Promienie porannego słońca zaczęły milusio ogrzewać moją twarz. Uśmiechnęłam się mimowolnie, leniwie rozciągając mięśnie i przestrzenie międzykręgowe (które chciały zepsuć nastrój swoimi odgłosami a la pękająca folia bąbelkowa) . Nie miałam siły otwierać oczu. Z resztą… po co? Nie chciałam niszczyć obrazu, który miałam przed oczami. To była niesamowita noc…
***
-AHAHAHAHA, NIEEEEEE, BŁAGAM! – darłam się wniebogłosy, śmiejąc się w plecy mojego chłopaka, który bezczelnie wykorzystywał moje słabe punkty pod żebrami.
Zayn jednym sprawnym ruchem swojego granatowego Nike`a uchylił drzwi do sypialni i delikatnie rzucił mnie na łóżko. Śmiejąc się dalej spojrzałam na niego – najpiękniejszy widok świata. Widok, który w dodatku mówił, myślał, pięknie eksponował śnieżnobiałe zęby, pachniał jak najlepsza paryska perfumeria i – jakby tego było mało – był mój.
Oczywiście do podziału z Trishą – mamą (kobieto, jeszcze Cię nie znam, ale już turlam się na podjeździe Twojego domu z kwiatami i śpiewam pieśni dziękczynne!)
Stał naprzeciw mnie, pod ścianą, i uśmiechał się z taką czułością, że wszystkie moje mięśnie zwiotczały natychmiast. Miał na sobie moje ulubione spodnie w kolorze jasnego ecru i koszulę w kratkę, która cała przesiąkła od lejących się „z nieba” drinków Hazzy i Lou.
Przez chwilę patrzyliśmy na siebie w milczeniu. To jeden z tych cudownych momentów, gdy cisza tylko podkreśla sytuację. Uśmiechaliśmy się delikatnie.
Zayn dalej obserwował mnie, siedzącą w mokrym podkoszulku na jego pościeli. Zaczął przygryzać wargę, a w jego oczach pojawiła się mała iskierka.
- Chodź do mnie. – wyszeptał.
Nasze usta spotkały się. Pocałował mnie czule, a cały mój świat ponownie zawirował. Kolejne najcudowniejsze kilka sekund w moim życiu. Czułam, że się uśmiecha. Odsunęłam się i spojrzałam na jego twarz. Te niesamowite czekoladowe oczy, idealnie zarysowana linia szczęki… Nawet mała blizna na łuku brwiowym wydała się misternie robionym dziełem sztuki. Pogłaskałam go po policzku, wplątując palce w jego włosy. Nachyliłam się, by pocałować go ponownie, gdy nagle….
- APSIUUUUUU! – w ostatniej chwili odwróciłam głowę, by na niego nie kichnąć.
JEZUS MARIA, co za żenada.
Zayn patrzył na mnie zdziwiony, po czym zaniósł się serdecznym śmiechem.
Tak, super, dzięki!
W życiu nie czułam się tak głupio. Nawet, gdy na nocowaniu w podstawówce całkowicie zapięłam koleżankę w śpiworze, podrzucając do środka wcześniej rozpakowane czekoladki. Albo gdy śpiewałam podczas konkursu wokalnego piosenkę z reklamy oleju, bo nie znałam lepszej. Albo jak grałam w przedstawieniu szkolnym tygrysa, z wrażenia zapomniałam roli i zaczęłam udawać gołębia.
Udając głupią i czując się całkowicie zażenowana, spytałam:
-Eee, z czego się tak cieszysz?
- To najbardziej uroczy dźwięk, jaki kiedykolwiek słyszałem – uśmiechnął się niesamowicie szczerze, po czym nachylił się i pocałował mnie jeszcze raz, tym razem delikatniej.
Uderzyłam go poduszką, prowokując bitwę z piórami latającymi po pokoju.
-ACH TAK?! – wykrzyknął, po czym rzucił się na mnie z zamiarem załaskotania na śmierć.
Ja jednak byłam szybsza i poderwałam się z łóżka, zanim zdążył mnie dopaść. Poleciałam do łazienki, zupełnie nie wiem po co, aż zdałam sobie sprawę, że jestem w sytuacji bez wyjścia. Zayn z miną seryjnego mordercy zaczął teatralnie skradać się w moją stronę. Nie miałam nic pod ręką. Rzuciłam w niego rolką papieru toaletowego, co spowodowało, że zgiął się wpół ze śmiechu. Stałam przygwożdżona do ściany nie mogąc uwierzyć, że rzucam się papierem toaletowym z Zayn`em Malikiem. Chłopak podniósł się i z zabójczym błyskiem w oku ruszył w moją stronę. Zaczęłam piszczeć, gdy nagle…
- A MASZ, BRUTALU!
Do łazienki wbiegli chłopcy. I wtedy się zaczęło…
- ZUŻYĆ CAŁĄ AMUNICJĘ! – wykrzyknęli wszyscy razem.
