETRZEM CO NIALL! – darła się, podchodząc coraz bliżej, wyciągając z tylnej kieszeni… nóż myśliwski. Jego ostrze zabłysło w promieniach słońca.  – NIE MASZ PRAWA….

- CO U DIABŁA?! -  chłopcy wyskoczyli zza autokaru, jakby usłyszeli błagania o litość wypowiadane automatycznie w mojej głowie.

Zayn podbiegł natychmiast i osłonił mnie własnym ciałem. Jednym sprawnym ruchem nogi wykopał wariatce nóż z dłoni, po czym powoli zaczął wycofywać się ze mną za swoimi plecami.

- Nic Ci nie jest? Wszystko w porządku? – zaczął pytać, gdy stanęliśmy w bezpiecznej odległości, jednak byłam tak roztrzęsiona, że nie dałam rady zrobić nic innego, jak przytaknąć. Chłopak objął mnie i zaczął energicznie pocierać dłonią o moje plecy.

One Direction zadziałali na dziewczynę jak pomponik na małego kotka. W ciągu sekundy jej twarz przybrała absolutny poker face, źrenice poszerzyły się dwukrotnie, a usta otwarły z niedowierzaniem.

- Niall? Mój Niall? Mój jedyny Niall? – gapiła się na Horana jak dziecko na Świętego Mikołaja. – To naprawdę Ty, skarbie? – szurając stopami po żwirze zaczęła przysuwać się w stronę blondyna.

W tej samej chwili z drugiej strony autokaru zaszli ją ochroniarze, których Zayn przywołał jednym gestem dłoni. Drepcząc po cichutku, jeden z nich – Christopher – rzucił się na dziewczynę i obezwładnił ją.

- NIEEEEEEEEEEEE! NIALL, CHCĘ BYĆ Z TOBĄ! CZEMU JESTEŚ Z TĄ GŁUPIĄ SUKĄ?! BĘDZIEMY RAZEM, ZOBACZYSZ! JESZCZE WAS ZNAJDĘ! SPOTKAMY SIĘ! BĘDZIEMY RAZEM, MÓWIĘ CI! NIALL, KOCHAM CIĘ!  - dała się, gdy ochroniarz zakuł ją w kajdanki i prowadził w stronę punktu ochrony lotniska.

Wreszcie, gdy straciłam ją z oczu, odetchnęłam głośno. Oparłam głowę na piersi Zayn`a, który cały czas głaskał mnie po włosach i szeptał:

- Cśś… Już dobrze, jestem tutaj. Przy mnie nic Ci nie grozi.

***

- To jak? Rue de Rivoli? – zapytał Hazza, siłując się z drzwiami szafy, które co chwila otwierały się pod naporem dziesiątek sztuk odzieży przywiezionej przez niego z Anglii. – Zdecydowanie muszę kupić nowe bokserki. Wziąłem tylko 28 par. Calvin ma nowe gatki! – zanucił triumfalnie ostatnie zdanie.

- To mi pożyczysz, bo ja chyba zapomniałem bielizny z domu – Lou patrzył tępym wzrokiem w walizkę leżącą na łóżku i drapał się po potylicy.

- Mmm, Tomlinson, mogę je nawet sam na Ciebie założyć! – Styles kusił głosem i poruszał porozumiewawczo brwiami. Po chwili obydwaj leżeli już na puchatym dywanie i baraszkowali w najlepsze, naciągając sobie na uszy, nogi i pośladki elastyczne majtki po 25 funtów za parę.

PANIE I PANOWIE, PRZED PAŃSTWEM LARRY STYLINSON W PEŁNEJ KRASIE.

- Przecież tam są same sklepy odzieżowe. O-DZIE-ŻO-WE ! – Niall z zamkniętymi oczami wymachiwał złączonym kciukiem i palcem wskazującym, jakby tłumaczył coś bardzo oczywistego. – No i antykwariaty. Ale ja nie jestem molem książkowym, papieru jeść nie będę, chociaż Zayn`owi by się spodobało – tutaj blondyn oberwał w głowę klapkiem – więc musimy iść coś zjeść! Pan Horan malutki już się niepokoi. – zaczął klepać się po brzuchu ze smutną miną.

- A może Luwr? Zawsze chciałem zobaczyć z bliska „Mona Lisę”. – zaproponował Payne.

- Tutej masz tę babkę. TU-TEJ – Zayn przyłożył mu do nosa ulotkę, którą znalazł na stoliku.
Liam od razu zrobił popularny efekt Coriolisa, zwany też potocznie parabolą, dzięki czemu nadział się na walizkę Harry`ego i upadł pod szafę.

- O, szafa się domknęła! – zauważył Styles, gdy podniósł swoje chude ciało zza łóżka i ogarnął wzrokiem pokój.

***

- Ach, to jest życie. – Lou z błogą miną przeciągnął się na leżaku, łapiąc ostatnie promienie słońca przeznaczone przez tego na górze na dzień dzisiejszy.

Relaksowaliśmy się wszyscy w najpiękniejszym hotelu, w jakim dane mi było kiedykolwiek postawić swą ogromną stopę, a mianowicie w Mandarin Oriental. Gdy weszłyśmy z Sue do naszego pokoju (mieszkaliśmy wszyscy w ogromnym apartamencie z 4 sypialniami), od razu zrobiłam zdjęcie i wrzuciłam na Twittera. Mogłabym godzinami stać i podziwiać kunsztownie urządzoną sypialnię, w której ściany koloru bordo niesamowicie współgrały z białymi, wygodnymi fotelami i meblami zrobionymi z ciemnego drewna i szkła. Grafika na ścianie działała nadzwyczaj uspokajająco, a widok z okna zapierał dech w piersiach. Wiem, że to dziwne, żeby jarać się wystrojem wnętrza, ale musicie wiedzieć, że jestem bardzo wrażliwa na punkcie takich rzeczy.

Teraz siedzieliśmy razem na tarasie, racząc podniebienia kolorowymi owocowymi drinkami i podziwiając niezwykle piękny zachód słońca. Uczta dla zmysłów…
Po raz kolejny zaczęłam kontemplować nad pięknem tego miejsca. Taras wyglądał nieziemsko. 

Wyobraź sobie sytuację:

Siedzisz bokiem na pięknej, niesamowicie wygodnej, białej kanapie, czytając ulubioną książkę. Nagle powiew ciepłego paryskiego powietrza, przepełniony wyśmienitą mieszanką potraw z pobliskich restauracji, wwiewa jedwabne zasłony do pokoju. Odkładasz książkę, wyrywasz się z objęć kanapy i podążasz w stronę tarasu. Nie widziałaś go wcześniej. Odgarniasz niezliczone warstwy materiału, który delikatnie muska Twoją skórę, by nagle ujrzeć widok zapierający dech w piersiach. Niebo przechodzi od bieli po granat, gdzieniegdzie widać liliowe i bladoróżowe prześwity. Lekkie chmury we wszystkich możliwych odcieniach niebieskiego tworzą fantazyjne wzory. Stąpasz bosą stopą na parkiet tarasu. Jasne drewno pięknie komponuje się z kremowymi kafelkami otaczającymi taras. Pomiędzy nimi, wsadzone w niewidoczne donice, wiją się ślicznie przystrzyżone rośliny, a wszędzie poustawiane są białe lampiony.

Brzmi magicznie, prawda?

Tak właśnie było. I trwało by jeszcze długo, gdyby nie…

- HARRY, DEBILU! CO TY WYPRAWIASZ!? – podskoczyłam jak oparzona, gdy kolorowy płyn zaczął ściekać z mojego dekoltu  w stronę nóg.