Liam zaczął polewać skulonego na podłodze chłopaka ketchupem, Harry dorwał w lodówce ser w spray`u, który teraz dekorował włosy, ściany i ręczniki, Niall zaczął pryskać wszędzie bitą śmietaną, a Lou rozrzucał posypkę do ciast, jakby był wróżką sypiącą magicznym pyłem. Sue wpadła z pistoletem na wodę. Wszyscy krzyczeli, śmiali się, a Zayn – biedny – przypominał już mało apetyczną przystawkę po kontakcie z bandą żarłoków. Nie wiedział, czy śmiać się, czy płakać, jednak – ku mojej radości – wybrał pierwszą opcję.
- I CAN`T BE NO SUPERMAN, BUT FOR YOU I`LL BE SUPER HUMAN! – wydarłam się, cytując fragment „Save you tonight” i ruszyłam na odsiecz, dzielnie zużywając piankę do golenia stojącą na półce nad zlewem.
Wolelibyście nie widzieć łazienki. Gorzej niż po przejściu błotnego tornada, burzy piaskowej i tęczowego, mazistego tsunami. Przesyłam pozdrowienia paniom sprzątającym.
- TERAZ TWÓJ ZAYN BĘDZIE JESZCZE BARDZIEJ APETYCZNY! – Hazza triumfatorsko wyciągnął pięść ku górze.
Obok niego przeleciało puste opakowanie po piance.
- Dziękuj Bogu, że nie umiem celować! – zaśmiałam się, po czym dołączyłam do wijącego się ze śmiechu po podłodze Malika.
- LET MA LIK U! – wykrzyknął Horan (myślał, że jego dowcip słowny pomieszany z amerykańskim slangiem będzie śmieszny. Miał rację.), po czym rzucił się na chłopaka z językiem i zaczął zlizywać z jego policzka bitą śmietanę.
- ZABIERAJ TEN JĘZOR! – Zayn darł się, wierzgając nogami w każdą stronę i rechocząc jak 10 żab urządzających koncert w stawie.
- OCHRONA HOTELOWA! PROSIMY W TEJ CHWILI OTWORZYĆ DRZWI! – usłyszeliśmy z korytarza.
Wszyscy jak na komendę zamilkliśmy, co po chwili przerodziło się w falę histerycznego śmiechu.
***
- Uch, ach, oł jea, uch, ach, oł jea. – Hazza odstawiał jakieś dziwne połamańce –No co? To mnie uspokaja. – wytłumaczył, gdy zobaczył moją zdziwioną twarz. – Uch, ach, oł jea…
Chłopcy znajdowali się teraz w studio telewizyjnym programu Direct 8 (cóż za zbieg okoliczności z nazwą), do którego mieli udzielić wywiadu.
- UWAGA, WCHODZIMY ZA 3, 2, 1…
- Witamy Was bardzo serdecznie! Jeżeli jesteście po porannej dawce croissont`ów, możecie bez problemu oglądać nasze piękne twarze. Jeżeli jeszcze nic nie jedliście, to bardzo nam przykro, bo od tej chwili przez następne pół godziny nie ruszycie się z miejsca. – zażartował prowadzący.
-To chyba lepiej, bo nie będę miała czym wymiotować. – powiedziała z przekąsem przyjaciółka. - Ummm, jaki on dowcipny! Jakie wyrafinowane poczucie humoru! O zgrozo…
- Melanie, czy jesteś na to gotowa? – spytał prezenter.
- Oczywiście, Jean-Baptiste! Przed państwem nasi dzisiejsi goście…. ONE DIRECTIOOOOOOOOOOOOOON! – wydarła się Melanie. Chyba kanapa w studio pomyliła jej się z budką komentatorów sportowych.
- Boże, jaka maniera – Sue strzeliła facepalm`a, po czym ułożyła się wygodnie na fotelu za kulisami, skąd miałyśmy świetny wgląd na to, co dzieje się przed kamerami.
Byłam tak zapatrzona w swojego chłopaka, że nie usłyszałam ¾ tego, co chłopcy mówili prowadzącym. Zupełnie się wyłączyłam. Ktoś odłączył mój mózg od kontaktu, nastąpiło przerwanie przewodów, obieg prądu zamknięty. Nic. Zero.
Satelita Carol krąży wokół planety Zayn.
I nagle BACH! Armagedon!
- A ta brunetka, z którą Cię widywano ostatnimi czasy?
- To tylko dobra przyjaciółka. – Malik uśmiechnął się do kamery.
- Carol, tylko spokojnie! – Sue nachylała się w moją stronę, ale ja już biegłam w stronę wyjścia.
-----------------------------------------------------------------------------------------------
TO DZIĘKI WAM I WASZYM GŁOSOM!
Moja reakcja?
Pierwszy plebiscyt, w którym mój blog brał udział i od razu 2 nagrody. To niesamowite!
TEN ROZDZIAŁ DEDYKUJĘ WSZYSTKIM, KTÓRZY ODDALI SWÓJ GŁOS I WSPIERAJĄ MOJE WYPOCINY KOMENTARZAMI. JESTEŚCIE WIELCY! :)
Najlepszy fanbase świata <3
xx
Najlepszy fanbase świata <3