- Zayn, HIGH FIVE! – Styles wystawił dłoń, jednak zamiast oczekiwanej piątki od przyjaciela, dostał w policzek, aż mu loczki podskoczyły. – AŁA! Za co to?!

- Bawimy się w wybory Miss Mokrego Podkoszulka?! – podłapał Lou, który natychmiast wylał sobie na głowę napój. Wyglądał jak Pamela Anderson w „Słonecznym patrolu”. Potrząsnął włosami, rozpryskując płyn po wszystkich i wszystkim.

- Sorry, stary, ale wyglądasz jak pies otrząsający się z błota – Liam wie, jak pocieszyć przyjaciół.
Podczas , gdy otrzepywałam dłonie, zauważyłam dziwny wzrok mojego chłopaka. Uśmiechał się szeroko – jak zahipnotyzowany.

- Co się tak głupio szczerzysz?

- Ty + mokry biały T-Shirt = baaaaaaaaardzo nakręcony Zayn – powiedział, uśmiechając się tajemniczo, po czym zerwał się z leżaka w moją stronę, przerzucił przez ramię i nie zważając na walenie pięściami w plecy i mój upiorny śmiech przypominający pijanego indyka, ku radosnym okrzykom reszty, zaniósł mnie do apartamentu.

------------------------------------------------------------------------------------------------

MIŚKI KOCHANE, TRADYCYJNIE JUŻ DZIĘKUJĘ WAM ZA WSPARCIE, JAKIE OKAZUJECIE SWOIMI KOMENTARZAMI I ODWIEDZINAMI! <3
Jednak dziwi mnie, że przy ponad 300 wejściach dziennie liczba komentarzy dalej jest mała. Byłoby bardzo miło, gdybyście komentowali wpisy, bo to zawsze jest swego rodzaju pochwałą i motywacją dla autora. Nawet, jeżeli są wyrażone jednym słowem. :)
I przypominam, że jeżeli chcecie być informowani na bieżąco o nowych wpisach - podajcie swoje nicki z Twittera w komentarzach! :)
xx

czwartek, 23 lutego 2012

#23 - I'm just trying to read the signals I'm receiving

Stałyśmy przed lotniskiem Heathrow.
Patrzyłyśmy, jak wzbija się w powietrze.
Patrzyłyśmy jak przelatuje nad naszymi głowami. Jak się oddala.
Po chwili zniknął nam z oczu.

Odleciał.

To koniec naszych wspólnych przygód.  Miałyśmy go już więcej nie zobaczyć…
- Mój ulubiony słomkowy kapelusz… - Sue zachlipała cichutko.

***

- Szminka, fluid, podkład, róż.
-Uuuu!
- Szminka, fluid, podkład, róż.
-Uuuu!
- Szminka, fluid, podkład, róż.
-Uuuu!
- Szminka, fluid, podkład, róż.
-Uuuu!
- Jak tam Twoja pacza?
-Hej!
- Jak tam Twoja pacza?
-Hej!
- Jak tam Twoja pacza?
-Hej!
- Jak tam Twoja pacza?
-Hej!
- Dobrze moja pacza.
- Uuuu!
- Dobrze moja pacza.
- Uuuu…

Wgniatając się w siebie jak emeryci pod salonem z darmowymi masażami i kołysząc  z boku na bok w rytmie pieśni kościelnych, urządziliśmy naszym lustrzanym odbiciom koncert a capella.

PSTRYK – hit sezonu, czyli zdjęcie lustrzanką w lustrze, zrobione. Co przedstawia obrazek i co autor miał na myśli? Obawiam się, że na drugą część pytania nie ma odpowiedzi… Więc…  co przedstawia obrazek?

1. Harry w niebieskiej futrzastej czapce przypominającej Ciasteczkowego Potwora, kolorowych pasiatych skarpetach naciągniętych na żółte neonowe szelesty Adidasa, błyszczących wężowych butach z czubem i w fartuchu lekarskim robił za chórek, pozując oczywiście z dzióbeczkiem na kaczkę.

 2. My z Sue stałyśmy na wpół zgięte w przebraniu irlandzkich skrzatów (zgadnijcie, czyj to pomysł?), obwieszone łańcuchami/lampkami choinkowymi (dobrze, że nie kazali nam sobie postawić na głowie figurki ogrodowej renifera) i pstrykałyśmy palcami niczym chórzystki gospel, przytupując w podłogę drewniakami pomalowanymi lakierami do paznokci przez Liama – artystę i doklejonymi do nich za pomocą plastrów opatrunkowych widelcami.

3. Zayn flirtował ze swoim odbiciem w lustrze, świecąc złoto-fioletowym garniturem a la folia termoizolacyjna, eksponując na uniesionej nodze białe kozaczki na obcasie. Nażelowana fryzura błyszczała od zielono-różowego brokatu, a czerwone szkła kontaktowe sprawiały, że wyglądał jak z piekła rodem (takiego kiczowatego piekła, oczywiście - nadmuchiwanego i ustawianego na festynach dzielnicowych pod gmachem ratusza, gdzie dzieci wymiotowały zjedzoną wcześniej kolbą kukurydzy połączoną w żołądku z pieczoną w nieznanym miejscu kiełbasą.).

4. Lou w kostiumie Borata, obwiązany pierzastym boa w kolorze marchewkowym i Ray Ban`ami z oprawkami a la plan londyńskiego metra śpiewał do wyrwanej klamki z manierą Christiny Aguilery, szarpiąc się z plastikowym gołębiem, który wystawał mu spod owego szala. Gołąb oczywiście miał w dziobie (czyt. nasadzoną na łeb) marchewkę – podobnie, jak sam Boo Bear.

5. Liam wciśnięty w strój kowboja, na który był za duży o co najmniej 7 lat, machający lekko sztywnym lassem zrobionym z wymemłanych słomek i potrząsający pokaźnym biustem zrobionym z plastikowych misek po sałatkach (co chwila musiał poprawiać wędrownicze piersi, bo uciekały mu w stronę nogawek)

6. Nialler, w czarnych jak szatan Ray Ban`ach, przywiązanym do szyi balonikiem „Hello Kitty”, białym body i w różowych rajstopach, który w czapce a la brokuł udawał Pink z teledysku „Lady Marmelade” – wybacz Horan, ale wyglądałeś raczej jak Joe Jonas parodiujący Beyonce w klipie do „Single Ladies”.
Muszę przyznać, że chłopcy są bardzo solidarni z ludźmi w potrzebie! Gdy zakomunikowałam, że panicznie boję się lotów samolotem i muszę się czegoś napić (%%) , stwierdzili, że nie mogą mnie w tym osamotnić i żebym nie czuła się opuszczona w tej trudnej chwili, będą mnie wspierać z całych swoich sił. Rezultaty starań widoczne są na zdjęciu.

Projekt „Podniebny melanż” został udokumentowany.

I to wszystko w pokładowej toalecie prywatnego samolotu Simona Cowella…

***

ONE - DI-REC-TION!!! ONE-DI-REC-TION!!!

Dzięki Bogu, że Niall przywiązał mi do głowy gumką recepturką swoje okulary przeciwsłoneczne, bo chyba bym oślepła od blasku fleszy. I dzięki Bogu, że Zayn dał mi swoją czapkę NY, bo narobiłabym im w magazynach obciachu ową „instalacją” hydraulika Horana. To, co zobaczyliśmy po wejściu na paryskie lotnisko Charles`a de Gaulle przeszło moje najśmielsze oczekiwania.

Myślałam, ze jeżdżąc rano autobusem do szkoły naoglądałam się dzikich tłumów. Jednak te rozpychające się łokciami (pozbawione sił, yhy) babcie, udające się skoro świt po kilogram szynki wieprzowej bez kości i wyznające ideologię „Ja muszę się zmieścić do pojazdu – Twój plecak może poczekać na przystanku” były niczym w porównaniu z tym, co ujrzały nasze oczy. Nie wspominając o fakcie, gdy jedna z fanek zostałaby rozjechana przez koła samolotu, bo wdarła się na płytę lotniska misternie wycinając nożyczkami do paznokci dziurę w ogrodzeniu. Nie wspomnę też o drobnym incydencie z dziewczyną, która zaczęła wymachiwać pistoletem (Bogu dzięki, gdy nacisnęła spust, z lufy wyleciało konfetti w kształcie serduszek, które wpadło do buzi przestraszonemu Niall`owi -  ochrona i tak ją obezwładniła, przygniatając mięśniami piwnymi jej głowę do podłogi). No i nie wspomnę też o FANIE (tak, rodzaj męski), który przebiegł nagi, wymalowany w kolory flagi Francji i krzyczał, coś po swojemu – udało nam się tylko wyłapać z jego paplaniny często pojawiające się słowa : „Harry!” i „pussy”. Ciekawe, o co mu chodziło…

- Fajne babeczki!  - krzyknął Lou, gdy zobaczył pierdyliony fanek drących się jak kastrowane koty.

- Co fajne? CO FAJNE?! – Harry nie wierzył własnym uszom. – Zapomniałeś, z kim tarzałeś się w błocie u Twojej rodziny na wsi, aż pies potraktował twoje nogi jak kłodę drewna?! Zapomniałeś, kto wsadził Ci w tyłek książkę do informatyki swojej siostry i podpalił ją świeczką z tortu urodzinowego (tą w biedronki) ?! Zapomniałeś, kto farbował Ci włosy i spalił ich połowę przez trzymanie farby zbyt długo, a potem testował to jako nowy rodzaj depilacji włosów z nosa?!

Dwudziestu ochroniarzy nie było w stanie zatrzymać fali modnie odzianych ciał, wiec musieliśmy szybko uciekać bocznym wyjściem. Nie obyło się bez incydentu w postaci szybkiej akcji „pukiel w sekundę” (owszem, Harry stracił loczka), czy wsadzenia Liamowi w oko gumowego gryzaczka. No i Zayn wyłożył się jak długi, bo zahaczył nogą o czołgającą się między kolanami ochroniarzy fankę, która z lusterkiem na plecach krzyczała, że jest zwierciadłem Malikiem.
Czułam się jak na planie filmu, którego scenariusz pisali najwięksi wariaci w historii świata. Albo jak na imprezie… TEMATYCZNEJ (you know what I mean). Albo po prostu jakbym usadowiła się wygodnie w zakamarkach Stylesowej wyobraźni, która – jak powszechnie wiadomo – jest bardzo bujna i jakbym  rzucała w jego mózg popcornem (stąd brały się wystrzałowe pomysły. Huhu, suche jak owoce na kompot wigilijny) .

-JEZUS MARIA, ŻYJĘ! – krzyknął Boo Bear, gdy wydostał się tylnym wejściem z lotniska.

Gdy ochroniarze rzucili się, by złapać Tomlinsona – pipa, zaplątał się w pasek od torby - ni z tego, ni z owego spod ziemi wyrosła nagle jakaś postać. Lou, którym miotało jak szatan, przewrócił się, nim ochrona zdążyła do niego podlecieć. Upadł bardzo niefortunnie. Uderzył twarzą w krocze owej osoby. Oboje się przewrócili. Przyjaciel przez ułamek sekundy leżał z nosem w owym czułym miejscu. Paparazzi siedzący na drzewie zaczęli robić zdjęcia.

***

- ZNOWU WTYKASZ NOS W NIE SWOJE SPRAWY! TOMLINSON, KRETYNIE!

- Hohoho, Tomlinson, TO na pewno nie jest Twoja sprawa!  - zbulwersowany Harry wskazał na miejsce, w którym znajdowała się twarz przyjaciela, po czym zaczął machać rękami wykonując nimi szalony taniec, przypominający skoczka narciarskiego, który nie może utrzymać równowagi w locie. – Zaraz, skąd pan wie, że to Tomlinson? I jakie „znowu”? – chłopak nagle oprzytomniał. – AHA! ZDRADZASZ MNIE!

- Styles, widzę, że poczucie humoru Cię nie opuściło. Louis, zejdźże łaskawie z mojego rozporka. – owa postać podparła się na przedramionach, po czym zdjęła okluary przeciwsłoneczne, bejsbolówkę, przerzedziła włosy i serdecznie się uśmiechnęła – Cześć chłopcy! I witam piękne panie! - <billion dolar smile>

- SIMON?! – wykrzyknął Niall.

- SIMON?! – zawtórował mu Liam.

- SIMON?! – Zayn zaczął tupać z radości w miejscu.

- SIMON?! – Harry upadł na pośladki.

- SIMON?! – Lou oderwał się od niego jak oparzony, znów zaplątując się w torbę (on to jest zdolny…)

- SIMON?! SIMON COWELL?! – ja i Sue zaczęłyśmy fangirlować jak szalone i odtańczyłyśmy nasz taniec radości ze zderzaniem się tyłkami, wiatrakami i innymi bajerami. Niall podłączył się ze swoimi irlandzkimi wymachami nóg.

***

- HORAN, SIEROTO, AHAHAHAHA. – Simon prawie wleciał pod stół, gdy zobaczył Nialla.
Blondyn stał z nietęgą miną, patrząc na nas spode łba i krzywiąc się niemiłosiernie. Jego piękna fryzura stała się teraz siedliskiem wiórków z pomarańczy, twarz błyszczała się w świetle promieni słonecznych, a środek białej koszulki przypominał…. obsikaną ścianę.

- Poproś Alex`a, żeby trochę mniej gwałtownie hamował – wyszeptał przyjaciel, po czym odstawił pustą już szklankę po soku i poszedł się przebrać.

Pędziliśmy przez Boulevard Péripherique de Paris wspaniałym i jedynym w swoim rodzaju Tour Busem!
Nie sądziłam, że widok autokaru może być tak porywający! I bynajmniej nie mam na myśli widoku pojazdu otoczonego wianuszkiem fanek, które na lotniskowym parkingu próbowały włamać się do środka z każdej możliwej strony, byleby tylko dostać wymaz z nosa Liama, czy zabrać inną mało interesującą rzeczy należącą do któregoś z chłopców.
Mam na myśli wielką, bordową, błyszczącą bryłę, która wyglądała, jakby dopiero co wyjechała spod ręki mistrzów picowania aut w West Coast Customs.
Lou od razu chciał go ochrzcić, rozbijając butelkę z szampanem o bok auta, jednak Niall zbulwersował się, że jak można tak zbezcześcić i marnować coś, co nadaje się do spożycia. Dlatego też Liam ochrzcił pojazd potem ze swoich falowanych włosów, i podobnie jak Harry przejechał grzywą po drzwiach, co spowodowało, że mieli na głowach lepsze trwałe niż Alicia Keys.
Zayn, dżentelmen, wziął moją walizkę, jednak zanim udało mu się dojść do Tour Busa, musiał odbębnić pamiątkowe zdjęcia z fankami. Reszta chłopców zrobiła to samo. Sue została pod drzewem w cieniu, ja natomiast poszłam z drugiej strony autokaru, by sobie odsapnąć i rozprostować nogi. Ku mojemu zdziwieniu stała tam jakaś dziewczyna. W ręku trzymała telefon. Gęste włosy opadały jej na twarz, więc nie mogłam się jej przyjrzeć. W pewnym momencie odwróciła wzrok. Jej czarne jak diabeł tęczówki przeszyły mnie na wskroś. Wyglądała, jakby uciekła ze szpitala psychiatrycznego!
I tak też było…

- Tęskniłaś? – wysyczała, po czym zbliżyła się do mnie.

----------------------------------------------------------------------------------

MIŚKI KOCHANE, BARDZO PRZEPRASZAM, ZE MUSIELIŚCIE TYLE CZEKAĆ NA NOWY ROZDZIAŁ. JEST MI NIESAMOWICIE GŁUPIO Z TEGO POWODU - WYJAŚNIENIE ZAISTNIAŁEJ SYTUACJI ZNAJDZIECIE PONIŻEJ, W MOJEJ ODPOWIEDZI NA KOMENTARZ JEDNEJ Z CZYTELNICZEK.
SWOJA DROGĄ CHCIAŁAM PODZIĘKOWAĆ ZA GŁOSY ODDANE NA MOJEGO BLOGA. DZIĘKI NIM ZWYCIĘŻYŁAM JUŻ W JEDNEJ KATEGORII, A MIANOWICIE:
"Najlepszy opis randki"!
Widać, że romantyczna kolacja Carol i Zayn`a na dachu przypadła Wam do gustu. Nawet nie wiem, jak mam Wam dziękować, jesteście amazayn :`)

MASSIVE THANK YOU!






Specjalna wiadomość dla „julka13207”. Owszem, nie dodałam nowego wpisu od 10 dni (miło, że liczysz) z bardzo prostego powodu. Zajmuję się szkołą. Mam ambicje, by być człowiekiem inteligentnym i osiągnąć wiele w życiu, dlatego skupiam się na nauce, co według mnie jest wytłumaczeniem faktu, iż nie dodałam od 10 dni rozdziału. Jeżeli uważasz, że olewam swojego bloga, to przykro mi, ale wiedz, że w każdej wolnej chwili staram się coś wklepać do Worda. A nie zawsze się to udaje, bo nie jestem maszyną zaprogramowaną na pisanie i często nie mam pomysłu na nowy rozdział. To tyle z mojej strony. Mam nadzieję, że jeszcze wpadniesz i uraczysz mnie bardziej pozytywnym komentarzem, oraz że zrozumiesz, iż są jeszcze ludzie, którym zależy na kształceniu się i zdobywaniu wiedzy. :)



Jeszcze raz serdecznie dziękuję ZA WSZYSTKO! <3333
Byłabym wdzięczna za komentarze, bo przy takiej ilości wejść dziennie fajnie byłoby móc poczytać opinie/porady/uwagi na temat mojej radosnej twórczości. A dołączenie do obserwujących przyspieszy Wam odkrywanie nowych wpisów :)
P.S. Jeżeli chcecie być informowani o rozdziałach na Twitterze - zostawcie nazwę w komentarzu :)
xx

poniedziałek, 20 lutego 2012

GŁOSOWANIE - ETAP #2 :)


MIŚKI, przybywam, by oznajmić wszem i wobec, iż... przeszłam do drugiego etapu w konkursie! (fangirling&party hard)

TO DZIĘKI WASZYM GŁOSOM!

Jesteście absolutnie AMAZAYN! :>


One Direction, wbijajcie szybciej do Polski, bo chcę już spotkać swoją rodzinkę Directionerek na koncercie i wszystkich uściskać!!!

Z tej okazji chciałabym przypomnieć, iż jest to etap drugi co oznacza nowe głosowanie. Mam nadzieję, że mogę ponownie liczyć na Wasze wsparcie! :)





NIE UKRYWAM, ŻE BĘDĘ W 10 NIEBIE, BO PRZEZ 8 i 9 JUŻ SIĘ PRZEKOPAŁAM :>
Oto link do strony http://onedirection-awards.blog.onet.pl/, kategorie dla przypomnienia to:



NAJLEPIEJ WYKREOWANA POSTAĆ ZAYN`A.

NAJLEPSZA KOMEDIA.

NAJLEPIEJ WYKREOWANA POSTAĆ ŻEŃSKA.

A rozdział 23 już niebawem! KEEP CALM! :)
xoxo

poniedziałek, 13 lutego 2012

NOMINACJE.




KOCHANI,
właśnie zostałam poinformowana, że ten oto blog został nominowany na stronie http://onedirection-awards.blog.onet.pl/ do nagrody w aż 4 kategoriach, a mianowicie:

NAJLEPIEJ WYKREOWANA POSTAĆ ZAYN`A.

NAJLEPSZY OPIS RANDKI.

NAJLEPSZA KOMEDIA.

NAJLEPIEJ WYKREOWANA POSTAĆ ŻEŃSKA.

Do tej pory osuszam biurko i klawiaturę z rozlanej kawy. To jest coś niesamowitego, biorąc pod uwagę, że prowadzę bloga od niecałego miesiąca! I to wszystko dzięki Wam - najlepszym czytelnikom pod Słońcem! :)

Sama nominacja jest dla mnie niesamowitym powodem do radości, więc wolę nie myśleć, co stałoby się ze mną, gdyby nie daj boże mój blog zwyciężył w którejś kategorii.
Dlatego też zachęcam do głosowania i PO RAZ 18638875 DZIĘKUJĘ ZA WSZYSTKIE WEJŚCIA I POZYTYWNE KOMENTARZE NA TEMAT MOJEJ WESOŁEJ TWÓRCZOŚCI, BO NIE SĄDZIŁAM, ŻE one-love-one-direction BĘDZIE SIĘ TAK ROZWIJAĆ...

Głosować możecie tutaj  wystarczy kliknąć w kategorię, w której mnie nominowano i oddać głos na "one-love-one-direction". :)
http://onedirection-awards.blog.onet.pl/

                                   D Z I Ę K U J Ę  <333

xx

niedziela, 12 lutego 2012

#22 - And I won't be leaving 'til I've finished stealing every piece of your heart

CO DO CHOLERY?!

Zastanawiałam się, kiedy podbiegł do mnie ten tajemniczy ktoś, który założył mi na nos okulary z przerobionym w Photoshop`ie wizerunkiem mojego chłopaka całującego tę…. dziewczynę (żeby nikogo nie urazić). Aż z tego wszystkiego dotknęłam twarzy, chcąc zdjąć owe patrzałki, ale moja dłoń nie napotkała niczego oprócz standardowych wytworów Pan Boga, czyli nosa, uszu i oczu.

Widziałam go. Widziałam ich. Nagle obraz się rozmył, a po policzkach zaczęły ściekać łzy. Szybko odwróciłam się, chcąc uciec jak najdalej, jednak moja chwilowa ślepota została przypieczętowana uderzeniem w reflektor, który przewrócił się z hukiem. Narobiłam więcej hałasu, niż słoń w składzie porcelany. Ba, byłam co najmniej jak 10 słoni, 3 żyrafy, dwa żubry, mała myszka z orkiestrą symfoniczną i kotecek z zespołem heavy-metalowym w składzie porcelany.
 Mama zawsze powtarzała, że to, co się zepsuje, trzeba natychmiast naprawić lub posprzątać, ale stwierdziłam, że głupio by wyglądało, gdybym nagle spojrzała w stronę Zayn`a i tej lafiryndy mówiąc:
„Spoko spoko, nie przeszkadzajcie sobie! Tak, kobieto, dalej wpychaj język do buzi mojemu chłopakowi. Nic się nie dzieje. Uprzątnę tylko to złomowisko metalu i już mnie nie ma. Dziękuję za chęć pomocy, ale dam sobie radę, bawcie się dobrze.”. Ha! To rzeczywiście byłoby kretyńskie. Dlatego też zaczęłam biec przed siebie. Usłyszałam tylko głośne męskie: „Carol!”, które poniosło się echem po tafli jeziora, ale ja już pędziłam między drzewami, starając się omijać wystające spod ziemi niczym ręce umarłych korzenie i przeskakując ponad pojedynczymi kablami wijącymi się po ziemi. Już wolałabym skakać w worku na ziemniaki – chciałam tylko coś widzieć. Nieustanne wycieranie łez rękawem nie przynosiło rezultatów (nie licząc tego, że przy następnym praniu mogłam zaoszczędzić wodę, piorąc tylko korpus swetra i jeden rękaw). Po raz pierwszy mój mózg nie zafundował mi pokazu slajdów. Biegłam przed siebie. Gdyby ktoś mnie widział, krzyczałby pewnie „Run, Forrest, run!”.
Skupiłam się tylko na tym, żeby wbiec do domu i zatrzasnąć za sobą drzwi, odcinając się w ten sposób od świata. Chciałam spokojnie usiąść i popłakać, ale nie było mi to dane. Cały czas słyszałam za sobą jakieś odgłosy. To na pewno Zayn gonił mnie, żeby zacząć maltretować moje uszy nieśmiertelnym „To nie tak, jak myślisz!”, ale nie odwracałam się. Mimo wszystko moja twarz po sekundzie zaczęła pełnić rolę łopaty, gdyż runęłam jak długa, zahaczając o milimetrowej szerokości kabelek rozpięty między dwoma wozami. Wyczuwam nowe wpisy do CV, milordzie! „Człowiek łopata”. Prawie jak jakiś superbohater z amerykańskiej fabryki filmów klasy C. Teraz byłam cała w ziemi i wyglądałam zapewne jak dziecko ufajdane czekoladą (TYLKO czekoladą, świntuszki). Głosy, które słyszałam w trakcie gonitwy były coraz bliżej. Dlaczego czułam się, jakbym uciekała przed seryjnym mordercą? Wczołgałam się pod wóz transmisyjny i przeturlałam na jego drugą stronę.
Panie i panowie! Przed państwem Carol Anabelle Howard jako Tom Cruise w filmie „Mission Idiotical”!
Nie miałam już siły biec. Oparłam się zrezygnowana o samochód. Siedząc po poślady w błocie próbowałam uspokoić oddech.
Zayn już tu był. Usłyszałam go. Kątem oka zobaczyłam cień po swojej lewej stronie. Z niechceniem podniosłam głowę. I wtedy..

ŁODEFAK?!?!!? COOOOOO?! WEŹCIE MNIE WALNIJCIE MŁOTKIEM W ŁEB, WTEDY WYJDĘ Z SIEBIE, STANĘ OBOK I ZNÓW WYDJĘ Z SIEBIE,  I ZNÓW STANĘ OBOK… NO TO JEST, KURNA, POEZJA!

Nie, obok mnie nie stał Zayn Javaad Malik! Obok mnie stał, a właściwie siedział…

NO JA PIERDZIELĘ, CO TO JEST?!

Po mojej lewej stronie, jak w mordę strzelił, przebrany w strój króliczka Playboy`a, na rowerku Jigsaw`a z „Piły” siedział Jaś Fasola, który do kierownicy miał przyczepiony balonik z wizerunkiem brata Hannah Montany!

Oczy miałam większe niż Liam, gdy obserwował łyżkę. Co u dia…

-ŁOJESUSMARIA! – wykrzyknęłam nagle, gdy poczułam coś na swoim ciele.

-AAAAAAAAAAAAAAA!!!! – wydarł się ktoś, kto po chwili wylądował na podłodze przykryty kocem.

-AAAAAAAAAAAAAAA!!!! – wydarła się Sue, plując pasą do zębów na wszystko i wszystkich.

-AAAAAAAAAAAAAAA!!!! – wydarł się Harry Styles, który najwyraźniej nie wiedział, o co chodzi, bo siedział na tronie w łazience.

-AAAAAAAAAAAAAAA!!! – wrzasnął Louis, gdy usłyszał krzyk swego lubego.

-Co się… gdzie ja…?! – rozglądałam się gorączkowo na boki, by zauważyć, że jestem… W SWOIM POKOJU?! NA SWOIM ŁÓŻKU?!

Pacnęłam się w łeb. Double Jesus Facepalm. Sieroto, to był sen! Obudziłaś się! Czy już kiedyś wspominałam, że nie cierpię swojej wyobraźni? Jest zbyt… realistyczna (gdyby pominąć ten fakt z wizerunkiem brata Montany na baloniku).

- ROBAK WSZEDŁ CI PRZEZ UCHO, ŻEBY WSZCZEPIĆ DO TWOJEGO MÓZGU MIKROCZIP, DZIĘKI KTÓREMU BĘDĄ STEROWAĆ TOBĄ WSZYSTKIE FRYTKI ŚWIATA?! GIGANTYCZNY KUBEK SKAKAŁ ZA TOBĄ PO POLU PIANEK W MUSZTARDZIE I CHCIAŁ CIĘ ZŁAPAĆ NA LASSO Z LUDZKIEJ STONOGI?! ETUI OD PIÓRA PRZEOBRAZIŁO SIĘ W NISZCZARKĘ I ZACZĘŁO GONIĆ TWOJE KAPCIE WOKÓŁ TESCO?!  – darł się Harry wymachując na prawo i lewo szczotką do szorowania muszli klozetowej.

Zignorowałam go i rzuciłam się przez łóżko, by wydobyć przykrytego kocem niczym kromka chleba serem, jak się okazało, Zayn`a.

- Nie wiedziałem, że do przykrywania kogoś kocem trzeba będzie znać sztuki walki – uśmiechnął się, poprawiając swoją sześciocentymetrową grzywę niemal z namaszczeniem. – Dobrze, że nie wyskoczyłaś mi tak, jak Cię niosłem po schodach! – wyszczerzył się.

-Musiałam taszczyć wszystkie torby z zakupami sama. Wiesz, ile tego było? – z buzi Sue dalej wydobywały się kropelki piany pachnącej miętą.

- Hola hola! – wykrzyknął Niall. – A kto wziął reklamówkę z bułkami? Z DWUDZIESTOMA BUŁKAMI?! Masz pojęcie, jak powgniatały się opuszki moich palców? Chcesz płacić odszkodowanie?!


Co za banda debili…

***

- Iiiii….. CIĘCIE! – krzyknął reżyser.

-Ouch, dzięki Bogu, Michael, bo już mnie głowa rozbolała od tej muzyki. Co to w ogóle za kocie melodie? – powiedział głosem pani z domu uciech, robiąc pozycję na tzw. czajnik, Lou.

-Misiaczku, to właśnie była Twoja solówka. – zgasił go Michel, po czym zaczął bić brawo, gdyż plan teledysku mógł zostać oficjalnie zamknięty. Po lesie i okolicach rozniosła się fala oklasków, ekipa śmiała się i klaskała, a chłopcy zaczęli tańczyć w rytmie „Danza Kuduro”, choć wyglądali jak wróżki wokół magicznego kociołka.
Wstałyśmy z Sue z reżyserskich krzesełek (tak, tych „szmacianych” z danymi gwiazdy na oparciu) i dołączyłyśmy do tej wesołej gromadki, by po chwili razem z dźwiękowcami, oświetleniowcami i wszystkimi innymi ważnymi ludźmi pląsać do hitu Don Omara. Wyglądaliśmy prawie jak ekipa „Camp Rock”!

Chłopcy łaskawie pozwolili nam przyjść i podziwiać ich ciężką pracę. Właściwie to nie mieli wyboru, gdyż razem z Sue postanowiłyśmy być jak te „strong independent women” z piosenek popularnych girlsbandów i nie dałyśmy się stłamsić ich argumentom. I dzięki Bogu, bo to, w czym mogłam brać udział (mimo, ze siedziałyśmy za plecami grubego spoconego operatora kamery), było niesamowitą atrakcją – taką, o której będzie się opowiadało wnukom, bujając się przy kominku na fotelu i sprawdzając, czy nie przepuściło się oczka podczas robienia gryzącego sweterka na drutach).
W ogóle, jakby nie patrzył, te wakacje były NAJWIĘKSZĄ PRZYGODĄ ŻYCIA. Minął już miesiąc! To niesamowite, jak w dobrym towarzystwie czas szybko leci. Chciałam się tym nacieszyć, jednak Michael sprawił, że mój świat (chwilowo) legł w gruzach.


- Chlopcy, to była świetna robota! Pamiętajcie, żeby ogłosić datę premiery teledysku do „I want” pojutrze, na koncercie w Paryżu! A potem w Lizbonie, Rzymie, Ankarze…. – mógłby tak wymienia bez końca, gdyby nie zobaczył min moich i Sue. – Eeeee, a, to dziewczyny jeszcze nie…. Aha…. Yyyy… MOJA KOMPANIO, ZBIERAMY SIĘ! – krzyknął zmieszany do ekipy i wszyscy nagle w okamgnieniu ulotnili się w stronę swoich pojazdów.

Chłopcy stali przed nami w rzędzie, drapiąc się niepewnie w nażelowane fryzury, Liam kopnął niewidzialny kamyk, Lou spojrzał na niby to lecącego ptaka, a Harry odchrząknął, i zaczął mówić:

- No więc…. Jedziemy w trasę. Po Europie i okolicach. Za dwa dni…

-SŁUCHAM?! – wykrzyknęłyśmy jak jeden mąż. – Jak to „za dwa dni”? Haroldzie, co Ty sobie wyobrażasz?! – Sue lubiła doprowadzać go do porządku matczynym tonem.

- To nie jego wina. – zaczął Niall. – Czekaliśmy na odpowiedni moment. Michael wszystko schrzanił.

- Kiedy zamierzaliście nam powiedzieć? – spytałam. Nagle poczułam się cholernie smutna. Dotarło do mnie, że to koniec. Koniec mnie i Zayn`a. Koniec Sue i Hazzy. Koniec. The End. Fin.

- Chcieliśmy wyciągnąć Was dzisiaj za miasto. Przez nas musiałyście siedzieć bez końca w domu, zmarnowałyście sobie wakacje… - Lou próbował nam wytłumaczyć, jednak mój mózg był jak baba w urzędzie. Odrzucał wszystkie podania i przekazy.

- Zmarnowaliście nam wakacje? Czy Ty słyszysz sam siebie!? Jesteśmy jak jedne na milion! Na miliard! Nie dość, że poznałyśmy Was nie tylko, jako zespół, a jako normalnych chłopaków,  nie dość, że się zaprzyjaźniliśmy, to jeszcze… znalazłyśmy miłość. – nic więcej nie powiedziałam, chociaż byłam gotowa wygłosić przemowę świata. Oczy zaszły mi łzami.

Zayn podbiegł do mnie i mocno przytulił. Oparłam głowę na jego ramieniu. Czułam, jak delikatnie gładzi mnie po głowie. Chciało mi się płakać jeszcze bardziej. Chciał mnie tak zostawić?

- Chcecie nas tak zostawić? – Sue chlipająca w objęciach Stylesa zadała pytanie, które przed sekundą pojawiło się w mojej głowie.  – Zostawić jak dwie marchewki na polu, które tylko będą czekały, aż uschną i zamienią się w suche wióry?

- Marcheweczki, nie płaczcie, bo i ja mam łzy w oczach. – Tomlinson podleciał do nas, zagarnął mnie z Zayn`em i Sue z Harrym do siebie (ma naprawdę długie ręce). Po chwili Liam, ocierając policzki podskoczył i również nas objął.

-HORAN HUG! – wykrzyknął Niall, który najwyraźniej nie zrozumiał powagi sytuacji i wskoczył na plecy Boo Bear`a. Przeważył nas i wszyscy runęliśmy na trawę. – Ha! Potrafię zdziałać cuda. – odrzekł absolutnie nieskromnie, gdy zobaczył uśmiechy na twarzy mojej i przyjaciółki.

Uśmiechnęłam się delikatnie i spojrzałam na swojego chłopaka. Otarł z mojego policzka ostatnią łezkę i pocałował mnie w czoło.

- Oczywiście głuptasy, że Was nie zostawimy! – Liam podniósł się i otrzepał tyłek z trawy, po czym zajrzał do wewnętrznej kieszeni marynarki. – Czymże byłaby trasa koncertowa bez naszych wybawicielek? – puścił oczko, po czym z kieszonki wyciągnął dwie koperty. – Jedziecie z nami!

- Nie macie pojęcia, w co się pakujecie. - szepnął mi łobuzersko do ucha Zayn.



-----------------------------------------------------------------------------------------------

Kochani, po raz kolejny przepraszam, że musiałam was trzymać w niepewności przez tak długi czas, ale jak wspomniałam przy poprzednim rozdziale - szkoła nie daje mi czasu na bycie szaloną blogerką Directionerką :P Mimo wszystko w każdej wolnej chwili staram się coś napisać :)
W tej chwili mojego bloga odwiedziło 5676 osób. To na prawdę niesamowite i za to właśnie chcę Wam wszystkim ogromnie podziękować! <333
Czekam na komentarze i opinie! :)
xx

sobota, 4 lutego 2012

#21 - From the moment I met you everything changed


ŁUP.

Dwa kubki herbaty z sokiem malinowym i cytryną wylądowały przed Hazzą i Sue.

BUM.

Szklanka soku marchewkowego stanęła na wprost Louisa.

PLUM.

Kilka łezek kropli żołądkowych wylądowało na łyżeczce z cukrem trzymanej przez Nialla. (jakim cudem cukier się ostał?!)

PSSSSSSSSSS.

Mierzyłam wzrokiem rozpuszczającą się w wodzie tabletkę aspiryny.
Harry spróbował podnieść się po zbawienny napój, lecz głowa zwyciężyła. Jak znokautowany, z głośnym postękiwaniem, powrócił do pozycji, w której tkwił już od godziny, a mianowicie do pozycji skarpety rozłożonej na kanapie.

- Kac morderca nie ma serca –wyszeptał, teatralnie opierając dłoń na czole.

- Ciesz się, że przynajmniej jeden z Was ma siłę zapierdzielać niczym Struś Pędziwiatr, żeby Wasze główki nie eksplodowały. – wysyczałam, obserwując niesamowicie intrygujące bąbelki w szklance z wodą, które oplatały zanurzoną w niej łyżeczkę.

Zaraz chyba opatulę tak Stylesa. 

Garniturem pogrzebowym.

- Ta łyżka na mnie paczy. Co ona paczy? – Liam z oczami jak spodeczki wpatrywał się w obiekt otoczony szklanymi ściankami naczynia.

-BUŁEEEEEEE – Niall przybliżył się do Payne`a, dotykając jego twarzy końcem swojej łyżki. Po sekundzie było słychać tylko pisk, tupot bosych stóp na panelach i trzask zamykanych drzwi. Wymachujący rękami w obłędzie fan „Toy Story” wyglądał jak tancerz waka-waka.

***

Następnego dnia.

Wczoraj wszyscy byliśmy nie do życia. Gdy kroczyłam po domu szlakiem papierków po cukierkach, które pochłonął Niall, Harry, któremu udało się podnieść z kanapy, przyszedł przepraszać mnie po raz 29427318 za fakt, że butelki z barku na niego „paczały”. W sumie się nie dziwię – przystojny jak młody bóg, elegancki, potrząsający seksownie nienaganną fryzurą i ze śliczną Sue u boku. Każdy by się patrzył! Ostatecznie przekonał mnie faktem, że akurat dzisiaj są imieniny babci siostry mamy jego kolegi z zajęć polo sprzed 3 lat. Wyobrażacie sobie naszego Harry`ego z kijem a la wielki młotek mówiącego: „Siedzę na koniu”?! Mój mózg nie wytrzymał tego widoku. I dlatego właśnie czym prędzej przyjęłam przeprosiny, odkupiłam winy i wystawiłam go za drzwi domu, by wreszcie poszedł się umyć. Z jego pięknych loczków można było wycisnąć oleju dla całego plemienia w Afryce.  Lou z Niall`em pochłonęli ciasto marchewkowe, które Styles zawinął z restauracji w haftowanej chusteczce do nosa(chłopców nie obchodził jej stan), po czym również ulotnili się w kierunku domku na „półwyspie” (podobno Liam zgubił szorty, gdy uciekał przed łyżeczkowym mordercą – Horan stał przed oknem i wymachiwał nimi niczym skarpeta na wietrze na lotnisku. Ciekawe…). Zayn bardzo ociągał się z wyjściem. Dzięki Bogu, że nie miał skarpetek z ABS-em i udało mi się go przesunąć po podłodze w stronę drzwi wyjściowych. Gdy stanął na werandzie  z zamkniętymi oczami i dzióbeczkiem wystawionym w moją stronę, odbył pierwszy w życiu pocałunek z szybą w drzwiach. Westchnęłam ciężko, wręcz ostentacyjnie podrapałam się po głowie i ruszyłam do swojego pokoju. Tam rzuciłam się na łóżko obok śpiącej Sue i zapadłam w objęcia Morfeusza.

Dzisiejszy dzień zapowiadał się ciekawie. Chłopcy mieli kręcić teledysk! Zupełnie zapomniałam, po co tu przyjechali i co właściwie robią na moim terenie (czuję się, jak Tarzan – moja ziemia, moje królestwo.  Śmieszne…). I oto nadszedł wreszcie ten dzień, gdy rabatki w ogrodzie rozjechały wozy ze sprzętem, po ziemi niczym glizdy wypłukane z gleby deszczówką plątały się kable, a mnóstwo zupełnie obcych mi ludzi maszerowało w tą i z powrotem niczym zombie z mózgami nastawionymi na jedno zadanie. Siedziałyśmy z Sue z kubkami gorącej czekolady na tarasie. Udając Królową Elżbietę spoglądającą z balkonu Buckingham Palace, przyglądałam się tuzinom gorączkujących się ludzi. Ciężko mi było powstrzymać śmiech, gdy jakaś mała kobitka obładowana dziesiątkami ubrań nagle runęła jak długa prosto na figurkę flaminga, dekorując jego głowę kraciastymi bokserkami. Dodatkowo jakiś starszy pan wdepnął w błoto i zrobił szybki szpagat a la John Travolta w „Gorączce Sobotniej Nocy” przypieczętowany dziurą na tyłku (mówiąc kolokwialnie, z ziemią na pośladkach wyglądał, jakby nie doleciał do toalety, ale no już nie bądźmy tacy nieuprzejmi – gość w dom, i te sprawy). Sue od razu przypomniała się sytuacja z przedszkola, gdy nasz przyjaciel – Bart, zapragnął iść do łazienki. Podreptał do pani, mówiąc:

-Plosę pani, musę kupkę.

- No to chodź – nauczycielka podaje mu rękę. Dwa kroki dalej:

-Plosę pani, zrobiłem kupkę.

Tak się zapowietrzyłyśmy, że leżałyśmy na plecach i śmiałyśmy się bezgłośnie, rzucając się na ławce jak ryba na pokładzie. Piękne czasy…
Ale wracając do tematu… Chłopcy nie pozwolili nam wejść na plan! Tłumaczyłyśmy, że nie zaczniemy tam odtańcowywać  cancana jak w Rosyjskim Balecie czy wyskakiwać nagle z debilną miną przed kamerę (jak miał we krwi Lou) bawiąc się w strzyżenie włosów przy pomocy słynnego „klapsa” z numerem ujęcia, ale to i tak nie przekonało One Direction, żebyśmy mogły z Sue przycupnąć gdzieś z boku i podziwiać, jak sami prężą swe ciała, mając przy tym ubaw po pachy. Dobrze, zrozumiałam (i dałam Zayn`owi do zrozumienia), że w takim razie nasze twarze nie nadają się do pokazywania w innej rubryce telewizyjnej niż „Horrory w środowe wieczory”, po czym strzelając focha #483 z przytupem, obrotem, melodyjką ,groźbą nie zrobienia nic więcej do jedzenia Niall`owi, wyrzucenia na śmietnik marchewek znajdujących się w lodówce, potłuczenia wszystkich luster w okolicy, obłożenia Liama w nocy kołdrą z łyżek i wsadzeniu wszystkich brytyjskich kotów do klatki dla chomika, poszłyśmy jak jeden mąż do domu i obserwowałyśmy ludzi na podwórku z tarasu.
Chłopcy oczywiście wytłumaczyli nam, dlaczego nie możemy być z nimi na planie. Chcą dla nas zrobić niespodziankę, bla bla bla, sranie w banie. Nie powiedzieli nawet, do jakiej piosenki mają nakręcić klip! W tym wypadku od razu uruchomiłam wszelakie portale plotkarskie, ale każda Directionerka z „potwierdzonych źródeł” podawała inny tytuł. Zayn, obejmując mnie w talii i rozpylając wokół swój cudowny zapach „Unforgivable by Sean John” dał mi do zrozumienia, że tym teledyskiem chcą podziękować nam za gościnę, opiekę po bijatyce, towarzystwo i… miłość. Zabrzmiało tak banalnie, ale poczyniło nie lada spustoszenie w mojej głowie. A to dlatego, że mówił prawdę.
Kochałam go. Naprawdę go kochałam. Był dla mnie wszystkim. Tak, mam dopiero 18 lat. Owszem, nie znam życia, ale byłam tego pewna.
Miałam wcześniej chłopaka. Byliśmy razem 1,5 roku. Myślałam, że byłam zakochana w James`ie. Myślałam, że zrobiłabym dla niego wszystko. Potem okazało się, że byłam przykrywką. Obiekt moich westchnień miał…. chłopaka. Super, prawda? Poczułam się jak ostatni babochłop. Bardzo cierpiałam. W lustrze widziałam potwora – jakby moje odbicie przedstawiało najgorszy koszmar senny. Miałam depresję, moje przedramiona stały się dla żyletek tym, czym kartka dla ołówka. Dzięki Bogu miałam pod dachem mamę-psychologa i mogłam się spokojnie wygadać i odbyć swego rodzaju terapię. Skupiłam się wtedy na egzaminach końcowych, zdałam je celująco i wyjechałam na wakacje do Londynu. Tu spełniły się wszystkie moje najskrytsze marzenia.

Odkąd usłyszałam przed dwoma laty o One Direction, cały mój świat zmienił się. To brzmi tak absurdalnie, że ktoś, kto nie zna tego zespołu, może zaśmiać mi się w twarz i wysłać do Tworków. Nie ma w tym nic dziwnego. Ale One Direction naprawdę może zmienić życie! Zawsze byłam uśmiechnięta i optymistycznie nastawiona do wszystkiego, ale z chwilą usłyszenia ich piosenek mój świat zaczął wydawać się piękniejszy. Poznałam wielu niesamowitych ludzi, na których 1D podziałało tak samo. Chłopcy ujęli mnie tym, że z każdą piosenką trafiają do ludzi. Poznałam wiele dziewczyn, które cierpiały na silne depresje, miały za sobą próby samobójcze, nie mogły utożsamić się z własnym ciałem. One Direction podziałało na nie jak najsilniejsze lekarstwo. Te dziewczyny odkryły na nowo piękne strony życia. Czy to nie brzmi niesamowicie? Tych pięciu, z pozoru zwykłych, chłopaków uczyniło więcej dobrego, niż niektórzy światowi przywódcy. Urzekła mnie w nich…. normalność! Zachowywali się jak zwykli koledzy z sąsiedztwa (aczkolwiek nie wiedziałam, gdzie takie sąsiedztwa się, do cholery, znajdują). Wtedy zaczęłam też mieć swojego młodzieżowego idola – Zayn`a Malika. Przeczytałam o nim wszystko, co było dostępne w Internecie. Zauroczył mnie jego cudowny głos, długie rzęsy, kolor skóry i ten szczery, wesoły uśmiech. Zaprzątał moje myśli dniami i nocami, co z początku wydawało mi się bardzo psychiczne. I nie mogłam nic na to poradzić! Zapragnęłam go poznać. Brzmi bardzo fanowsko, ale miałam cel ociupinkę inny, niż reszta Directionerek. Chciałam go poznać i uświadomić sobie, że on wcale NIE JEST taki cudowny, jak mi się wydaje! Chciałam go poznać i uświadomić sobie, że jest tylko kolejnym pustym produktem fabryki szołbiznesu, że jest jak carte blanche. A wszystko po to, żeby zniknął z moich myśli i pozwolił mi cieszyć się ostatnimi chwilami bycia nastolatką. Dopięłam swego – poznałam go. I zakochałam się jeszcze bardziej. Teraz byłam pewna swojego uczucia. Zapragnęłam być  z nim na zawsze. Nie myślałam o tym, że niedługo będę musiała wracać w swoje rodzinne strony i nasz związek się rozpadnie. Wiedziałam, że powinnam cieszyć się chwilą. Dlatego też uszanowałam ich decyzję o niepodglądaniu planu filmowego i całe popołudnie spędziłyśmy z Sue na zakupach na prestiżowej Oxford Street. Zakupowe szaleństwo i szał ciał w najmodniejszych butikach, później ploteczki w Milkshake City (popijałyśmy oczywiście 1D Shake, a jak. – swoją drogą to niesamowita mieszanka Daim, ciasteczek Jammy Dodgers, gumy balonowej i MNÓSTWA czekolady, uczta dla zmysłów, mniam.). Na nasze szczęście okulary przeciwsłoneczne sprytnie ukryły nasze twarze i nie dopadły nas żadne psychofanki próbujące otumanić nas kapciem i porwać dla okupu, by poznać chłopaków. Chociaż z każdego regału w kiosku czy sklepie muzycznym spoglądały na nas twarze tych wesołków, udało nam się spędzić pierwszy dzień naszej londyńskiej przygody tylko we dwie – to był typowy nudny dla mężczyzn babski  wypad na miasto.

***

Zapadł już zmierzch, gdy mój naprawiony Mini Cooper przekroczył bramę posesji. Chociaż noc była jeszcze młoda, Sue zdecydowała, że pójdzie leczyć odciski wywołane przez pierwsze noszenie turkusowych botków Jerffrey`a Campbella i zafunduje im zbawienną kąpiel z pianą o zapachu zielonej herbaty i nektaru brzoskwiniowego. Obładowana torbami (mogła teraz robić za reklamę wszystkich słynnych domów mody) pożegnała się ze mną i przeciskając się ledwie w labiryncie kabli i różnorakich pojazdów powędrowała w stronę domu. Ja miałam ochotę przejść się na pomost. Ekipa produkcyjna rozjechała się do swoich domów, tabliczka „Wstęp wzbroniony” nie przykuła mojej uwagi, więc stwierdziłam, że nie będę nikomu przeszkadzać swoją obecnością. Z resztą co to ma być? Miałabym się kryć we własnym ogrodzie? Wolne żarty. Tym chętniej ruszyłam w stronę jeziora. Dalej napawałam się widokiem cudów natury, które mój tata zagarnął jednym pociągnięciem karty kredytowej. To był naprawdę śliczny wieczór. Nie chciało mi się wierzyć, że Londyn kojarzy się tylko z szarym jak dupa (i peerelowski papier toaletowy) niebem. W miarę, gdy zbliżałam się do pomostu, do moich uszu zaczęła napływać muzyka. Usłyszałam głos. Poszłam za nim jak myszka Jerry kuszona zapachem sera. Głos stawał się coraz głośniejszy. Schowałam się za drzewem na polance, którą oświetlały liczne jeszcze reflektory. To był głos mojego chłopaka. Śpiewał właśnie wers, który zawsze przyprawiał mnie o dreszcze:

As we lay on the ground I put my arms around you”.

Wtedy go zobaczyłam. Stał bokiem do mnie, pod sznurem lampionów. Wyglądał jak zawsze nieziemsko. Jego głos wędrował po wszystkich komórkach mojego ciała. A potem zobaczyłam ją. Oparta o drzewo przyciągnęła go do siebie, łapiąc za koszulę. Wtedy ich usta stworzyły jedność…

----------------------------------------------------------------------------------------

Nie wierzę! Od ostatniego wpisu, który zamieściłam w zeszłym tygodniu, bloga odwiedziło ponad 1300 osób! To jest jak spełnienie marzeń. BARDZO DZIĘKUJĘ ZA WSZYSTKIE ODWIEDZINY I PRZEMIŁE KOMENTARZE! Oto kolejny dowód na to, że #PolishDirectioners są najlepsze:) <333
Dodatkowo chciałam przeprosić za to, że zaburzyłam rutynę dodawania wpisów, ale ten pierwszy po feriach tydzień był bardzo pracowity i nie miałam wyboru - musiałam się pilnie uczyć ;) Mimo wszystko zaglądajcie tu codziennie, bo bardzo możliwe, że będę miała czas pisać nowe rozdziały.
Jeszcze raz z głębi serca dziękuję Wam wszystkim razem i każdemu z osobna! <333
+ KEEP CALM AND WAIT FOR "UP ALL NIGHT" IN POLAND ON MONDAY! :D
xx